Iwan Swarnyk
z Iwanem Swarnykiem rozmawiał Konstanty Czawaga.
Pretekstem naszej rozmowy stało się niedawne, uroczyste przekazanie przez Konsulat Generalny Federacji Rosyjskiej we Lwowie oraz inne instytucje z Moskwy zbioru wspaniałych współczesnych książek w języku rosyjskim dla waszej biblioteki. Pamiętam jak kiedyś starszy pracownik biblioteki literatury obcej przy ulice Mularskiej (teraz oddział Obwodowej Biblioteki Naukowej) powtarzał studentom, ażeby nie tracili swoich pieniędzy na drogie książki w „Drużbie”, ponieważ wszystko można wypożyczyć za darmo w bibliotece państwowej. W czytelni było też sporo świeżych polskich czasopism. Teraz ich nie ma. Co się stało?
Bez wątpienia, że Lwów jak miasto, które nadzwyczaj wiele znaczy dla historii i kultury Polski, miało przez dłuższy czas wielkie tradycje polskiej książki. Powiedzmy, w lwowskiej księgarni „Drużba” polska książka stanowiła ponad połowę powierzchni sklepowej. Dlatego dla każdego mieszkańca Lwowa, czy to polskiego pochodzenia, czy Ukraińca, czy dla każdej inteligentnej osoby polska książka oznaczała dostęp do światowej cywilizacji.
Jest Pan Ukraińcem. Kiedy i gdzie nauczył się pan polskiego?
Nigdy specjalnie polskiego się nie uczyłem. Polskiego słuchałem w radiu. Miałem w kuchni radio nastawione na Warszawę i szczególnie śledziłem wydarzenia w Polsce w okresie Solidarności. Oprócz tego, polskie radio nadawało dużo dobrej muzyki. Pasjonowałem się wtedy muzyką współczesną. Polskie radio stało się dla mnie pierwszą szkołą. Poza tym pierwszą moją książką w obcym języku były „Bajki” Jana Brzechwy, które ojciec (poeta i bajkopisarz Iwan Swarnyk – red.) sprezentował mi, gdy miałem pięć lat. Ojciec czytał mi polskie bajki, tłumaczył je na język ukraiński. Tak po raz pierwszy usłyszałem język polski. Dlatego język polski był pierwszym językiem obcym, który poznałem.
Wielu z nas w czasie studiów na Uniwersytecie zapoznawało się z klasyką światową w polskich przekładach.
Tak. Moje wiadomości z literatury światowej w dużym stopniu czerpałem dzięki polskim przekładom. Polacy, tak jak i Rosjanie , wiele uwagi udzielali przekładom klasyki światowej i ówczesnej literatury współczesnej. Później, miałem jeszcze jedną okazję. Gdy ożeniłem się, mój szwagier był specjalistą od telewizji i zmajstrował antenę na Polskę, co sprawiło, że mogłem odbierać dwa polskie programy. Polska telewizja była o wiele ciekawsza niż sowiecka. Kryminały, kino europejskie, które wtedy demonstrowano, dla mnie, jak i dla wielu lwowian było możliwością dołączenia się do kultury światowej, ówczesnego europejskiego, amerykańskiego i światowego kina. Były tam też ciekawe programy publicystyczne i muzyczne.
Jako historyk też wiele pan czerpał z polskich źródeł?
Naturalnie. Nie tylko źródła, ale i sam stosunek do wydarzeń historycznych. Polacy zawsze byli narodem patriotycznym, nie zważając na reżim, który w ich kraju panował: czy to komunistyczny, czy socjalistyczny. Ale Polska była Polską. Nigdy nie była ani sowiecką ,ani socjalistyczną. Jeżeli była socjalistyczną, to pozostawała Polską , w odróżnieniu od Ukrainy. Pamiętam, jak ojciec z jakiejś delegacji pisarzy z Polski przywiózł okładkę na zeszyt, gdzie były portrety królów polskich. Było to dla mnie szokiem, bo nikt z ukraińskich uczniów nie uczył się o książętach kijowskich. Uczyliśmy się o Olegu, Jarosławie, Włodzimierzu, ale po kolei ich nie znaliśmy. Było to dla mnie przykładem stosunku do historii.
Potem miał pan styczność z językiem polskim w czasie pracy w Centralnym Archiwum Historycznym Ukrainy we Lwowie (w murach byłego klasztoru bernardynów).
Powiedzmy, gdy trafiał mi się pośród tekstów łacińskich, które są bardzo złożone. Nasz lwowski tłumacz z łaciny Andrij Sodomora często mówił, że nie ma tu początku tekstu i nie ma końca. Chyba, że koniec będzie tam gdzie w dokumencie stoi data. I gdy w łacińskim tekście, trudnym, biurokratycznym i prawniczym trafiały się polskie wstawki, było to dla mnie kluczem, który pozwalał mi rozgraniczyć. Oto koniec jednej konstrukcji, tu ma być podmiot i orzeczenie, a tu są te fragmenty, które z łaciny nie przekładają się w ogóle.
Wróćmy do największej we Lwowie i dostępnej dla wszystkich kategorii czytelników publicznej naukowej biblioteki, której pan jest dyrektorem. Jaką jest część w zbiorach biblioteki zajmują polskie książki, włączając w to i wydział literatury obcej na ul. Mularskiej?
Ilość polskiej książki jest minimalna. Otrzymujemy tylko to, co nam darują dobroczyńcy. Na przykład, redaktor naczelny lwowskiego pisma „Ji” Taras Woźniak przekazuje nam książki, w tym i po polsku, które mu nie za bardzo są potrzebne. Zbiory biblioteki liczą ponad 700 tys. tomów i te kilkadziesiąt książek, to nie są żadne znaczące uzupełnienia zbioru.
A czy są poszukiwane polskie książki przez czytelników?
Bez wątpienia. Czytelnicy, szczególnie studenci słowiańskiej filologii Uniwersytetu Lwowskiego. Studiują język polski i literaturę, dla nich to jest sprawa zawodowa. Mogą zapoznać się z polską klasyką. Powiedzmy, z twórczością Norwida, Mickiewicza czy Słowackiego, ale są to wydania z lat 30-40-50-60 XX wieku, ale nie mają żadnego pojęcia o współczesnej polskiej literaturze. Czy to o poezji, czy prozie, czy nawet współczesnej literaturze naukowej. Wiemy, na przykład, że nauki historyczne w Polsce są nadzwyczaj rozwinięte. To co u nas robi się dopiero teraz, to w Polsce osiągnięto już w latach 50-60 zeszłego wieku. Przykładem mogą tu służyć wydawnictwa o małych miasteczkach i wioskach. Ta miłość do swojej małej ojczyzny – jest to przykład, który warto naśladować. Poza tym są przekłady prac z dziedziny filozofii, historiozofii. Prace te bardzo sumiennie i starannie są tłumaczone na język polski.
Czy zwracał się pan do polskich wydawnictw, bibliotek i innych instytucji w Polsce, aby uzyskać taka literaturę?
Jest to zadanie, które stoi przede mną. Dopiero od dwu lat jestem dyrektorem. Mam wiele problemów, szczególnie w dziedzinie kompletowania ukraińskiej, rosyjskiej i każdej innej literatury. Zadanie pierwsze – zabezpieczyć należyty stan techniczny, aby wszystkie wydziały miały wyposażenie komputerowe. Bez katalogu elektronicznego jest to biblioteka dnia wczorajszego, lub nawet przedwczorajszego. Dziś w szafach są tysiące i tysiące kartek, w których studenci nawet nie zawsze się orientują. W odróżnieniu – katalog elektroniczny – jest absolutnie czytelny i zrozumiały. Już wiele zrobiono.
Jak ocenia pan inicjatywę konsulatu generalnego Federacji Rosyjskiej we Lwowie, który był współorganizatorem przekazania bibliotece zbioru nowych rosyjskich wydań?
Jest to bardzo ważny krok ze strony tzn. Domu Rosyjskiej Zagranicy im. Sołżenicyna, struktury, która celowo pracuje nad tym, aby szerzyć i popularyzować rosyjska książkę na świecie i dbać o zaspokojenie potrzeb w literaturze swojej mniejszości narodowej. Była to inicjatywa absolwentów Uniwersytetu Lwowskiego, Rosjan z pochodzenia, mieszkających we Lwowie. Zwrócili się oni do Domu Rosyjskiej Zagranicy z propozycją przekazania do Lwowa takiego zestawu książek. Cieszę się bardzo, że te książki trafiły do mojej biblioteki i będą dostępne nie tylko dla rosyjskiego czytelnika. Są to rzeczy, które w dużym stopniu stosują się rosyjskiej kultury, ale są to wydania, które nie ukazywały się w okresie sowieckim. Są to utwory ludzi, którzy przeszli przez obozy, trafili na wygnanie. W wielu wypadkach los rosyjskiej inteligencji był analogiczny do losu ukraińskiej inteligencji, która osiadła w Krakowie czy Paryżu, w Austrii czy Niemczech, czy za oceanem.
Czy zainteresowany byłby pan taką literaturą też z Polski?
Bez wątpienia! Gdy patrzymy na to, co wydaje się we współczesnej Rosji, to możemy sobie wyobrazić co wydaje się we współczesnej Polsce!
Czy ma pan kontakt z konsulatem generalnym RP we Lwowie?
Z żalem muszę stwierdzić, że na razie takich kontaktów nie mam. Mam dobre stosunki z konsulatem Czech. Obecnie z konsulatem Rosji, z polskim, niestety, nie mamy. Jest to dla mnie przykre, bo od dłuższego czasu związany jestem z polską kulturą. Tłumaczyłem dzieła literatury polskiej na język ukraiński. Przez 10 lat byłem członkiem Rady Fundacji „Krzyżowa” dla Porozumienia Europejskiego koło Wrocławia. Jeździłem co roku do Polski, mam tam dużo przyjaciół, kolegów. Miałem wykłady w Krakowie, uczestniczyłem w konferencjach naukowych w wielu polskich miastach.
Przed naszym spotkaniem rozmawiałem z dyrektorem Południowo-Wschodniego Instytutu Naukowego w Przemyślu dr. Stanisławem Stępniem, który powiedział, że przygotuje dla Obwodowej Biblioteki Naukowej we Lwowie po egzemplarzu każdego wydania swego Instytutu.
Byłby to nadzwyczaj korzystny krok dla obu instytucji. Pana Stanisława znam jeszcze z mojej pracy w Archiwum. Przyjeżdżał tam jako naukowiec, badał życie Symona Petlury w zbiorach Archiwum we Lwowie. Mam z nim ciepłe stosunki i przyjemne wspomnienia. Chciałbym wspomnieć, że w Polsce istnieje wielkie lwowskie lobby. Są to organizacje Miłośników Lwowa, żyją potomkowie tej inteligencji, która była profesorami w Politechnice Lwowskie, na Uniwersytecie. Wiem, że w Polsce jest wiele publikacji poświęconych naszemu miastu. Nawet w moim gabinecie jest z dziesiątek książek na ten temat: „Cmentarz Łyczakowski” Stanisława Nieciei i inne.
Nasza koleżanka red. Stanisława Warmbrand, była lwowianka z Akademickiej, pyta, czy jest możliwość przekazywać do biblioteki prywatne zbiory książek? Są chętni.
Z chęcią. Tym bardziej, ze mamy analogiczne przykłady współpracy z ukraińską emigracją w Kanadzie, Australii. Z Rzymu mamy bibliotekę śp. ojca Dmytra Błażejowskiego. Są to bardzo cenne rzeczy, które są bardzo potrzebne szerokiemu czytelnikowi. Szczególnie dla młodego czytelnika. I jeszcze jedno. Od dawna sławną we Lwowie była biblioteka literatury zagranicznej na ul. Mularskiej, o której pan wspomniał. Teraz jest w strukturze naszej biblioteki. Ma bardzo bogaty zbiór, ale tam też brakuje literatury współczesnej, szczególnie polskiej. Jak byśmy mieli uzupełnienia, to moglibyśmy przekazywać to co dostajemy w kilku egzemplarzach do bibliotek rejonowych. Wiemy, że Polacy mieszkają w województwie lwowskim w kilku miejscowościach. Kultura polska jest nam bardzo bliska, tym bardziej, że mamy tu wiekowe tradycje wspólnego zamieszkiwania w jednym państwie – Rzeczypospolitej. Też tradycje międzywojennej Polski, gdy Ukraińcy czuli się różnie, ale pamięć, tradycja i język polski i polska kultura pozostały. Szczególnie wśród ludzi starszych. A młodzież powinna poznawać współczesną polską kulturę i literaturę.
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?