Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Góral z Radziszowa, który muzykuje i maluje

Ewa Tyrpa
Teraz artysta kończy malować  zabytkowy kościół w Krzęcinie
Teraz artysta kończy malować zabytkowy kościół w Krzęcinie Ewa Tyrpa
Sylwetka. Spod pędzla Józefa Bolisęgi wychodzą pędzące konie, kościoły, chaty kryte strzechą, góry, potoki. Ale to mu nie wystarcza. W kapeli gra pierwsze skrzypce.

Z muzyką związany jest od dzieciństwa. Zaczynał grać na heligonce (rodzaj akordeonu) swojego dziadka. Instrument był mocno wyeksploatowany. Podczas kolędowania z kolegami zdarzyło się, że wpadł do śniegu, uderzył o kamień, aż wreszcie się rozpadł.

- Tato wtedy kupił mi stare skrzypce, na których uczył mnie grać kierownik szkoły w Niedźwiedziu, gdzie się uczyłem i do dziś nie rozstaję się z tym instrumentem - mówi Józef Bolisęga. Pochodzi z gór, z miejscowości Podobina. W wieku 18 lat za pracą wyjechał na Śląsk, skąd przywoził tamtejsze przyśpiewki i z kolegami przygrywał na weselach.

Chwytał się różnych zajęć, także w kopalni. Potem z chłopakami ze swojej wioski wyjechał pod Skawinę do Radziszowa, gdzie w 1960 r. zatrudniła ich firma melioracyjna do budowy wałów przeciwpowodziowych. Nie spodziewał się, że tu osiądzie na stałe. W Radziszowie urzekła go urocza Anna. Posłuchał więc głosu serca i się ożenił. Zdobył zawód spawacza i podjął pracę w krakowskim "Georycie".

Wolny czas spędzał przeważnie przy sztalugach i na graniu. Jak mówi, jego malarska pasja wzięła się z … nudów. Gdy koledzy na niedzielę jechali do swoich domów, on zostawał w Radziszowie, brał kawałek bristolu, szkolne akwarele, siadał nad Skawinką i malował. Początkowo głowy koni, pejzaże, ale też sporo chat krytych strzechą. - W górach takich nie było, tam kryło się dach gontem i te chaty w Radziszowie bardzo mnie zaciekawiły - wspomina artysta.

Jego talent dostrzegli zawodowi malarze, m.in. Marian Pindel, który - z myślą o pomocy malarzom-amatorom - był inicjatorem stworzenia "Pod Baranami" w Krakowie Grupy Twórczej Amarant. Dzięki temu artyści-amatorzy korzystali z porad profesjonalnych malarzy i mogli kupować materiały malarskie w specjalistycznym sklepie na ul. Brackiej w Krakowie.

Bristol zastąpiło płótno, a akwarele - farby olejne. Józef Bolisęga śmieje się wspominając, że na początku swojej twórczości próbował malować … lakierem. Teraz wszystko jest profesjonalne, ale pan Józef sam wykonuje sztalugi. Powstają na nich pędzące konie, pejzaże, kościoły i chaty - jego ulubione tematy. Nie maluje portretów. Zrobił kilka wyjątków, m.in.: namalował twarz swego ojca, ks. Józefa Tischnera i gen. Józefa Hallera, urodzonego w Jurczycach, gdzie artysta mieszka od ponad 40 lat.

- Dom w Radziszowie często zalewała Skawinka i mama żony dała nam działkę niedaleko granicy z Radziszowem - mówi Józef Bolisęga.

Gdy pracował, nie miał kiedy tworzyć. Małżonkowie mieli trzy córki, niewielką gospodarkę i nie było czasu na malowanie. Cieszył się, gdy udawało mu się znaleźć chwilę. Pierwsza osobą, która ogląda jego obrazy, ale jest też najsurowszym krytykiem i recenzentem - to małżonka. - Mówiła mi, że w tym miejscu kolor jest za ostry i doradzała jaki wybrać i gdzie jest najlepsze światło. Ma więc w obrazach swój udział - zaznacza pan Józef. Uważa, że wszystkie córki: Barbara, Irena i Anna, odziedziczyły po nim plastyczny talent, ale nie mają czasu, by się mu poświęcić.

Jego obrazy były wystawiane m.in. w Bratysławie, Lipsku, Sztokholmie, kilkakrotnie w Skawinie - ostatnio w Muzeum Regionalnym. - To człowiek dusza, nie tylko utalentowany, ale niezwykle pogodny i życzliwy - mówi o artyście Czesław Gąsiorowski, dyrektor tej placówki. - Jednak zachował cechy górala. Ma swoje spojrzenie na świat, potrafi być szczery do bólu, ale też przyznać się do błędu.

Czasem trudno jest go przekonać do zmiany zdania i lepiej nie nadepnąć mu na odcisk - śmieje się Tadeusz Marszałek, ale dodaje, że Józef Bolisęga to człowiek niezwykle koleżeński, zawsze można na niego liczyć, jest nieprawdopodobnie gościnny i pracowity. Obaj panowie, m.in. z Kazimierzem Paciorkiem i Tadeuszem Paciorkiem, 34 lata temu zakładali Kapelę z Radziszowa. Muzycy grają do dziś i rozsławiają gminę Skawina, nie tylko w Polsce, ale za granicą. Pan Józef od początku gra w niej pierwsze skrzypce.

Artysta nie potrafi siedzieć bezczynnie. Jeśli nie robi czegoś wokół domu, to maluje i muzykuje. Niedawno wykonał gęśle - ludowy instrument smyczkowy. Spód jest z drzewa jaworowego, mającego dobre cechy akustyczne, górna część ze świerka, a z hebanu gryf - element, do której przyciskane są struny.

Koledzy z kapeli twierdzą, że nestor zespołu wpadnie jeszcze na wiele pomysłów i niejednym ich zaskoczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski