Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Góry uczą pokory. Mogłem się utopić w leśnym potoku, w słoneczny dzień

Katarzyna Gajdosz-Krzak
Katarzyna Gajdosz-Krzak
Łukasz Smetana za służbę w krynickiej grupie GOPR otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi, nadany przez prezydenta Andrzeja Dudę
Łukasz Smetana za służbę w krynickiej grupie GOPR otrzymał Srebrny Krzyż Zasługi, nadany przez prezydenta Andrzeja Dudę Katarzyna Gajdosz-Krzak
Grupa Krynicka GOPR działa od 65 lat. Swój mały jubileusz w tym roku świętuje też Łukasz Smetana. Zawodowy ratownik z 20-letnim stażem mówi, jak zmieniła się przez ten okres czasu jego praca

Pamiętasz swoją pierwszą wyprawę w góry?
Wszystkie góry Beskidu Sądeckiego zwiedziłem pewnie już jako niemowlak w nosidełku. Muszę zaznaczyć, że ja jestem dziedzicznie obciążony. Mój tata jest ratownikiem GOPR i stryjek. To oni zarazili mnie pasją do gór. Ale pierwsza wyprawa, którą pamiętam, to wyjazd z rodzicami do Zakopanego. Szliśmy Doliną Kościeliską na Ornak. Miałem wtedy pięć lat.

Od małego byłeś przygotowywany do roli ratownika GOPR?

Mój tata nigdy nie naciskał, żebym został ratownikiem. Mnie się to po prostu podobało. O tym, że nie miałem presji, świadczy choćby to, że na nartach nauczyłem się jeździć dosyć późno. Jak na syna GOPR-owca. Miałem dziesięć lat. Wcześniej w ogóle mnie do nart nie ciągnęło. I rodzice to szanowali. Jako nastolatek przemierzyłem Beskid wzdłuż i w szerz. Spędzałem w górach każdą wolną chwilę. Pewnie też dlatego, że dostęp do zagranicznych wyjazdów był wówczas ograniczony. Poznawało się więc to, co swoje. W wieku 19 lat zdecydowałem się zostać kandydatem na ratownika GOPR, a dwa lata później złożyłem przysięgę. To było dokładnie 20 lat temu.

GOPR świętuje w Krynicy-Zdrój 65-lecie [ZDJĘCIA]

Obchodzisz swój mały jubileusz w roku, w którym Grupa Krynicka GOPR świętuje 65-lecie istnienia. Tydzień temu przysięgę złożyło ośmiu nowych członków. To chyba niewiele?

Dziś pęd życia każe młodym podejmować pracę, w której nie ma czasu na wolontariat. Ja ich za to nie winię. W krynickiej grupie działa 260 osób, z czego 13 to zawodowcy, reszta ochotnicy. Zauważam jednak pocieszający trend. Odkąd znieśliśmy ograniczenie wiekowe do 35 lat dla kandydatów na ratowników, zgłaszają się do nas czterdziestolatkowie. Mają stabilną sytuację finansową, rodzinną, dorosłe już dzieci. Swój wolny czas chcą poświęcić innym.

Przez 20 lat brałeś udział w wielu akcjach. Jest taka, o której nigdy nie zapomnisz?

To była jedna z moich pierwszych akcji, w której brałem udział jako ratownik-kandydat. Uświadomiła mi, dlaczego chcę się tym zająć. Dokładnie pamiętam dzień - niedziela, 5 listopada 1995 roku. Odbywały się wówczas wybory prezydenckie. Tego dnia spadło tyle śniegu, że odcięło grupę turystów na Przehybie. Szli ze Szczawnicy. Droga, która normalnie zajmuje cztery pięć-godzin, zajęła im dwadzieścia. Byli w złym stanie. Jedna z dziewczynek, w wieku 12-14 lat miała już pierwszy stopień odmrożeń. Przedzieraliśmy się z toboganem (specjalne sanie) z Gabonia na Przehybę, by tę dziewczynkę przetransportować do szpitala. Udało się ją uratować. Ale kilka dni później, w środę, mój tata brał udział w akcji, która miała niestety dramatyczny finał. Ratownicy szukali dwóch chłopców, którym nie udało się dotrzeć do schroniska na Łabowskiej Hali. Jeden z nich nie przeżył.

Teraz ratownikom łatwiej dotrzeć do turystów w górach. Zmieniły się warunki komunikacji, sprzęt, ale mam wrażenie, że za tym poszły zmiany w świadomości turystów. Mają poczucie bezpieczeństwa, zawsze mogą zadzwonić do GOPR, więc idą w góry, nierzadko bez większych refleksji.
Gdyby ci chłopcy wtedy mieli dostęp, tak jak dziś mamy, do telefonów komórkowych, nie doszłoby do tragedii. Niestety, masz rację, teraz turyści mają złudne poczucie bezpieczeństwa. Kiedyś góry były mniej dostępne, wyprawa wymagała hartu ducha, przygotowania fizycznego. Dziś zza biurka kupujemy sprzęt i na drugi dzień idziemy w góry, bez żadnego przemyślenia wędrówki, bo z tyłu głowy jest właśnie: „Zawsze mogę zadzwonić po pomoc”. Jednak fakt, że ma się kontakt, nawigację czy doskonały sprzęt do wspinaczki, nie może zwalniać od myślenia. Nie zawsze ratownicy są w stanie szybko i łatwo dotrzeć. Może przyjść nagłe załamanie pogody i śmigłowiec do nas nie doleci. Utworzą się dwumetrowe zaspy śniegu i skuterem ratownicy też do nas szybko nie dotrą.

Do gór należy podchodzić z pokorą.

Bezwzględnie. Przypomina mi się akcja z 2013 roku. Piękny, słoneczny, lipcowy dzień. Zadzwonił turysta, informując, że przebił sobie łydkę. Trzeba go było ściągnąć z rejonu bacówki nad Wierchomlą. Pojechałem tam quadem. W tym czasie na Jaworzynie spadło, jak później sprawdziłem, 60 litrów wody na metr kwadratowy. Górskie wody momentalnie wezbrały. Wjechałem do potoku, ale woda była tak wysoka, że nie byłem w stanie przejechać. Wycofałem się, w ostatniej chwili unikając zderzenia z ogromną kłodą, którą z góry niósł na mnie potok. Mogłem się utopić w lesie, w środku lata, w słoneczny dzień.

W swojej pracy narażasz swoje życie, by ratować innych. Nigdy nie miałeś chwil zawahania, czy warto?

To nie jest tak, że ciągle mamy trudne akcje. Ekstremalne sytuacje zdarzają się rzadko. Nie mam więc takich myśli. Za to mam wspaniałą żonę, której zawsze mogę się wygadać. Nie potrzebuję psychoanalityka. Zresztą obserwuję, że taką rolę naturalnie spełniają kobiety w GOPR. Są bardziej empatyczne, doskonale sprawdzają się w akcjach poszukiwawczych zaginionych. Potrafią świetnie zebrać wywiad od rodziny.

Podhale. Ratownicy GOPR na rowerach [ZDJĘCIA]

Poszukiwania zaginionych to ostatnio główne zadanie GOPR-owców.

Dawniej turyści szli w góry i nagle ślad po nich ginął. Trzeba więc było wszczynać akcje poszukiwawcze. Teraz, gdy mają telefony komórkowe, tych akcji jest coraz mniej. Turyści do nas dzwonią, mówią, że się zgubili, a my sprawdzamy, gdzie są i zdalnie naprowadzamy. Nasz potencjał, czyli doskonałą znajomość topografii terenu, postanowiliśmy więc wykorzystać, pomagając policji w akcjach poszukiwawczych osób zaginionych.

Skąd wiecie, gdzie i jak szukać?

Ludzie giną zazwyczaj w określony sposób. Małe dzieci, które ledwie nauczyły się chodzić, potrafią nagle zasnąć i nie obudzi ich nawoływanie ratowników. Dzieci starsze, powyżej 10 lat, będą z kolei się przed nami chować, w obawie, że jak ich znajdziemy, dostaną burę od rodziców. Osób starszych z kolei, z zaburzeniem pamięci, szuka się w promieniu trzystu metrów od miejsca, gdzie były ostatnio widziane. Ratownik GOPR nie tylko musi dobrze poznać teren, ale i podstawy psychologii.

Krowoderska.pl - Krowoderska.pl - parkingi "Park and ride" - odc. 2

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Góry uczą pokory. Mogłem się utopić w leśnym potoku, w słoneczny dzień - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski