Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gołota nie jest łobuzem

Redakcja
Monika Pyrek i Robert Rowiński podczas występu w programie "Taniec z Giazdami" Fot. Piotr Busz/Agencja RED NOTE
Monika Pyrek i Robert Rowiński podczas występu w programie "Taniec z Giazdami" Fot. Piotr Busz/Agencja RED NOTE
Po wygraniu XII edycji "Tańca z Gwiazdami" Monika Pyrek udzieliła dziesiątków wywiadów. Mówiła i mówiła, aż zaniemówiła. Gardło nie wytrzymało i nasze spotkanie trzeba było przełożyć o kilka dni.

Monika Pyrek i Robert Rowiński podczas występu w programie "Taniec z Giazdami" Fot. Piotr Busz/Agencja RED NOTE

ROZMOWA. - Taniec mnie dowartościował - mówi lekkoatletka MONIKA PYREK

- Ale teraz jest już lepiej i możemy porozmawiać.

- Rozumiem, że nie porzuciła Pani tyczki dla rumby, samby czy nawet tanga?

- Absolutnie nie, tak jak powiedziałam kiedyś - najpierw jestem kobietą, potem lekkoatletką. A taniec to po prostu przyjemność, którą sobie zafundowałam. Choć prawdę mówiąc, gdy przyjmowałam propozycję udziału w telewizyjnym show, nie byłam pewna, czy na parkiecie będę się dobrze bawić. Zamierzam wystąpić na mistrzostwach świata w Taegu (Korea Południowa) w 2011 roku, no i na igrzyskach w Londynie rok później.

- Jako zawodniczka, lekkoatletka stosuje Pani metody relaksacyjne, które pomagają okiełznać stres. Czy ich znajomość przydała się też w tańcu?

- Ten program miał być dla mnie odskocznią od rywalizacji, a nie walką o zwycięstwo. Dlatego też starałam się przede wszystkim skupiać na nauce tańca. Robiłam to z coraz większą przyjemnością, ale nie było dla mnie najważniejsze, żeby wygrywać odcinki i przechodzić dalej. Pewnie, że miło słuchać pochlebnych opinii sędziów i dostawać mnóstwo głosów od publiczności, nie zakładałam sobie jednak, że walczę o wygraną. Starałam się gromadzić jak najpiękniejsze wspomnienia z każdego występu. I tak też było w finale. Chodziło mi tylko o to, żeby zatańczyć na tyle dobrze, by potem, kto wie, może przez całe życie, wracać do tego występu z radością.

- Przez cztery miesiące solidnie Pani trenowała i zostawiła w pokonanym polu choćby piosenkarkę Edytę Górniak. Czuje się już Pani profesjonalną tancerką?

- Tancerką zawodową w żadnym razie. Wiem, że aby dojść do perfekcji i zawodowstwa w każdej dziedzinie, także w tańcu, trzeba poświęcić na treningi kilkanaście lat, a nie kilka miesięcy.

- Czy taniec i skok o tyczce mają ze sobą coś wspólnego?

- Tyczka nie bardzo, ale sport w ogóle - owszem. I sport, i taniec w pewnym stopniu kształtują charakter, uczą wytrwałości i pokory. Poza tym, dzięki temu, że uprawiam sport zawodowo, moje ciało jest przyzwyczajone do intensywnych treningów. Po tylu latach aplikowania sobie wysiłku znam każdy swój mięsień i zawsze wiem, ile jeszcze mogę z siebie dać, żeby następnego dnia nie czuć bólu i nie mieć zakwasów. Ale trzeba dodać, że intensywność treningów tanecznych różni się od tej lekkoatletycznej. Tańcząc musiałam zwiększyć wydolność, czego nie robię trenując skok o tyczce, bo to nie jest dyscyplina wymagająca takich ćwiczeń.

- Co sprawiało Pani największą trudność podczas nauki tańca?

- Mam wyczucie rytmu, dosyć szybko uczyłam się kroków, ale najtrudniejsza była niewątpliwie koordynacja nóg i rąk. Gdy już opanowałam kroki, to zapominałam o ramieniu, ułożeniu dłoni, a jak skupiłam się na rękach - to nogi robiły niekoniecznie to, co trzeba było. Ale z czasem jakoś to się poukładało.

- Przyjęcie propozycji wystąpienia w "Tańcu z Gwiazdami" akurat teraz to był dobry moment, żeby na trochę porzucić lekkoatletykę?
- Myślę, że tak. Miałam przerwę w startach sportowych, przyplątała się kontuzja, inne kłopoty ze zdrowiem. Plan był taki, żebym nabrała pozytywnej energii. Trzeba było znaleźć sposób, żeby oderwać się od czarnych myśli. Propozycja z "Tańca" dotarła tym razem w samą porę. Bo było to już trzecie zaproszenie dla mnie.

- Dlaczego tamtych Pani nie przyjęła?

- Bo padały w nieodpowiednim dla mnie momencie. Za pierwszym razem dostałam propozycję w roku olimpijskim i miałam zacząć ćwiczyć zaraz po powrocie z igrzysk, a tymczasem były przede mną jeszcze ważne starty. Za drugim razem przygotowywałam się właśnie do sezonu letniego. Teraz namówili mnie przyjaciele i znajomi. Uznali - dziś się z nimi zgadzam - że potrzebne mi były inne wyzwania i emocje. Po piętnastu latach startów odczuwałam - może nawet podświadomie - znużenie. Dzięki udziałowi w "Tańcu z Gwiazdami" dostałam zastrzyk energii. Wiem jednak, że sama energia nie wystarczy, żeby wrócić z sukcesami do lekkoatletyki. Dlatego z ochotą zabieram się za trening.

- Co dał Pani taniec jako kobiecie?

- Znacznie swobodniej chodzi mi się w butach na obcasach. Zobaczyłam jak bardzo fryzura i makijaż mogą zmienić wygląd i poprawić samopoczucie. Taniec uczy też gracji i elegancji. W pewnym stopniu taniec mnie dowartościował.

- A słyszała Pani zachwyty taty, który po ogłoszeniu wyników powiedział do kamery: gratulujemy ci, ty nasza gwiazdo. Czuje się Pani gwiazdą?

- Zupełnie nie. Mój tata jest marynarzem, zawsze mieliśmy kontakt raczej korespondencyjny, ale miło mi się zrobiło, gdy tak powiedział. Gwiazdą jednak nie jestem. Pozostałam tą samą Moniką, co zawsze.

- Oprócz Pani brał udział w tej edycji także pięściarz Andrzej Gołota. Chłop na schwał, którego wielu z nas nie podejrzewało, o to, że sobie z tańcem poradzi. Jak Pani go postrzegała?

- Z Andrzejem bardzo się zaprzyjaźniliśmy, choć wcześniej nie znałam go osobiście. Miałam o nim taką opinię, jak większość społeczeństwa. Wszyscy słyszeliśmy przecież o jego różnych kłopotach. Więc ja też myślałam, że jest po prostu łobuzem. A okazał się przesympatycznym człowiekiem, z fajnym poczuciem humoru. I myślę, że zakolegowaliśmy się na dłużej. Jak się rozstawaliśmy - gdy Andrzej odpadł z programu - powiedział: - Monia, masz tu mój numer i do Stanów i ten polski. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to dzwoń. Andrzej jest bardzo serdeczny i otwarty. To było dla mnie chyba największym zaskoczeniem tego programu.

- Która sukienka i który makijaż najbardziej się Pani podobały, bo, prawdę mówiąc, zmieniała się Pani do każdego tańca jak kameleon?

- Zdziwiło mnie i zaskoczyło to, że dobrze czuję się w lokach. Ale koki też były bardzo fajne i twarzowe. Z sukienek moją faworytką jest ta ostatnia, czerwona. Choć na początku nie byłam do niej przekonana. Może dlatego, że nie umiem sobie wyobrazić efektu końcowego na podstawie projektu. Nigdy natomiast nie podobały mi materiały w panterkę i trudno mi było się zgodzić na płaszcz z takiej tkaniny. Okazało się jednak, że dobrze zrobiłam, bo kreacja była bardzo fajna. Podobała mi się też sukienka do cha-chy, błyszcząca i dosyć skąpa.
- A narzeczonemu podobała się Pani w tych sukniach, zupełnie niepodobnych do dresu?

- Chyba tak, bo Norbert (Rokita, który jest też menedżerem tyczkarki - przy. red.) mówił mi nieraz, że wyglądałam przepięknie.

- Podobno każdy chudnie w trakcie treningów.

- Ja też zgubiłam kilka kilogramów i teraz muszę je odrobić. Zresztą nigdy się nie odchudzałam, jadam sporo "czerwonego" mięsa, warzyw, owoców, bo od zawsze miewam problem z anemią. Nie odmawiam sobie też słodyczy, batoniki zjadam pasjami podczas zawodów, ale tabliczka czekolady po turnieju - to też dla mnie żaden problem.

- Wypróbowała już Pani nowiutkiego mercedesa, którego dostała Pani - oprócz kryształowej kuli - w nagrodę za zwycięstwo w "Tańcu z Gwiazdami" ?

- Na razie nawet go nie odebrałam. Prawdę powiedziawszy nie mam pomysłu na tego mercedesa, bo w ogóle nie zakładałam, że będzie mój. Dajemy sobie z moim narzeczonym jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji.

- Ale wsiadła Pani do niego przed kamerami. I jak było? Przyjemnie?

- Owszem. Ale generalnie wolę duże auta, takie, żeby było sporo przestrzeni na bagaże i żeby na dachu dało się przytroczyć tyczki. Jednak nie wykluczam, że zachowamy mercedesa na pamiątkę. Zawsze jest szansa, że zakochamy się w nim od pierwszego "odpalenia".

- Kto był Pani najwierniejszym kibicem? A kto wysyłał najwięcej sms-sów?

- Norbert trzymał kciuki najmocniej i z anielską cierpliwością znosił moje humory i narzekania, gdy mi coś nie wychodziło. Oczywiście wysyłał też sms-y. Ale najwięcej wysłała ich chyba Kamila, która była choreografem, a wcześniej partnerką Roberta Rowińskiego.

- Czy można porównać sposób pracy Pani trenera tańca Roberta Rowińskiego i trenera lekkoatletycznego Wiaczesława Kaliniczenki? Obu udało się Panią pchnąć do góry, z obydwoma osiągnęła Pani sukces...

- Jeśli chodzi o zaangażowanie w pracę, są do siebie bardzo podobni. Ale trener Kaliniczenko - doświadczony już, także z racji wieku wie, że do każdego zawodnika trzeba podchodzić indywidualnie. Dlatego zasady naszej współpracy wypracowaliśmy wspólnie. Trener zaakceptował fakt, że najpierw trzeba mi powiedzieć, co dobrze zrobiłam, a dopiero potem wytykać błędy. Natomiast Robert przyzwyczajony jest do czego innego. Najpierw omawiał wpadki i pomyłki. To jest zresztą system, który obowiązuje w tańcach zawodowych. Było mi dosyć trudno wysłuchiwać przez pierwsze tygodnie wyłącznie tego, co było źle. W końcu poprosiłam Roberta o jakieś dobre słowo, żeby nauka tańca mi nie obrzydła i nadal sprawiała przyjemność. Jesteśmy innymi typami ludzi i musieliśmy się do siebie przyzwyczaić. Robert dziwił się na przykład, że prawie nic nie mówię - tak było na początku - a ja po prostu skupiałam się na zadaniach tanecznych. Doceniam to, że Robert miał do mnie świętą cierpliwość. Koniec końców zaprzyjaźniliśmy się i mam nadzieję, że ta przyjaźń przetrwa.
- Czy piesek (jack russel terier - przyp. red.) towarzyszył z Pani na treningach?

- Rokky był na większości treningów, ale nie oglądał programu na widowni. Jest kochany, ale ma mnóstwo radości i wiele energii. Byłby nie do okiełznania. Trenujemy razem przed jego występami na wystawach. Rokky wygrał w tym roku między innymi międzynarodowy konkurs w Sopocie, z czego jestem bardzo dumna.

Rozmawiała Majka Lisińska-Kozioł

MONIKA PYREK

Z wykształcenia prawniczka, 69-krotna rekordzista Polski w skoku o tyczce i wielokrotna mistrzyni kraju, wielokrotna medalista MŚ (medale srebrny i dwa brązowe), czwarta na IO w Atenach. W światowej czołówce tyczkarek od 2000 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski