MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gollob oddał złoty medal

Redakcja
Tomasz Gollob (z lewej) i Grzegorz Ślak podczas promocji książki w Tarnowie Fot. Paweł Topolski
Tomasz Gollob (z lewej) i Grzegorz Ślak podczas promocji książki w Tarnowie Fot. Paweł Topolski
Na rynku wydawniczym ukazała się książka pt. "Dlaczego dopiero teraz?! Gollob mistrzem świata. Historia prawdziwa". Rozmawiamy z jej bohaterem Tomaszem Gollobem oraz autorem publikacji Grzegorzem Ślakiem.

Tomasz Gollob (z lewej) i Grzegorz Ślak podczas promocji książki w Tarnowie Fot. Paweł Topolski

ŻUŻEL. Kulisy dojrzewania byłego zawodnika Unii Tarnów do tytułu indywidualnego mistrza świata

Czego kibice sportu żużlowego mogą dowiedzieć się o Tomaszu Gollobie czytając książkę?

Grzegorz Ślak: - W mojej książce każdy może poznać Tomasza Golloba jako człowieka wewnętrznie sprzecznego, mającego swoją, bardzo oryginalną, wizję świata. Pisząc książkę, starałem się pokazać w niej, dlaczego tak wybitna jednostka, jaką niewątpliwie jest Tomasz Gollob, przez tyle lat jazdy na żużlu nie zdobyła wcześniej tytułu mistrza świata. Książka nie jest typową biografią Tomasza, ma natomiast prowadzić do zrozumienia przez czytelnika jego ciekawej osobowości.

- Skąd wziął się pomysł na napisanie takiej książki?

Tomasz Gollob: - Prawda jest taka, że gdyby nie Grzegorz Ślak, to nigdy nie byłbym mistrzem świata i nigdy ta książka by pewnie nie powstała. Będąc jeszcze zawodnikiem Polonii Bydgoszcz, byłem już całkowicie wypalony i temat mojej walki o tytuł mistrza świata przestał mnie interesować. Wtedy poznałem Grzegorza Ślaka, który sprowadził mnie do Tarnowa i zachęcił, żeby spróbować jeszcze raz podjąć walkę o tytuł mistrza świata. Śmiało można więc powiedzieć, że to właśnie dzięki temu człowiekowi mamy w Polsce mistrza świata na żużlu.

GŚ: - Jestem bardzo zdziwiony, że nikt wcześniej nie napisał książki o Tomaszu Gollobie, który jest osobą niesłychanie ciekawą i inspirującą. Dziwię się również, że jeszcze nikt nie nakręcił filmu o Gollobie, gdyż jest to człowiek, który swoim kontrowersyjnym zachowaniem często wzbudza sporo emocji. Raz jest przyjemnym facetem, innym razem jest nie do zniesienia. Raz jest człowiekiem, którego można przyłożyć do rany, kiedy indziej jest tak burkliwy, że nie da się go znieść. W swoim życiu miał wiele zakrętów, po których kilka razy cudem uszedł z życiem. Mam tu na myśli jego wypadek na torze we Wrocławiu w 1999 roku, w którym, bez żadnej przesady, mógł zginąć; wypadek w 2000 roku, kiedy to wjechał samochodem pod busa, wymuszając pierwszeństwo; wypadek samolotowy w 2007 roku w Tarnowie, kiedy to nie na niby tylko naprawdę spadł z samolotem na ziemię i otarł się o śmierć po raz trzeci. Proszę się więc nie dziwić, że zdecydowałem się napisać książkę o tak wybitnym sportowcu, jakim jest Tomasz Gollob. Przyznam się i pochwalę też, że złoty medal indywidualnych mistrzostw świata, który Tomasz zdobył w tym roku, jest u mnie w domu. Dostałem go na zawsze, wisi na ścianie, tak że Gollob musi zdobyć sobie nowy złoty medal, bo na razie został bez "złota".

- W którym momencie zaczął pisać Pan książkę o Tomaszu Gollobie?

GŚ: - Zawsze wiedziałem, że Tomasz Gollob był wybitnym zawodnikiem i cały czas z wielkim zainteresowaniem śledziłem jego karierę. Przyznam się, że wielokrotnie dziwiłem się, jak to jest możliwe, że jeżdżący w 2004 roku w Unii Tarnów Tomasz Gollob i Tony Rickardsson prezentowali bardzo zbliżony poziom sportowy, jednak Szwed miał pięć tytułów mistrzowskich, a Gollob ani jednego. Gdy obaj wyjeżdżali na tor, można było powiedzieć, że obaj byli zawodnikami porównywalnymi, jeżeli natomiast patrzyliśmy na ich wyniki sportowe, było to już zupełnie nieporównywalne. Cały czas zastanawiałem się, z czego to wynikało, dlaczego tak jest? Teraz już wiem, że brało się to nie z tego, że Gollob był gorszym sportowcem, ale ze sfery psychiki wynikającej z odpowiednio poukładanego życia sportowego. Rickardsson miał wtedy takie zaplecze za sobą, że cały czas miał "czystą głowę" i mógł się skoncentrować tylko na walce na torze, podczas gdy Gollob tego nie miał i wciąż z kimś walczył. To było bezpośrednią przyczyną, że Tomasz nie zdobył wcześniej tytułu mistrza świata. W tym roku było widać, że Gollob był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem w cyklu Grand Prix. Książkę zacząłem pisać po tegorocznym turnieju Grand Prix w Cardiff, gdyż Gollob nigdy nie jechał dobrze na tym torze, tymczasem w tym roku pojechał tam rewelacyjnie. Jestem pewny, że wygrałby turniej w Cardiff, gdyby sam nie grzebał w swoim motocyklu i sam go nie zepsuł. Do tej pory nie przyznał się, co zrobił, ale nikomu też nie powiedział, co tak naprawdę stało się wtedy z jego motocyklem. Po występie w Cardiff wiedziałem już, że nikt nie był w stanie zagrozić Gollobowi w walce o złoty medal. Tak samo jestem pewien już dzisiaj, odpukać tylko żeby się coś nie stało, że Tomasz w najbliższym sezonie to mistrzostwo świata obroni. Gollob jest bowiem niesamowicie zdeterminowany, nastawiony na walkę sportową i tak myśli o sporcie, że w takim stanie psychicznym żaden z żużlowców należących do czołówki światowej nie jest w stanie mu zagrozić. Dlatego można mieć uzasadnione domniemanie, że Tomasz w przyszłym roku powtórzy tegoroczne osiągnięcie.
- Czy Pana zdaniem łatwiej było zdobyć tytuł mistrza świata w tym roku, czy też łatwiej będzie go obronić w sezonie 2011?

TG: - Aż strach pomyśleć co się będzie działo w 2011 roku. Prawda jest taka, że zdobycie tytułu mistrza świata wiąże się z wielkimi wyrzeczeniami. W tym roku w stu procentach wszystko podporządkowałem, by ten cel osiągnąć. Przyznam się, że było mi łatwiej w momencie, gdy dowiedziałem się (z tabloidów - przyp. red.), że rzekomo przystawiłem pistolet do głowy mojej żony. Wtedy zrozumiałem że tak naprawdę został mi tylko sport, który nigdy mnie nie zdradził. W stu procentach zaangażowałem się więc w sport, nic innego mi nie zostało, tylko realizować się w tym, co budowałem przez lata. Gorzej by było, gdybym przestał jeździć i zajął się problemami. Problemy się w końcu rozwiążą i prawda zwycięży. Wszystkie prywatne rzeczy odstawiłem więc na bok i zająłem się tylko motocyklami i jazdą na żużlu. Dużo czasu spędzałem na motocyklach crossowych, praktycznie każdy wolny dzień od startów na żużlu wykorzystywałem na trening na motocyklu crossowym. W wolnym czasie nie jechałem na przykład nad wodę, tylko solidnie pracowałem, wiedząc, że tylko tą drogą mogę dojść do tytułu mistrza świata. Ostatnie dwa miesiące tegorocznego sezonu były dla mnie bardzo trudne, gdyż nie startowałem już w rozgrywkach ligowych play-off ani w Polsce, ani w Szwecji. Chcąc więc utrzymać formę i nie wypaść z rytmu, każdą wolną chwilę wykorzystywałem na trening crossowy. Było to dla mnie niezwykle trudne, gdyż co innego jest trenować na torze z innymi zawodnikami, ścigać się z nimi, a co innego jeździć samemu na torze crossowym. Szczególnie dobrze chciałem się przygotować do ostatniego tegorocznego turnieju Grand Prix w Bydgoszczy, w którym chciałem potwierdzić, że złoty medal, który zapewniłem sobie już po turnieju we Włoszech, nie dostał się w przypadkowe ręce. Na treningu, przed turniejem w Bydgoszczy, podczas jednego ze skoków na motocyklu crossowym źle wylądowałem i złamałem sobie nogę. Mimo że tytuł mistrzowski miałem już zapewniony wcześniej, tak bardzo chciałem wygrać turniej w Bydgoszczy, że przystąpiłem do niego z kontuzjowaną nogą. Niestety, tym razem kontuzja nie pozwoliła mi na podjęcie skutecznej rywalizacji z innymi zawodnikami. Aktualnie z moim zdrowiem jest już wszystko w porządku, natomiast moje przygotowania do zbliżającego się sezonu będą wyglądały identycznie jak w tym roku. Wyjadę na dwa, trzy tygodnie do Hiszpanii. Wierzę, że najbliższy sezon nie będzie gorszy od tegorocznego. Mam także nadzieję i bardzo był chciał rozpocząć rywalizację w przyszłorocznym cyklu Grand Prix zdecydowanie lepiej niż w tym roku, gdy w turnieju w Lesznie zdobyłem zaledwie sześć punktów.

- Czy po ostatnich zawirowaniach, jakie miały miejsce w Pana życiu rodzinnym, nie zamierza Pan zmienić miejsca zamieszkania z Bydgoszczy na jakieś inne miasto?
TG: - Mieszkam w Bydgoszczy i nie zamierzam tego zmieniać. Mam tam wszystko poukładane, nie uczestniczę wprawdzie czynnie ani w życiu sportowym, ani w życiu miasta, ale niewykluczone, że to się zmieni. Jestem człowiekiem, który potrafi wytrzymać pewne rzeczy, nie zgadzam się na pewne pośrednie rozwiązania, co pokazałem całemu światu. Jeśli chodzi o moją żonę, to jest to bardzo skomplikowana sytuacja, której sam nie rozumiem. Przyjdzie jednak czas na rozliczenie i dojście do prawdy. Ja nie mam wyboru i wyjścia, muszę robić swoje. Nie chcę się tłumaczyć, powiem tylko, że moja złość była niebywała po tym, jak moja żona zachowała się w sposób mało cywilizowany. Przykre, ale moja żona po prostu zbłądziła. Jest mi z tego powodu przykro. Niewątpliwie konsekwencje będą wyciągnięte, ale wcale nie mam z tego powodu satysfakcji. W najbliższym czasie powinny wyjść też na jaw inne rzeczy i rozliczone zostaną inne osoby, które na przykład poprzez moją żonę chciały wyciągnąć ode mnie pięć milionów złotych. Jestem człowiekiem, który nie godzi się na takie rzeczy i na pewno się nie poddam.

- Sporo dyskusji wywołała Pańska rezygnacja ze startu w tegorocznych finałach indywidualnych mistrzostw Polski i Złotego Kasku.

TG: - Uważam, że nie ma co podnosić tego tematu i wzniecać dyskusji. Nic by to bowiem w mojej karierze nie zmieniło, a drugi raz mógłbym utracić szansę na zdobycie tytułu mistrza świata. Najlepszym przykładem jest moja kontuzja, jaką odniosłem na treningu przed Grand Prix w Bydgoszczy. Całe szczęście, że wtedy złoty medal miałem już zapewniony.

- Zdobył Pan w tym roku tytuł mistrza świata, wraz z reprezentacją Polski Drużynowy Puchar Świata, natomiast w Speedway Ekstralidze z bardzo mocną ekipą Caelum Stal Gorzów, której był Pan liderem, zajęliście dalekie szóste miejsce.

TG: - Nie chcę wypowiadać się na ten temat. Proszę zapytać o powody trenerów i menedżerów pracujących w gorzowskim klubie.

GŚ: - Mam swoje zdanie na ten temat. Gdy Unia Tarnów w latach 2004 i 2005 zdobywała tytuły mistrzowskie, miała w swoich szeregach oprócz dwóch wiodących zawodników, czyli Tomasza Golloba i Tony'ego Rickardssona, całą grupę wychowanków z Januszem Kołodziejem na czele. W Stali Gorzów nie docenia się, niestety, roli wychowanków. Mimo że klub i drużyna są poukładane bardzo dobrze organizacyjnie, jeżdżą w niej zawodnicy z czołówki światowej, to nie ma wyniku i mam wrażenie, że tego wyniku nie będzie.

- Jak ocenia Pan wprowadzenie do użytku w przyszłym sezonie nowych tłumików?

TG: - Na razie jest to wielka niewiadoma, ale wszystko na to wskazuje, że będzie to element motocykla, który będzie nam przeszkadzał, a nie pomagał. Ci, którzy jeździli już na tych tłumikach, negatywnie się o nich wyrażają. Na pewno trzeba będzie jeździć na torach twardych. W styczniu ma pokazać się na rynku nowy model tłumika. Jaki on będzie, tego nikt na razie nie wie. Nie ukrywam, że obawiamy się nowych tłumików, gdyż mogą one skomplikować jazdę i znacznie utrudnić przygotowanie sprzętu. Ten kto szybciej odpowiednio wyreguluje sprzęt i znajdzie w nim odpowiednią moc, będzie miał przewagę nad rywalami.
- Ostatnio w prasie sportowej pokazały się informacje, że możliwym jest by w najbliższym czasie klan Gollobów znów rządził w Polonii Bygdoszcz. Mówi się, że Pański ojciec Władysław miałby być prezesem klubu, brat Jacek menedżerem, natomiast Tomasz Gollob i jego bratanek Oskar mieliby jeździć w drużynie bydgoskiej.

TG: - To za trudne pytanie. Nie potrafię powiedzieć, co będzie w przyszłości, bo sam tego nie wiem. Proszę zapytać przede wszystkim mojego tatę, czy zgodzi się kierować Polonią Bydgoszcz.

Rozmawiał Piotr Pietras

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski