Zdzisław Chmielowski twierdzi, że w organach bezpieczeństwa znalazł się "z nakazu"
Zdzisław Chmielowski twierdzi, że w organach bezpieczeństwa znalazł się "z nakazu". - W 1952 r. ukończyłem prawo na uniwersytecie we Wrocławiu i dostałem polecenie pracy w UB w Krakowie. Urodziłem się co prawda we Francji, ale w Krakowie miałem rodzinę, więc byłem zadowolony, że trafiłem do tego miasta. W Urzędzie Bezpieczeństwa była akurat "zmiana warty". Potrzebni byli ludzie tacy jak ja - wykształceni na prawdziwych uniwersytetach. Razem ze mną przyszło tutaj do pracy wielu świeżo upieczonych prawników. Byłem kierownikiem sekcji operacyjno-dochodzeniowej, ale w UB nie wytrzymałem długo - twierdzi mecenas. - Gdy tylko nadarzyła się okazja, po niespełna trzech latach pracy w tych organach, przeszedłem do krakowskiej prokuratury, gdzie przepracowałem 11 lat. Potem wpisałem się na listę adwokatów w Katowicach.
Na pytanie, czy z okresu pracy w UB zostało coś takiego, co obciąża jego sumienie, mecenas Chmielowski odpowiada: - Nie, nie uważam, żebym miał coś na sumieniu. Uważam, że zważywszy na czasy, wykonywaliśmy swoją pracę godnie.
(G)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?