Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorlice. Strażacy z OSP w Moszczenicy po brawurowej akcji uratowali kota Franciszka [ZDJĘCIA]

Lech Klimek
Dochodziło południe, gdy w Moszczenicy strażacka syrena wezwała druhów z miejscowego OSP do akcji. Zjawili się w remizie błyskawicznie. Do miejsca akcji nie mieli daleko. Okazało się jednak, że mają wysoko. Ich akcja rozgrywała się 20 metrów nad ziemią.

Wezwano ich, by ratować z opresji kota Franciszka. Ten dwa dni temu postanowił sprawdzić, jak jego wieś wygląda z wysokości. Wspiął się na wysokie drzewo iglaste. W górę szło mu świetnie, gorzej było ze schodzeniem. Jak relacjonowali okoliczni mieszkańcy, żadne zachęty nie pomagały. Franciszek uparcie siedział na drzewie.

- Na miejscu rozstawiliśmy drabinę - opowiada Przemysław Wszołek, prezes OSP. - Akcją sprawnie dowodził Damian Markowicz. Wydawało się nam, że wystarczy kilka minut i będzie po sprawie - dodał.

Jednak kot Franciszek nie był skory do współpracy. Na widok ratowników postanowił przenieść się wyżej, zmieniając przy okazji drzewo. Zasiadł tam, gdzie ich drabina nie sięgała. Nie było innego wyjścia, konieczne okazało się wezwanie wsparcia z PSP w Gorlicach. Do Moszczenicy dojechał podnośnik koszowy. Spora grupka obserwatorów udzielała w tym czasie dobrych rad strażakom. Najczęściej powtarzała się zachęta do ścięcia całego drzewa, to miało sprawić, że Franciszek sam postanowi zeskoczyć w chwili, gdy drzewo będzie chylić się do upadku. Ratowanie Franciszka nabrało nowych barw.

Dwóch strażaków z OSP wsiadło do kosza i powędrowali prawie 20 metrów w górę, tam, gdzie w gałęziach siedział kot i głosem sygnalizował swoją obecność. By się do niego dobrać, strażacy musieli zrobić podniebną przecinkę. Po prawie trzech godzinach udało się dotrzeć do kota. Wtedy jednak zaczął się dramat. Franciszek, zupełnie o okazywał wdzięczności, wprost przeciwnie. Chciał drapać i gryźć. Strażacy w ciężkich mundurach i w koszu mieli ograniczone pole manewru. To wykorzystał kot. W pewnej chwili najzwyczajniej w świecie wyskoczył z kosza, którym miał zjechać w dół. Przeleciał w pionie około 20 metrów, jak to kot spadł na cztery łapy i tyle go było widać. Potężnymi szusami zbiegł w zarośla. Sadząc z jego zachowania już na ziemi, lot nie zrobił na nim większego wrażenia. Nie wyrządził mu też krzywdy.

Inaczej było z ratownikami, a przynajmniej z jednym. Gdy kosz ze strażakami został opuszczony na ziemię, okazało się, że jeden z druhów jest kontuzjowany. Trafił do szpitala, na SOR, jego stan jest ogólnie dobry. Ucierpiał tak naprawdę tylko jego palec i może odrobinę duma. Co tu kryć, kot Franciszek najzwyczajniej w świecie go ugryzł. Cios kocich zębów musiał być potężny, oczywiście zachowując skalę, bo Franciszek bez problemów przebił się przez strażacką rękawicę.

FLESZ: Zwierzęta na drodze - jak uniknąć wypadku?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Gorlice. Strażacy z OSP w Moszczenicy po brawurowej akcji uratowali kota Franciszka [ZDJĘCIA] - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski