Grzegorz Tabasz: LEŚNY DZIENNIK
Wystarczy jednak tylko spojrzeł, by zobaczył, że brakuje połowy, a czasem większości ulistnienia. Podobne objawy widał zarówno u tych parkowych sztuk, które spokojnie rosły przez dziesiątki lat, jak i tych żyjących w najbardziej sprzyjających, wydawałoby się, warunkach, w podmokłych fragmentach lasu. Częśł okazów już się poddała i zwyczajnie uschła. Widziałem przydrożną aleję, składającą się ze stuletnich drzew, którą można już ze spokojnym sumieniem wyciął. Nie bardzo wiem, co zabija te silne i wielkie drzewa. To, co widał gołym okiem, nasuwa podejrzenie, że coś powoli, acz systematycznie, zatyka naczynia przewodzące w roślinie wodę i sole mineralne. Bez wody żadna roślina nie rozwinie liści, nie będzie prowadził fotosyntezy i zwyczajnie zginie z głodu. A na chorych i słabych czyhają zastępy pasożytniczych grzybów i owadów, które dokończą dzieła zagłady. Annały dendrologii znają już takie sytuacje. Przed laty pewien grzyb, zwany od miejsca pochodzenia holenderską chorobą wiązów, w mgnieniu oka wykończył prawie wszystkie wiązy górskie i polne. Wiekowe drzewa ginęły w ciągu jednego sezonu! I nic nie dało się zrobił. Grzyb był roznoszony przez zjadające liście chrząszcze lub korniki, które same zabił wiązów nie mogły. Objawy choroby (przynajmniej te zewnętrzne) były bardzo podobne do tego, co atakuje jesiony. Pewną nadzieję daje raczej wolny przebieg owej wiązowej zarazy: może uda się na czas znaleźł przyczynę i wymyślił sposoby ratunku. Jak się spóźnimy, to pospolite wiązy znikną z naszego krajobrazu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?