Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorycz i żal

Redakcja
Polska rzadko dzisiaj gości w międzynarodowych sieciach telewizyjnych i prasie. Wyniki wyborów, po których podają przekręcone nazwiska nowego prezydenta czy premiera, jakaś duża katastrofa szokująca liczbą ofiar, powódź. I to właściwie wszystko. Nie cytują nas w wielkich sprawach międzynarodowych, bo nie ma czego cytować, jak też nie ma kogo. Nie bierzemy udziału w ważnych debatach światowych: globalizacja, ocieplenie, zmiany w układzie wpływów - z tych samych powodów. Zapadliśmy na głuchotę i niemotę. Nikt od nas nie oczekuje niczego mądrego, my też nie palimy się, żeby kogoś wysłuchać, czegoś się dowiedzieć i zrozumieć. Dla świata jesteśmy senną, gnuśną prowincją.

Tadeusz Jacewicz: Z bliska

No i co z tego, można zapytać. Robimy swoje, idziemy do przodu, nie musimy oglądać się na innych. To niech inni oglądają się na nas, bo jesteśmy szlachetni, mądrzy i waleczni, a umiłowaniem wolności zawsze dawaliśmy przykład goniącemu wyłącznie za zyskiem światu. Nas powinno się szanować. Za to, że jesteśmy.
Nie wiem, czy ktoś już zdefiniował szacunek międzynarodowy (bardzo pomaga w interesach) w kategoriach towaru, ale pewno to kiedyś nastąpi. Szacunek trzeba najpierw zbudować, później utrwalać go, i pomnażać umiejętnym marketingiem. Warto być szanowanym. Nie tylko płynie z tego przyjemność, ale i różne korzyści. Łatwiej idą interesy ekonomiczne, ludzie robią kariery międzynarodowe. Ważni politycy słuchają uważnie koncepcji, media przychylnie je komentują. Pożytecznie i miło.
Nie potrafimy budować kapitału przychylnego zainteresowania, za to mistrzowsko przegrywamy to, co zgromadziliśmy dawniej. Piszę to z uczuciem goryczy i żalu. Przyglądałem się bowiem z bliska przyśpieszonemu rozmywaniu legendy Polski.
Sprawę arcybiskupa Wielgusa śledziłem w odległym kraju, w którym krzyżują się gigantyczne interesy ekonomiczne i polityczne świata, wsparte wspaniale rozwiniętą turystyką. Duzi ludzie załatwiają tam ważne sprawy i przy okazji odpoczywają. Czytają lokalną gazetę wychodzącą po angielsku, w której są materiały z najbardziej prestiżowych tytułów świata.
Przez kilka dni drukowała ona coraz dłuższe depesze z Polski, a wiadomość o rezygnacji arcybiskupa, z kilkoma zdjęciami, poszła na czołówce kolumn międzynarodowych. CNN i BBC World młóciły sprawę niemiłosiernie: w niedzielę zdjęcia z warszawskiej katedry, gdzie dostojnik łamiącym się głosem składał rezygnację, szły na czołówkach dzienników obu sieci. Co godzinę. W poniedziałek i wtorek największe tytuły światowe zamieściły komentarze. "International Herald Tribune" w wielkim materiale zaczynającym się na czołówce sugerował, że skandal w Warszawie wstrząśnie Watykanem. "Financial Times" w komentarzu redakcyjnym (również na czołówce) sugerował, żeby Polska otworzyła akta i "zmierzyła się z ciemną stroną swojej komunistycznej przeszłości". Przesłanie dla milionów najważniejszych ludzi na świecie jest jasne: polski Kościół współpracował z komunistyczną służbą bezpieczeństwa, a Polacy powinni w końcu wyciągnąć na światło dzienne swoją "ciemną przeszłość".
Kto będzie jeszcze pamiętał, że to Polska doprowadziła do moralnego bankructwa komunizmu i wyssała zeń siłę ideową, która fascynowała część elit Zachodu? Za chwilę zapomną, że to polski papież wbił pierwszy gwóźdź w wieko trumny "przodującego systemu". My pokazaliśmy światu, jak pokojowo można dojść do kompromisu w skrajnie trudnej sytuacji, ale to teraz my mamy ciemną przeszłość, a inni są w porządku.
Równolegle blask traci nasz znak firmowy "Solidarność". Jeszcze niedawno był podziwianym symbolem, teraz rozmywa się i znika. Oto przeczytane niedawno opinie międzynarodowych gigantów myśli politycznej, którzy kształtują poglądy elit władzy USA i Europy Zachodniej.
Norman Podhoretz, ultrakonserwatywny amerykański publicysta, który ma nie tylko ambicję opisywania świata, ale też jego kształtowania, chłodno ocenia rolę "Solidarności", czy, szerzej, Polski w obaleniu komunizmu. To, co zadecydowało o klęsce tego systemu, było, jego zdaniem, poza kontrolą Polaków, zarówno tych z "Solidarności", jak i ludzi Jaruzelskiego. Komunizm, twierdzi, rozpadł się pod wpływem wyścigu zbrojeń ("wojny gwiezdne"), Czarnobyla i głupoty Gorbaczowa, który dał się wymanewrować Reaganowi.
Politolog Francis Fukuyama ujmuje to jeszcze dobitniej. Zryw "Solidarności" był przedwczesny, bo kiedy żył Breżniew, żadne zmiany systemu komunistycznego nie wchodziły w grę. Stan wojenny był wydarzeniem dramatycznym z punktu widzenia Polaków, ale nie miał zasadniczego znaczenia dla przebiegu zimnej wojny i załamania systemu komunistycznego - twierdzi Fukuyama.
Trudno prostemu magistrowi spierać się z takimi luminarzami, ale przywołam swoje doświadczenia ze słuchania wystąpień wielkich autorytetów przy różnych podniosłych okazjach. Zawsze uderzało mnie wymieszanie głębszych treści z banałami, które miały przychylnie do mówcy usposobić słuchaczy. Były to zręczne sformułowane obiegowe opinie, które często powtarzają media, a ludzie dzięki temu uważają je za oczywiste. Każdy, kto działa w sferze publicznej: publicyści, politolodzy, politycy muszą te opinie uwzględniać, tak jak właściciel sklepu musi trzymać na półkach chodliwy towar.
Nie zdołaliśmy na podręczne półki ludzi, kształtujących poglądy innych, wprowadzić legendy naszej "Solidarności" i wielkiego zwycięstwa, jakie odnieśliśmy. Inni z tej nieudolności skwapliwie korzystają. Teraz znak zapytania pojawił się nad Kościołem i właściwie nad Polską. Wypada z rąk kolejny złoty róg. Co nam zostanie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski