Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorlickie. Bednarczanie wrócili do swojej wsi

Lech Klimek
Przyjechali, czym kto mógł. Autobusem, własnymi samochodami, a jeszcze inni pociągiem.W sumie dobrze ponad 100 osób z różnych stron kraju. W Bednarce właśnie zakończył się piąty zjazd bednarczan.

- Wyjechaliśmy z Legnicy o pierwszej nocy - opowiada Irena Chomiak, teraz legniczanka, ale mająca swoje korzenie w Bednarce. - Całą noc śpiewaliśmy i cieszyliśmy, że znów zobaczymy ziemie naszych przodków. Rano byliśmy w Wysowej, tam pielgrzymka na górę Jawor do sanktuarium. Bóg nam poszczęścił, bo pogoda piękna i radość też wielka - dopowiada.

Przez dwa dni wieś tętniła gwarem, śmiechem i muzyką. Dwa miesiące przygotowań pochłonął zjazd tej wielkiej rodziny - bo tak o sobie mówią obecni i byli mieszkańcy. Wielu z przyjezdnych uczestniczyło w zjeździe kolejny raz.

- Przyjechałem, bo tutaj się urodziłem, tutaj spędziłam dzieciństwo. Po rodzinnym domu nie ma już śladu, jest inny murowany - opowiada Anna Moroch, dzisiaj mieszkanka Komorników pod Legnicą, ale bednarczanka z serca i urodzenia. - Gdy nas wywozili w 1947 roku, miałam pięć lat. Pamiętam ten sznur wozów, na których wyjeżdżaliśmy. Na każdym całe rodziny, dziadkowie rodzice dzieci. Jechaliśmy dwa tygodnie, by trafić do nieznanego miejsca, daleko na dolnym Śląsku - dodaje.

Pani Anna mówi, że dla niej już za późno na powrót w rodzinne strony. Przez 70 lat wrosła w nowe środowisko. Ale jak wspomina, jej rodzice do końca życia tęsknili do ziemi, którą musieli zostawić.

Posiedzenie Rady Miejskiej na rynku w Gorlicach

Tak kiedyś wyglądały Gorlice! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Przyjazd do Bednarki to dla niej okazja, by wrócić do dobrych wspomnień, ale też okazja, by przekazać młodym ludziom, których teraz jest coraz więcej na tych zjazdach wiarę przodków, ich siłę, która pozwoliła przetrwać Łemkom ciężki czas na wygnaniu. - W mojej pamięci nadal tkwi obraz ostatniego świętą Jordan, które tu obchodziliśmy - opowiada. Był wielki mróz, a nasz ksiądz zanurzał się w lodowatej wodzie. Byłam wtedy z tatą, który niósł mnie na rękach w czasie procesji. To wspomnienie tkwi w moim sercu do dziś, ciągnąc mnie w te strony - dodaje.

Pomysł, by mieszkańcy wsi spotykali się na takich zjazdach, zakiełkował w głowie Wasyla Popowczaka, również legniczanina, który w 1965 roku wraz z dziadkiem śp. Stefanem Popowczakiem pierwszy raz przyjechał do Bednarki.

- Czas, kiedy wypadła nasza podróż był niespokojny, Europa patrzyła na to, co dzieje się w Czechosłowacji. Na bocznicach kolejowych stacji, przez które przejeżdżaliśmy na platformach stały czołgi. Miałem wtedy dziewięć lat i nie bardzo zdawałem sobie z tego wszystkiego sprawę. Mama jeszcze na dworcu próbowała, nas odwiedź od pomysłu wyjazdu, ale dziadek uznał, że skoro bilety mamy kupione, to trzeba jechać - wspomina. - Chciałem jechać, by zobaczyć tę krainę, którą tak często przywoływał we wspomnieniach dziadek - dodaje.

Czytaj najnowsze informacje z Gorlic i okolic

Minęło niemal czterdzieści lat. Takich jak on, dzieci wysiedleńców i ich samych na ziemiach zachodnich było setki. Wszyscy jednakowo tęsknili. W jesieni 1994 roku na rodzinnym spotkaniu w Legnicy Popowczak zaproponował, by bednarczanie skrzyknęli się i spotkali za rok w Bednarce właśnie.

- To było w czasie wszystkich świętych - opowiada Wasyl. - Przy grobach wspólnych krewnych spotkałem kuzyna, Andrzeja Klimasza, on teraz mieszka w Ropicy Górnej, ale to też bednardczanin. Pomyśleliśmy, że trzeba się zorganizować i robić coś, by pokłonić się wspólnie przodkom.

Na Andrzeja spadły wszystkie organizacyjne sprawy, ale daje świetnie rady - mówi z przekonaniem. Co pomyśleli, to zrobili. Szybko okazało się, że potrzebują tych spotkań. Corocznie wydało im się za często: bo się znudzi, bo nie będą już tak ciekawi siebie, bo wszystko zostanie opowiedziane i nie będzie po co przyjeżdżać.

Uznali, że będą się spotykali co sześć-siedem lat, gdy odpust w Bednarce wypadnie w sobotę czy niedzielę. Ich spotkania w rodzinnej wsi zaczynają się od nabożeństwa w cerkwi, którą budowali ich przodkowie, a teraz służy jako kościół. W tym roku, nabożeństwo poprowadził Jan Martyniak, arcybiskup senior grekokatolickiej diecezji warszawko-przemyskiej. Po mszy w uroczystej procesji przyszli na cmentarz, by złożyć wieniec i zapalić znicze.

Ks. Grzegorz Nazar w towarzystwie arcybiskupa i kapłanów z okolicznych parafii poprowadził panachydę, czyli modlitwę za zmarłych. W spotkaniu bednarczan uczestniczy też Marta Popowczyk, młoda kobieta, którą fascynuje historia rodzinnej ziemi.

- Jestem na zjeździe w Bednarce drugi raz - mówi. - Ale znam świetnie jej historię. Napisałam swoją pracę licencjacką właśnie o naszej cerkwi. Każdy przyjazd to dla mnie wielkie przeżycie. Gdy wieczorem starsi zaczynają swoje opowieści, to nie ma chyba nikogo, komu nie zakręciłaby się łza w oku - dodaje.

Gazeta Gorlicka

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 1. Dlaczego wychodzimy na pole?

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
>>> Zobacz inne odcinki MÓWIMY PO KRAKOSKU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gorlickie. Bednarczanie wrócili do swojej wsi - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski