Świadek pacyfikacji emerytowany lekarz Czesław Żurowski z żoną Krystyną pojawił się na tegorocznej uroczystości upamiętnienia wydarzeń sprzed dziesięcioleci. Zawsze przyjeżdża, by oddać hołd tym, którzy zginęli i tym, którzy wraz z nim byli maltretowani. Pomordowanym i katowanym ludziom cześć oddali także mieszkańcy wioski z sołtysem na czele, przedstawicielki koła gospodyń wiejskich oraz władze gminy i powiatu. Wspominali tragiczne dni.
Był lipiec 1943 rok. Niemcy organizowali aresztowania, łapanki, wywózki do obozów śmierci i do przymusowych robót. Pod Krakowem zorganizowali pacyfikacje wielu wiosek wspierających partyzantów. Co kilka dni Niemcy zajeżdżali do którejś z niewielkich miejscowości, palili domy, katowali ludzi, spędzali w jedno miejsce i niemiłosiernie bili.
1 lipca 1943 roku pacyfikowano Kaszów, gdzie zostało zamordowanych 30 osób. Kilka dni później 4 lipca była pacyfikacja Liszek - tam zamordowano 32 osoby. Potem 16 lipca katowano ludzi w Łazach, zginęło 4 osoby. Na tym nie koniec w powiecie krakowskim kolejna pacyfikacja była 21 lipca w Radwanowic, gdzie zamordowano 30 osób.
Czesław Żurowski z Łaz dokładnie pamięta ten dzień. O świcie żołnierze niemieccy zajechali do wsi. 500 uzbrojonych gestapowców, żandarmów otoczyło Łazy, obstawiło okoliczne lasy, a samolot patrolował teren.
- Była godzina 5 rano, zostaliśmy wyrwani ze snu i zapędzeni na pole przy dworze. Miałem 15 lat, a razem z ojcem zostałem potraktowany jako jeden z najbardziej winnych - opowiada Żurowski. Wspomina człowieka, który służył w ich gospodarstwie. - Matka go przygarnęła, bo stracił poprzednia pracę. Okazało się, że był konfidentem - mówi. Donosił Niemcom kto z mieszkańców karmi partyzantów.
Żurowski wspomina, że jego dziadek wówczas 90-letni Jan Żurowski nie uczestniczył w tej pacyfikacji. Niemcy pozwolili mu zostać w domu.
- Specjalne pozwolenie napisali na papierze toaletowym, bo taki znaleźli w domu. Nie wiem, czy ze względu na to, że miał rosyjski paszport, czy ze względu na podeszły wiek - mówi świadek tamtych tragicznych zdarzeń.
Ludzie leżeli twarzą do ziemi na łące obok zabudowań dworskich. Kobiety z małymi dziećmi zamknięto w jednej ze stodół i nie wypuszczano przez cały dzień.
Natomiast w dworskiej stodole przesłuchiwano, bito drewnianymi pałkami, maltretowano podejrzanych o pomoc partyzantom. Najbardziej torturowano Jakuba Mirka, który pomagał agentom podającym się za partyzantów. Nie przeżył tortur.
Niemcy próbowali wymusić na wielu osobach przyznanie się do współpracy z partyzantami, pomoc im i przynależności do Armii Krajowej. Nikt tego nie zdradził.
- Teścia zbili tak, że miał całe plecy sine, katowali go, cierpiał okrutnie, bo nie chciał zdradzić swojego brata - mówi Stanisława Gzyl, która historie pacyfikacji wioski zna z opowieści męża i teściowej.
Niemcy nie znaleźli też w Łazach żadnych materiałów obciążających tutejszych ludzi podczas rewizji przeprowadzanych w domach, zrabowali tylko wartościowe rzeczy.
Mieszkańcy Łaz przeleżeli cały dzień w upale bez jedzenia i picia. W oborach ryczały głodne zwierzęta i nie wydojone krowy. Na koniec hitlerowcy ostrzegali mieszkańców, że Łazy znikną z powierzchni ziemi, jeśli dowiedzą się o dalszej współpracy z partyzantami. 15 osób zostało aresztowanych i osadzonych w obozie w Płaszowie.
Tam zmaltretowani i wygłodzeni byli zmuszani do ciężkiej pracy. Trzech kolejnych mieszkańców Łaz zmarło: Jan Gach, Edward Gzyl i Stefan Litewka. Pozostali wrócili do domów 4 października 1943 r. Konfident Władysław Miś z wyroku Polski Walczącej został zastrzelony w maju 1944 r.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?