Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

GminaPIWNICZNA

Redakcja
Ratunek dla Suchej

Sucha Dolina była w przeszłości niekwestionowaną stolicą narciarstwa na Sądecczyźnie. Jej położenie i ukształtowanie terenu jest wręcz niemal idealne. Od kilku jednak lat zauważa się, że stacja ta coraz bardziej pustoszeje. Narciarze przenoszą się na Jaworzynę Krynicką, lub do położonej nieopodal Wierchomli.

   - Powód jest jeden, podstawowy: brak porozumienia między właścicielami terenów, a posiadaczami wyciągów - mówi burmistrz Edward Bogaczyk. - Z tego względu upadł projekt budowy "krzesełka". Wszyscy wierzą, że stanie się jakiś cud. Ale cudu nie będzie. Właściciele gruntów muszą zdecydować się albo na podpisanie wieloletnich umów z osobami mającymi ochotę włożyć trochę grosza w budowę wyciągów, albo na sprzedaż gruntów. Inwestorzy, gotowi do budowy "krzesełka" z parkingu na górę, sztucznego naśnieżania i oświetlenia stoku, są. Potrzebne jest tylko odpowiednie porozumienie.
   Zgodnie z planami przestrzennego zagospodarowania terenu, możliwa jest budowa na Suchej Dolinie bazy mieszkaniowej, jaką stworzono w pobliskiej Litmanovej na Słowacji, gdzie powstały piękne domki, w pełni wyposażone. To niemal małe, jednorodzinne wille. Pilnego remontu wymaga też schronisko. Decyzja o jego przyszłości leży w gestii wojewody, który jest gospodarzem tego obiektu. Niektórzy ze znawców problematyki budowlanej mówią o potrzebie stworzenia nowego budynku, dostosowanego do norm unijnych. Na pilne decyzje oczekuje sporo miłośników białego szaleństwa, którzy uważają, że nie ma lepszego miejsca na kuli ziemskiej do szusowania, niż Sucha Dolina.

Turystyka

numer

jeden

Rozmowa z Edwardem Bogaczykiem, burmistrzem miasta i gminy Piwniczna-Zdrój

Za Panem jedna trzecia burmistrzowskiej kadencji. Zróbmy więc małe podsumowanie. Co się Panu udało, a gdzie poniósł Pan porażkę?
   - Piwniczna - jak wynika z nazwy - to Zdrój. By słowo to było adekwatne do rzeczywistości musieliśmy położyć zdecydowanie większy nacisk na ekologię. Postawiliśmy przede wszystkim na budowę kanalizacji. Inwestycje tego typu prowadzone były w minionym roku w Kokuszce, na Łomnickiem, Śmigowskiem, Dermanówce. Łącznie położono ponad 10 km rur. Zakończyliśmy też remont oczyszczalni ścieków. To już na wskroś nowoczesny obiekt, spełniający wszelkie unijne normy, przygotowany na przyjęcie dużej ilości nieczystości.
Ekologia idzie najczęściej w parze z turystyką. Jakie są plany w tej dziedzinie? Wszak tradycja do czegoś zobowiązuje. W latach 30. Piwniczną odwiedzało i po kilka tysięcy letników...
   - Z moich i nie tylko moich, obserwacji wynika, że sezon turystyczny trwa w Piwnicznej niecałe pół roku, od grudnia do lutego w zimie, a latem od lipca do sierpnia. Pozostałe miesiące to albo okres martwy, lub co najwyżej można mówić o turystyce weekendowej. By te okresy ożywić, potrzebne są w Piwnicznej nowe inwestycje związane z turystyką.
Ale to przecież leży w gestii Zarządu i Rady Miasta i Gminy?
   - Po części. Gmina z własnych funduszy nie jest w stanie prowadzić większych inwestycji. Naszym zadaniem jest przede wszystkim przyciągnięcie oferentów. I w tym względzie nie zasypiamy gruszek w popiele. Myślę, że za dwa lata na Kicarzu powstanie nowoczesna stacja narciarska. Finalizuje się sprawa kolejki górskiej z Piwnicznej do Szczawnicy przez Obidzę. Oczekuję, że ruszą wreszcie prace przy aquaparku na Nakle. My też robimy, co możemy. Dowodem jest chociażby otwarcie pijalni na Zawodziu, która jeszcze do niedawna funkcjonowała tylko w sezonie letnim. Jednym z naszych zadań, zapisanych już w budżecie, jest budowa hali sportowej i pływalni przy Szkole Podstawowej w Piwnicznej. Taką samą rolę winny spełnić baseny letnie, które chcemy uruchomić na przyszłe lato w Kosarzyskach oraz w rejonie dawnego ośrodka krakowskiej "Armatury".
Można więc chyba powiedzieć o razsądnym gospodarzeniu?
   - Oglądamy każdą wydawaną złotówkę bardzo dokładnie, licząc się z tym, że musimy mieć odpowiednią rezerwę na pozyskanie funduszy unijnych.

Mistrzowie z Zamakowiska

Niewielu chyba ludzi, nawet tych, profesjonalnie zajmujących się problematyką sportową wie, co to jest snowmobil, snowcross, cross country, czy też supercross. Jeszcze mniej wie, że właśnie z Piwnicznej wywodzą się mistrzowie Polski w tej nietypowej konkurencji.

   Rodzina Maślanków z Zamakowiska w Piwnicznej stanowi zgrany team o nazwie "Arctic Polska". Łukasz (20 lat) i Paweł (19) - międzynarodowy mistrz Polski i mistrz Polski w snowmobilu, to prawdziwi zapaleńcy jazdy na skuterach śnieżnych. Wspiera ich tata Jan, będący menadżerem, mechanikiem, a także... zawodnikiem, mającym w dorobku mistrzostwo Polski seniorów. Niepoślednią rolę odgrywają też wujkowie Pawła i Łukasza - Ryszard Kostuch i Krzysztof Ściórka. W grupie jest też Marek Pawlikowski z Nowego Targu.
   Bakcylem jazdy na skuterach śnieżnych zaraził Maślanków juniorów wujek Ryszard Kostuch. Zaczęło się to przed pięciu laty i - o dziwo - niebawem przyszły pierwsze sukcesy. Ich dom zaczął się wypełniać pucharami. Dziś Paweł jest międzynarodowym mistrzem Polski w snowcrossie, zaś Łukasz mistrzem w supercrossie - w konkurencji, w której jednocześnie może startować nawet i do 20 zawodników. Tato też nie mógł pozostać w tyle - został mistrzem w konkurencji seniorów.
   - Za kilka dni czeka nas nowe wyzwanie - mówi Paweł Maślanka. - W zawodach, które odbędą się w Ujsołach koło Żywca, zamierzamy obronić zdobyte rok wcześniej tytuły. Później chcielibyśmy też pojechać jeszcze na zawody do Austrii i Szwecji. Ciężko będzie szczególnie na Półwyspie Skandynawskim, gdyż Szwedzi, których zostawiliśmy w tyle, pałają wielką chęcią rewanżu. A trzeba wiedzieć, że jest to ścisła czołówka światowa.

Z gór

widać

najlepiej

Babcia Nowakowa z Poczekaja ma ze swego podwórka chyba najpiękniejszy widok na Piwniczną i całą Dolinę Popradu. Jej gospodarstwo znajduje się bowiem wysoko, w paśmie Radziejowej, około dwóch godzin drogi od Piwnicznej.

   Najpierw szlakiem żółtym przez przysiółki Pola i Bziniaki, potem czerwonym z Niemcowej na Kordowiec. Trochę wyżej jest tylko dom Wielochów, ale ci mieszkają tu tylko latem. Na zimę schodzą do Rytra.
   Nieduża chatynka babci Nowakowej, o jednym, niewielkim oknie, nie ma nawet komina. Dym z pieca wydostaje się na zewnątrz przez dymniki u szczytu dachu. Izbę oświetla lampa naftowa, a wodę nosi babcia z niezamarzającego w zasadzie źródełka pod lasem. Dopełnienie gospodarstwa stanowi obora, gdzie stoi żywicielka-krasula i ziemna piwniczka, gdzie przechowywane są ziemniaki i kapusta. By było ciekawiej - piwniczka znajduje się już na terenie gminy Rytro, gdyż przez obejście babci przebiega granica między gminami.
   Licząca sobie 81 lat babcia nigdy nie myślała, by porzucić swoje ukochane miejsce na ziemi. Jest jej tam, jak twierdzi, po prostu dobrze. Ma ciszę, spokój, psa - swojego wiernego przyjaciela. Gdy przyjdzie jej ochota, by posłuchać najświeższych wiadomości z kraju i ze świata, to włącza radio na baterie. Babcia ma też... własny telefon komórkowy, który niedawno zasponsorowała jej gmina. Troszkę trwało, zanim nauczyła się obsługiwać ten wynalazek.
   Odwiedzają ją różni ludzie. Przychodzi Józef Długosz i Jacek Durlak, który prowadzą turystów po górach. Przynoszą co trzeba - naftę, świece, przetwory, owoce, lekarstwa. Wielu piechurów wpisało się już do babcinych zeszytów, stanowiących swoistą kronikę. Dedykację zostawili nawet Japończycy.
   Jest mi tu dobrze - to credo babci Nowakowej, kobiety najwierniejszej Kordowcowi, górom.

Przez żołądek do serca

W Młodowie nastały czasy "babskich rządów", ale nie tak znów do końca. Podczas ostatnich wyborów sołeckich tę zaszczytną, choć odpowiedzialną funkcję odzyskał, po ustępującej Marcie Puchale, ród męski w osobie Józefa Kuliga, który będzie głową wsi przez cztery najbliższe lata.

   O tym, co w Młodowie dzieje się dobrego, (bo złe nie może wchodzić w rachubę), decyduje dziewięć gospodyń zrzeszonych w "Stowarzyszeniu na Rzecz Rozwoju Wsi Młodów", któremu przewodniczy Maria Krasowska. Chwilowo jest ona w rodzinnych stronach nieobecna, gdyż pojechała za granicę podpatrywać, co się w Unii Europejskiej dzieje.
   Najważniejszym zadaniem stowarzyszenia jest turystyczna promocja Młodowa, a przy okazji i gminy. Występują więc młodowianki na wszelkich targach turystycznych i spotkaniach regionalnych. Uwagę przyciągają ich barwne, ludowe stroje, zachwycają stare pieśni i obrzędy przekazywane tu z pokolenia na pokolenie. Wszystkich gości ujmują jednak najbardziej przyrządzane według starych receptur smakołyki kulinarne: placki pasterskie z boczkiem, kwaśnica, kluski "dziadki", zupa karpielowa. Tymi specjałami zawojowały one już smakoszów na Węgrzech, Słowacji, w Katowicach, Wieliczce, czy Lublinie.
   - O Młodowie jest już głośno. Mamy nadzieję, że będzie jeszcze głośniej, a turyści będą zjeżdżali do nas przy każdej nadarzającej się okazji - mówią członkinie stowarzyszenia.

Solna terapia w komorze

Prawdopodobnie już w przyszłym miesiącu Piwniczna dołączy do uzdrowisk mogących się pochwalić komorą solną. Taką atrakcję szykuje Sanatorium Uzdrowiskowe "Limba".

   Otwarcie jaskini, wyłożonej kawałkami soli morskiej, nastąpi - jeśli nic nie stanie na przeszkodzie - w pierwszej połowie marca. Będzie to druga tego rodzaju komora na Sądecczyźnie. Szlak przetarło Sanatorium Uzdrowiskowe MSWiA "Continental" w Krynicy, gdzie Centrum Mikroklimatu Morskiego działa od ponad roku i cieszy się ogromną popularnością.
   O sprowadzenie do Piwnicznej największego hitu lecznictwa uzdrowiskowego ostatnich lat zatroszczyła się polsko-kanadyjska firma, która wydzierżawiła w "Limbie" pomieszczenie o powierzchni 60 m kw. Trwają w nim właśnie prace adaptacyjne.
   - Nie można było zmarnować takiej okazji - mówi Jan Nobis, dyrektor "Limby". - Przecież to ogromna promocja dla Piwnicznej, no i oczywiście dla sanatorium. Jestem przekonany, że piwniczańska komora solna dorówna popularnością krynickiej i będą z niej korzystać nie tylko kuracjusze i turyści, ale także mieszkańcy Sądecczyzny.
   O tym, że morskie powietrze jest zbawienne na leczenie wielu schorzeń, mówi się od dawna. Zamiast wyprawiać się zatem na drugi koniec Polski, by uzupełnić braki jodu, wystarczy odwiedzić jaskinię solną.

"Furmanówki" na ozdobę

W przysiółku Łomnickie w Piwnicznej mieszka 76-letni Władysław Polański, ostatni z tych, którzy uprawiają prawie całkowicie zanikający już zawód - rękawicznictwo. Zajmuje się tym jeszcze inny piwniczanin, Michał Nakielski.

   Władysław Polański (4) nauczył się tego nietypowego zajęcia mając zaledwie 15 lat, od sąsiada - Józefa Łomnickiego.
   - Nie jest to proste zajęcie - mówi piwniczański rękawicznik. - Trzeba najpierw "uzbroić się technicznie" czyli przygotować sobie deseczkę, odpowiedniej grubości wełnę, najlepiej owczą. Tkanie rękawic nie jest wcale rzeczą łatwą. Na zrobienie jednej pary trzeba niekiedy poświęcić nawet trzy dni. Ale jaki to jest wyrób! Ręce z pewnością nie zmarzną. Kiedyś używali ich furmani przy zwózce drewna z lasu. Dlatego zwano je rękawicami furmańskimi.
   Kto dziś je kupuje? Przeważnie turyści, traktując je jako coś oryginalnego, już niespotykanego. W zeszłym roku Władysław Polański, po prezentacji swojego rękodzieła w nowosądeckim skansenie, dostał zamówienie z Łodzi na większą ilość "furmanówek". Kupiec reflektował też na czapki z grubej wełny.
   - Najsroższe mrozy w niej nie dokuczą - obiecuje rękawicznik. - W głowę jest cieplutko, że ho, ho!. Sam wymyśliłem fason. Wiedzę o wyplataniu rękawiczek przekazałem wnukowi, który pojął szybko, o co w tej profesji chodzi. Cóż z tego, skoro nie chce sobie tym zawracać głowy. Mówi: dziadek, wszyscy by się ze mnie śmiali.

Czarni Górale

Miejscem, do którego już od ponad ćwierćwiecza wędruje większość grup kolonijnych i feryjnych, turystów oraz wczasowiczów goszczących na nadpopradzkiej ziemi, jest piwniczańskie Muzeum Regionalne, mieszczące się w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury.

   W dwóch salkach zamknięta jest historia kilku wieków Piwnicznej i okolic. Nieżyjący już Eugeniusz Lebdowicz i Edward Grucela, nauczyciele miejscowej Szkoły Podstawowej, zachęcili przed laty uczniów Koła Turystyczno-Krajoznawczego do zbierania nikomu już niepotrzebnych starych przedmiotów. Z czasem szkolna ekspozycja rozrosła się do tego stopnia, że trzeba było szukać dla niej nowego miejsca. Dziś zbiór liczy kilka tysięcy eksponatów, skatalogowanych zgodnie z wymogami sztuki muzealniczej.
   Dzieje tej ziemi przybliżają zwiedzającym dokumenty i pamiątki historyczne, jak chociażby kopie przywilejów królewskich Michała Korybuta Wiśniowieckiego, Augusta II i III, Jana III Sobieskiego i cesarza Franciszka Józefa, stare fotografie, zdjęcia zasłużonych piwniczan, pamiątki magistrackie, oznaki cechowe. Dzięki zgromadzonym tu przedmiotom ocalało też słownictwo gwarowe, określające narzędzia, jakimi posługiwali się mieszkańcy nadpopradzkich terenów. Ileż ciekawych szczegółów z życia "Czarnych Górali" przedstawia Józef Długosz, kustosz i przewodnik po muzeum, gdy opowiada o różnicach między "czajniokiem", "przetakiem" i "rzeszutkiem". O tym, która szufla to "wiejaczka" i do czego służyły "stępki". O wszechstronności używania "niecek", o "kociołkach", żeleźniokach" i kołysce, która wykołysała trzy pokolenia piwniczan. Z dawnych czasów zachował się ludowy strój z gunią i portkami z czarnego sukna, kobiece katany i spódnice, tzw. "błękiciory".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski