Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Góry najpiękniejszych dolin

MARCIN BANASIK
Do Diablego Kamienia z Folusza dojdziemy w pół godziny FOT: AGNIESZKA NOWAK
Do Diablego Kamienia z Folusza dojdziemy w pół godziny FOT: AGNIESZKA NOWAK
Magurski Park Narodowy leży w samym sercu Beskidu Niskiego, pasma dzikich i gęsto zalesionych gór, w których najpiękniejsze są doliny. Tam właśnie wznoszą się drewniane cerkwie z ikonami, z których spoglądają prawosławni święci.

Do Diablego Kamienia z Folusza dojdziemy w pół godziny FOT: AGNIESZKA NOWAK

TURYSTYKA. W lasach Beskidu Niskiego paciorki różańca dojrzewają na krzewach, w ptasich gniazdach toczą się bratobójcze walki, a owady muszą uważać na pułapki z... rosy. Miejscowy diabeł nie nosi już kamyków, bo pewnej nocy usłyszał "kukuryku".

Podobnie jak z kamiennych krzyży i figur. Wyciosane z pozyskiwanego przede wszystkim na Kornutach i Maguryczu piaskowca, stoją przy drogach i na cmentarzach.

Park leży na granicy Małopolski i Podkarpacia. Chroni unikatowy obszar przejściowy między Karpatami Zachodnimi i Wschodnimi. Mówi się, że to ostatnie w Polsce góry nieskażone przez masową turystykę.

Paciorki spinacza biurowego

Występuje tu ok. 800 gatunków roślin. Wśród nich nie sposób przegapić krzewu kłokoczki południowej, zwłaszcza podczas wietrznej pogody. Roślina swą nazwę bierze od charakterystycznego klekotu nasion w skórzastych torebkach. - Już wśród Celtów była nazywana świętym krzewem. Sadzono ją na kurhanach wodzów. Później stała się rośliną kultową Słowian - wyjaśnia Jarosław Sochacki, specjalista do spraw ochrony przyrody MPN.

Nasiona kłokoczki w pewnym okresie pełniły nawet rolę pieniędzy, choć najbardziej znane są z innej funkcji. - Na Podkarpaciu 15 sierpnia, w święto Matki Boskiej Zielnej, kłokoczące torebki przynoszono do kościoła do święcenia. W domach wyłuskiwano nasiona, po to, żeby zimą robić z nich różańce - tłumaczy Jarosław Sochacki. Dodaje, że specjalistkami od wyrobu różańców były siostry zakonne z krakowskich Łagiewnik i siostry karmelitanki z Przemyśla.

Dziś na terenach Beskidu Niskiego prawie nikt nie wyrabia już paciorków. Jedną z niewielu osób, która podtrzymuje zanikającą tradycję, jest Bolesław Rebizant, emerytowany leśnik z Brzezinek na Roztoczu.

- Kolor paciorków zależy od sposobu suszenia nasion. Suszone w torebkach, nabierają ciemnej barwy, wcześniej wyłuskane są jasne - wyjaśnia. Pan Bolesław łączy nasiona spinaczami biurowymi. - Największy problem sprawia wywiercenie dziurki w nasionku. Wiertło musi być ostre, żeby się nie ześlizgnęło i trafiło w sam środek paciorka - tłumaczy.

Zabójcza rosa

Równie "pobożną" rośliną jest chaber miękkowłosy, który rośnie na ruinach dawnych zabudowań Łemków i Bojków, ich cerkwi i cmentarzy. - Kwiaty te, ze względu na urodę niebieskich płatków, były sadzone w pobliżu miejsc kultu jako kwiaty ozdobne - opowiada specjalista od ochrony przyrody.

Przenieśmy się jednak w miejsca bardziej dzikie i mniej dostępne. Na beskidzkich torfowiskach zadomowiła się rosiczka okrągłolistna, zwana również rosą słoneczną. Ta owadożerna roślina ma czerwonawe listki zebrane w różyczkę.

- Z wierzchu i po brzegach mają włoski gruczołowe, które wydzielają lepką, przywabiającą ciecz, do której przyklejają się zwabione owady - opisuje roślinę pracownik MPN.

Ofiara wchodzi na liść i lepka substancja ją unieruchamia. Od tego momentu owad ma jeszcze trzy godziny na pożegnanie się ze światem, bo tyle trwa zamykanie się liścia. Później zaczyna się kilkunastogodzinna uczta. Miękkie części ciała ofiary zostają strawione, a powstała z nich ciecz, bogata w substancje odżywcze, ulega wchłonięciu przez roślinę. Po strawieniu ofiary liść otwiera się, a pozostałości zwykle są zdmuchiwane przez wiatr. Ponowne otwarcie następuje po 24 godzinach.

Biblijne morderstwo

Szybciej swój obiad jedzą z pewnością podniebne drapieżniki. Najbardziej znanym w tutejszych górach jest orlik krzykliwy, który zdobi logo parku. W Beskidzie Niskim występuje największe zagęszczenie tego gatunku. Jest tu ok. 200 par orlików. - Ptaki te najczęściej zakładają gniazda w lasach jodłowych, ale żerują na polanach i terenach rolniczych - tłumaczy Damian Nowak, specjalista od spraw fauny w MPN.

Podczas godów orlik, krążąc nad ziemią, nagle składa skrzydła i pikuje pod ostrym kątem w dół, by tuż nad ziemią rozwinąć skrzydła i delikatnie wznieść się w górę. W ten sposób próbuje zaimponować wybrance. Taki sposób na zdobycie partnerki wydaje się skuteczny. Para skojarzona na lęgowisku pozostaje sobie wierna przez parę kolejnych sezonów. Młode nie są już tak ze sobą zżyte. - W "kainowym" gnieździe zazwyczaj wylęga się do trzech piskląt. Silniejsze zabija słabsze i najczęściej tylko jedno z nich osiąga dojrzałość - wyjaśnia Damian Nowak.

Orliki zdobywają pożywienie głównie na łąkach. Szukają gryzoni, węży, a nawet owadów. Żeby pomóc im w znalezieniu pokarmu, pracownicy parku regularnie koszą łąki.

Zęby pracoholika

Na podmokłych terenach żyją bobry, największe gryzonie Europy. Te sympatyczne zwierzęta to jedne z najbardziej wykwalifikowanych, leśnych inżynierów. - Budując żeremia i tamy, tworzą zalewiska, które w okresach suszy są ratunkiem dla wielu gatunków zwierząt - mówi Damian Nowak. Budowle wzniesione przez bobry przynoszą korzyści m.in. rybom, a także żywiącym się nimi bocianom czarnym i czaplom.

Zwierzę można wypatrzeć tylko rankiem, przez resztę dnia jest nieuchwytne. Jego największym skarbem są zęby, które nigdy nie przestają rosnąć. To właśnie jest przyczyną jego pracoholizmu. - Bóbr ciągle musi je ścierać. Najlepiej nadają się do tego drzewa. Zwierzę potrafi ściąć nawet pień metrowej średnicy - zauważa pracownik MPN.

Niestety, czasem zdarza się, że leśny inżynier źle obliczy tor upadku drzewa lub nie zauważy, że w pobliżu spadającego konaru kręci się jego krewny. - Odnotowaliśmy kilka przypadków, w których drzewo przygniotło bobra, który je podcinał lub innego pracującego w pobliżu - podaje Damian Nowak.

Kolejnym mieszkańcem lasów, który lubi drewno, jest nadobnica alpejska, niebieski chrząszcz z czarnymi plamami. - Najchętniej żeruje na martwym, dobrze nasłonecznionym drewnie buków, które mają lekko popękaną korę - opisuje specjalista od fauny. Niestety, miejsce jego żerowania często staje się pułapką, przez którą chrząszcz ląduje w piecu. - W lasach gospodarczych nadobnica często składa jaja w drewnie przygotowanym do wywózki - podkreśla Damian Nowak. W ten sposób mnóstwo rzadkich owadów ginie strawionych przez ogień w naszych piecach.

Nie taki straszny drapieżnik

W lasach Beskidu Niskiego występuje stosunkowo duże zagęszczenie drapieżników. Są tu m.in. wilki polujące na jelenie, rysie gustujące w sarnach i żbiki żywiące się małymi gryzoniami. Nie znaczy to wcale, że tereny te są niebezpieczne dla człowieka.
- Zwierzęta drapieżne są bardzo płochliwe. Zapach człowieka potrafią wyczuć w promieniu kilometra, a wtedy uciekają w niedostępne gęstwiny - zauważa pracownik MPN. Dodaje, że kilkusetletnia historia polowań i prześladowania drapieżników skutecznie je odstraszyły od ludzi. - Stwierdzenia, że drapieżniki są niebezpieczne, można używać tylko w stosunku do ich naturalnych ofiar. W przypadku człowieka jest ono nieprawdziwe - zapewnia Damian Nowak.

Diabeł, co bał się koguta

MPN pełny jest miejsc, z którymi związane są ludowe legendy. Grupa skał w miejscowości Folusz, zwana Diablim Kamieniem, nie znalazła się tam przypadkowo. - Dawno temu, gdy w okolicy Folusza nie było żadnej świątyni, głęboko wierzący ludzie bardzo cierpieli z tego powodu - rozpoczyna legendę Stanisław Kuś, przewodnik MPN. Cieszyły się za to diabły, bo nie było słychać dzwonów, na dźwięk których bardzo bolały je brzuchy i musiały uciekać z powrotem do piekła. Diabły nie czując zagrożenia, ciągle kusiły ludzi, aż ci w końcu sprzeciwili się czarcim podstępom i postanowili wybudować kościół. - Widząc, co się szykuje, najsilniejszy z diabłów chwycił największy kamień i zaczął wdrapywać się pod górę, żeby z niej go rzucić i zburzyć kościół - opowiada. Pewnej nocy, kiedy przechodził koło Folusza, spostrzegł go szewc, który dobrze znał zwyczaje diabłów. Wiedział, że czarcia siła traci na swej mocy za dnia. Postanowił więc przyspieszyć nadejście poranka. Pobiegł do kurnika, dźgnął szydłem koguta, a ten zapiał wniebogłosy, oznajmiając początek dnia. Diabeł stracił swą moc, kamień mu wypadł i potoczył się do foluskiego lasu. - Diabli Kamień leży tam do dziś. Z Folusza można dojść do niego w pół godziny. Tych, którzy boją się spotkać po drodze diabła, zapewniam, że po poświęceniu kościoła wszystkie czarty uciekły z okolicznych lasów na zawsze - mówi Stanisław Kuś.

Groby jak perły

Najcenniejsze zabytki tutejszych malowniczych dolin związane są jednak z prawdziwymi, krwawymi wydarzeniami, które miały tu miejsce podczas I wojny światowej. W 1915 roku, podczas słynnej operacji gorlickiej na terenie województwa podkarpac-kiego starły się w boju trzy armie: rosyjska, niemiecka i austro--węgierska. W wyniku walk zginęło ponad 100 tys. żołnierzy wielu narodowości.

Dla uczczenia poległych rozpoczęto w 1915 roku budowę cmentarzy wojennych. Łącznie powstało ich 401, z czego na terenie Beskidu Niskiego znalazło się ponad 140. Nazywane są perłami architektury drewnianej. Budowę cmentarzy prowadził specjalnie powołany Oddział Grobów Wojennych, który chciał, aby cechowały się pięknem i różnorodnością form. Pomimo tak dużej ich liczby, próżno szukać dwu identycznych. Z szacunku dla walczących, obok siebie leżą żołnierze wszystkich narodów, które przelewały tu krew.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski