Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Góralka z Zakopanego leczyła ludzi w afrykańskiej dżungli

Grażyna Starzak
Najczęściej musiała leczyć ludzi cierpiących na malarię
Najczęściej musiała leczyć ludzi cierpiących na malarię Fot. Archiwum prywatne
Z balkonu jej mieszkania widać krzyż na Giewoncie. – Każdy, kto mnie odwiedza, zachwyca się tym widokiem. A ja najchętniej przymykam oczy i przenoszę się do Afryki – mówi Zofia Kaciczak, chirurg

O Afryce, dalekich podróżach, marzyła od najmłodszych lat. Zawsze była ciekawa świata i ludzi. Energiczna i ruchliwa. Tatry, Beskidy, Pieniny zna od podszewki. Ludzkie ciało też. Studia w krakowskiej Akademii Medycznej ukończyła z wyróżnieniem. Ma specjalizację z chirurgii ogólnej. W pracy, w szpitalu w Zakopanem i w pogotowiu ratunkowym, dawała z siebie wszystko. W pewnym momencie poczuła się wypalona. Nie, nie z powodu natłoku zajęć, ciężkiej pracy, dyżurów. Przyczyny były bardziej osobiste. I wtedy zadzwonił kolega. Lekarz, ratownik TOPR.

– Zośka, francuskie zakonnice szukają lekarza do szpitala w Kamerunie.

– Co tam trzeba robić? – zapytałam.

– _Wszystko _– usłyszała.

W Afryce brakuje lekarzy. To nie znaczy, że może tam jechać każdy, kto chce. Dr Zofia Kaciczak najpierw odbyła długą rozmowę z prof. Zbigniewem Chłapem, prezesem stowarzyszenia „Lekarze Nadziei”. To on szukał specjalisty do szpitala w Kamerunie. Profesor nie ukrywał zadowolenia, gdy dowiedział się, że doktor Zofia ma duże doświadczenie lekarskie w chirurgii – i nie tylko. Nadto, że zna angielski i – słabiej – francuski. W Kamerunie ćwiczyła go codziennie. Zakonnica, która była dyrektorem tamtejszego szpitala pochodziła z Francji.

Znała angielski, ale mówiła wyłącznie po francusku. Już na lotnisku, gdy przyjechała po doktor Zofię, a ta przywitała się z nią po angielsku, siostra Aubry powiedziała ostro i zdecydowanie, że nie rozumie tego języka. – W pierwszym odruchu pomyślałam, czy nie wracać do kraju. Ale w moich żyłach płynie góralska krew. Nie poddaję się tak łatwo. Jadąc 750 km z lotniska do kameruńskiej dżungli próbowałam przypomnieć sobie francuskie słówka. Po kilku godzinach, jako tako dogadywałyśmy się. Potem, w pracy, rozumiałyśmy się bez słów.

Afryka zachwyciła ją od pierwszego dnia. – Co mnie tak urzekło? Wszystko. Papugi, kolibry. Małpy na drzewach. Długo nie mogłam się oswoić z myślą, że to jest moje własne życie, nie film w National Geographic.

Kiedy trzeba było przeprowadzić pierwszą, poważną operację, już nie było jej tak wesoło. Bała się awarii agregatu prądotwórczego. Tam to były częste przypadki. Wtedy trzeba było pracować przy latarkach. Bez butli tlenowej i innych urządzeń. Najtrudniejsze chwile przeżyła wówczas, gdy musiała udzielać pomocy ofiarom zbiorowego wypadku. – Wywróciła się ciężarówka pełna ludzi, którzy jechali na zakupy do stolicy prowincji. Połamali kończyny, kręgosłupy, mieli poważne obrażenia wewnętrzne. To było straszne – wspomina.

Najbardziej nietypowy pacjent, jakiego miała, to człowiek poturbowany przez słonia. Udzielała też pomocy ludziom, pogryzionym przez krokodyle. – _Cz_asami, szyjąc te duże rany, wyciągałam pozostawione w niej krokodyle zęby – opowiada.

Najczęściej musiała leczyć chorych na malarię. Sama co najmniej kilkunastokrotnie przeszła tę chorobę. Nie chce opowiadać o szczegółach, bo nie lubi rozczulać się nad sobą.

W Afryce bardzo przydała się jej znajomość ginekologii i położnictwa. Do końca życia nie zapomni przypadku kobiety, u której zatrzymało się krążenie podczas cesarskiego cięcia. – Była nieprzytomna przez dwie doby. Jednak na trzeci dzień udało się przywrócić ją do życia. To było prawie jak cud. Na pewno z medycznego punktu widzenia.

Pacjentami doktor Zofii byli przede wszystkim Pigmeje. Ze szczepu Baka. Szpital w kameruńskiej dżungli był zbudowany właśnie z myślą o leczeniu Pigmejów. Są inni niż pozostałe afrykańskie plemiona. Trzeba ich polubić, żeby móc wśród nich żyć. – Prowadzą koczowniczy tryb życia, wędrują z miejsca na miejsce. Budują prymitywne domki z liści i gałęzi. Nie mogą korzystać z państwowej służby zdrowia, bo za leczenie musieliby sami płacić, a oni nie zarabiają pieniędzy. W szpitalu misyjnym płacili symbolicznie, a to wiązką chrustu na opał, a to mięsem z antylopy – opowiada dr Kaciczak.

Pigmeje, z natury nieufni, lekarkę z Polski szybko zaakceptowali, a nawet zaczęli darzyć zaufaniem. Ustawiali się przed szpitalem w długich kolejkach. – Nie chcieli leżeć na łóżkach, a kiedy jeden chorował, towarzyszyła mu cała rodzina. Nie kwestionowali stosowanych przeze mnie metod, ale gdy nikt z personelu nie widział, dawali choremu przygotowane przez siebie wywary z ziół. Czasem pomagały. Być może uśmierzały ból albo odurzały, być może też szkodziły ...

Nauczyła się nawet ich języka. Mówi, że kiedy zdarzało jej się użyć niewłaściwego słowa, dosłownie tarzali się ze śmiechu. A swoimi pomysłami potrafili rozładować towarzyszący jej pracy stres. Np. wtedy, gdy w jednej z sal zamknęli się od środka. Prosiła, żeby otworzyli drzwi kluczem, ale oni nie rozumieli, o co jej chodzi. „Klucz” to dla nich pojęcie abstrakcyjne.

Pięć razy w afrykańskiej dżungli przeżyła święta Bożego Narodzenia. Pięć razy była pod równikiem w sylwestra. Świąteczne dni spędzała z personelem „na modłę francuską”. – We Francji nie obchodzi się Wigilii. Świętuje się tylko dzień Bożego Narodzenia. Polscy księża pracujący na misjach próbują wprowadzić tam nasze zwyczaje. Ale średnio im się to udaje.

Z typowo afrykańskich potraw najbardziej smakowały jej kluski robione z gotowanych bulw krzewu manioku. Ale jadła też smażone gąsienice, termity, ślimaki, robaki palmowe, mięso z żółwia a nawet z wędzonej nogi…goryla.

Święta i sylwester spędzony pod równikiem niewiele różniły się dla niej od zwyczajnych dni. Nie mogła tak po prostu zamknąć szpitala i powiedzieć, że idzie odpocząć. Była tam zdana tylko i wyłącznie na siebie. O każdej porze dnia i nocy. Nie ukrywa, że mimo silnego charakteru, miała chwile zwątpienia. Wówczas chciała wszystko rzucić i wrócić do Polski. – Wtedy ubierałam traperskie buty i szłam na długi spacer po dżungli. Widok afrykańskich krajobrazów był dla mnie ukojeniem.
Po 23 miesiącach pobytu w Kamerunie dr Kaciczak wróciła do Polski. Już na lotnisku w Balicach zaczęła tęsknić za Afryką.

W niecałe dwa lata później znów znalazła się w dżungli. Pojechała, jako świecki misjonarz do Republiki Środkowoafrykańskiej.

W miejscowości Bagandou trzeba było uruchomić szpital, wybudowany ze składek wiernych diecezji tarnowskiej. Sądziła, że może będzie trochę łatwiej niż w Kamerunie. Było trudniej. W Bagandou musiała być nie tylko lekarzem. Również zaopatrzeniowcem, księgową, aptekarzem, a nawet pełnić obowiązki salowej i kierowcy. Po powrocie z RŚA w Polsce „wytrzymała” tylko trzy lata. Pewnie byłaby tu krócej, gdyby nie to, że jadąc karetką do chorego miała wypadek. Gdy już bez bólu stanęła na nogach, dowiedziała się, z internetu, że w szpitalu misyjnym w Zambii szukają lekarza na zastępstwo. Nie wahała się ani chwili. W Katondwe miała „prawdziwy luzik”. – Tam mogłam się skoncentrować tylko na pomocy chorym ludziom – mówi doktor Zofia.

Do Polski wróciła w 2010 roku. Pracuje w na oddziale ratunkowym szpitala w Nowym Targu. Tęskni za Afryką. Gdyby jakiś znajomy znów zadzwonił z propozycją, pewnie by się nie zawahała. Chociaż wcześniej, jak mówi, musiałaby „odłożyć trochę grosza”.

– Tak, tak – odpowiada widząc moje zdziwienie. – Świeckiemu misjonarzowi nie jest łatwo utrzymać się w Afryce. Dostaje, co prawda diety, ale z trudem wystarczają na jedzenie. Dlatego lekarze niechętnie jeżdżą do Afryki. Wolą bardziej cywilizowane kraje. Ja wybieram ten kierunek, bo pokochałam Afrykę. Zgłupiałam na punkcie misji.

Pierwszym polskim lekarzem w Afryce był jezuita o. Apoloniusz Kraup. Założone przez niego na początku XX w. ambulatorium w Katondwe w Rodezji Północnej zostało przekształcone w szpital. Działa do dziś. Po 1989 r. zaintere-sowanie medyczną działalnością misyjną w Polsce wzrosło. Głównie dzięki publikacjom poświęconym dr Wandzie Błeńskiej, lekarce, która przez ponad 40 lat walczyła z trądem w Ugandzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski