Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Głodnemu na myśli

Redakcja

CIEKAWY, SŁONECZNY DZIEŃ, KRAKÓW, CZAT NA FACEBOOKU

MW: Ej, Gaja! Gdzie jedziesz na wakacje?

GG: W sumie jeszcze nie wiem. Nigdy nie wiem do momentu, aż już wiem. Pewnie się bujnę jak zwykle do Holandii, a potem do Wiednia. A poza tym Pcim. No i Kraków. Ja uwielbiam wakacje w mieście. Zapach rozgrzanego asfaltu, upał, pływanie w Zakrzówku, workouty w Parku Dębnickim, siedzenie z browarem nad Wisłą, zabawa w mieście, kiedy nareszcie nie musisz zdejmować z siebie kożuchów, czapek, szalików, rękawic, barchanów, kalesonów…

MW: Ahahahaha. Ja nigdy nie noszę barchanów. Kalesonów też, na swoją zresztą zgubę. Albo i jeszcze czyjąś. Zakrzówek natomiast mają ogrodzić, zamykać i wybudować kolejną Galerię Dębniki z KorpoMovies, gdzie będziesz se w trójwymiarze wąchać postkryzysowe produkcje Hollywoodzkie z polskimi megastars w trzecioplanowej roli.

GG: Z Zakrzówkiem mają coś zrobić od lat i ja już im nie wierzę. I się nie przejmuję. Co roku ogradzają go na nowo i co roku ktoś robi dziurę w ogrodzeniu. W zeszłe wakacje wyrżnięto schody w skale, aby się na nielegalu wygodniej schodziło, a przy wejściu zainstalował się typ z wózkiem z hot–dogami. A Ty mi mówisz o zamknięciu, jak tu się infrastruktura kąpieliska rozwija aż miło! W każdym razie ja tam przychodzę tylko pływać. Przypinam rower, zostawiam ubrania, pływam godzinę, wracam. Bo leżeć się tam nie da wśród typów z grającymi komórami na szyjach, w skarpetach po pachy i wśród piczonów królewskich usmażonych na kolory nieistniejące w przyrodzie z tatuażem Bogdan wypisanym gotykiem na spieczonych brzuchach. Jest jazda, powiem Ci. Szkoda, że u nas nie można rozsypywać ludzkich prochów gdzie się chcę. Część na pewno rozsypałabym na Zakrzówku.

GG: Hm, to chyba nie miał być felieton o Zakrzówku…

MW: Miał być. Poniekąd. Bo mieliśmy pogadać o tym, jak przygotowujemy ciało do lata. Ja na przykład przedsięwziąłem w tym celu plan redukcyjny. Rozpocząłem zakreślenie ogólnych reguł diety, podział najważniejszych posiłków, rozpisanie proporcji na białka, węglowodany, tłuszcze. Tak optymalnie ustawioną dietę rozpocząłem pierwszego dnia wiosny.

MW: I zakończyłem 25 marca, bo do tego dnia wytrzymałem.

MW: xD.

GG: A ja zrobiłam coś strasznie głupiego. Przyjaciółka namówiła mnie na głodówkę. Kusząc nie tyle możliwością pozbycia się złogów tłuszczu, ile jakimiś niezapomnianymi, niesamowitymi stanami umysłu. Co za koszmar. Trzy dni same surowe warzywa. Potem cztery dni sama woda. Następnie wyciskany sok zmieszany z wodą i wywary z warzyw bez soli (czegoś równie obrzydliwego dawno nie jadłam). Martwiłam się, że o samej wodzie nie będę mogła iść na imprezę, ale przyjaciółka przekonywała: impreza będzie ostatnią rzeczą, na którą będziesz miała ochotę. Będziesz tylko chciała leżeć i rozkoszować się tym stanem totalnej lekkości. I co powiesz? Nadszedł piątek (trzeci dzień głodówki), a ja co? Do kina, a potem, hyc na imprezę. Okazało się, że zupełnie jak na rysunku Raczkowskiego, możliwa jest dobra zabawa bez alkoholu. Ale poza tym koszmar. Ani przez chwilę nie przestałam myśleć o jedzeniu. Nakładając chrupki kotu, zazdrościłam mu z całego serca. Prawie się rzuciłam na beztrosko upuszczony na ziemię paluszek, a kawałek marcepana, którym kot bawił się na podłodze, wyrwałam mu i odłożyłam sobie na później, tak wydawał mi się pyszny! Gdy zaczęłam pić te soki zmieszane z wodą, świat wydał mi się nieco bardziej łaskawy. I co z tego, że po tych czterech dniach wyglądałam jak patyk. Takie cierpienie nie jest tego warte. Po co sobie odejmować jedną z największych przyjemności. Dobra, idę zjeść szparagi, bo zgłodniałam.

KILKA MICH SZPARAGÓW PÓŹNIEJ

MW: Średnio lubię szparagi, wolę bób, powiem Ci. Dużo białeczka!

MW: Natomiast pozwól, że nie użyję niecenzuralnych słów tytułem komentarza Twojej diety, gdyż boję się, że postronne osoby mogą to czytać. Ja sądzę, że ty wiesz, o czym ja mówię. Powiem może tylko tyle, że czeka Cię efekt jojo i całe to dziadostwo, które sprawi, że skutki mordęgi będą odwrotnie proporcjonalne do zamierzonych celów.

MW: Być może gorszym niż plany przebudowy Zakrzówka!

GG: Tutaj muszę się nie zgodzić i Bóg mi świadkiem, że nie myślałam, iż nastanie dzień, w którym będę bronić głodówy. Efekt jojo nie jest winą głodówki czy jakiejkolwiek diety, tylko człowieka. Wkurzają mnie takie argumenty przeciw, tak samo jak teksty typu "nie potrafię schudnąć”. Każdy potrafi, a jeśli mu się nie udaje, to jest to tylko i wyłącznie jego wina. Samopobłażanie – coś czego nie znoszę. Może moja opinia jest niepopularna, ale nie mam litości dla takich ludzi. Chcą być grubi, to niech sobie będą – to rozumiem, ale gadanie, że ktoś chce schudnąć i mu się nie udaje, jest bzdurą. Powracając do konkretów: z głodówki trzeba wychodzić tyle, ile trwała, codziennie dodając po jednym produkcie.

KILKA MINUT WYRZUTÓW SUMIENIA PÓŹNIEJ

MW: To co? Po browarku i idziemy na Zakrzówek?

GG: Aaa, chciałeś mnie podejść! Żaden tuczący browarek nie wchodzi w grę! No ale niech już będzie wóda z kolką lajt. A Zakrzówek jutro, bo właśnie zaczęło padać.

MW: No dobra. To idę coś zaszamać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski