Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzka jesień

Redakcja
Jeszcze sekundę przed północą 30 września minimalna cena kilograma cukru będzie wynosiła 1,92 zł, w chwilę później - 2 złote Kampania buraczana, która rozpocznie się mniej więcej za miesiąc, dla wielu naszych cukrowni będzie ostatnią. Wydawać by się mogło, że niedawne powołanie do życia grupy kapitałowej pod dumną nazwą Krajowa Spółka Cukrowa korzystnie wpłynie na uspokojenie atmosfery. Tak się jednak nie stało i jesienią grozi nam wybuch niezadowolenia znacznej części z 25 tysięcy zatrudnionych w cukrowniach ludzi, o plantatorach nie wspominając.

ADAM MOLENDA

ADAM MOLENDA

Jeszcze sekundę przed północą 30 września minimalna cena kilograma cukru będzie wynosiła 1,92 zł, w chwilę później - 2 złote

Kampania buraczana, która rozpocznie się mniej więcej za miesiąc, dla wielu naszych cukrowni będzie ostatnią. Wydawać by się mogło, że niedawne powołanie do życia grupy kapitałowej pod dumną nazwą Krajowa Spółka Cukrowa korzystnie wpłynie na uspokojenie atmosfery. Tak się jednak nie stało i jesienią grozi nam wybuch niezadowolenia znacznej części z 25 tysięcy zatrudnionych w cukrowniach ludzi, o plantatorach nie wspominając.
 Na razie powody do niepokoju mają konsumenci. Według prasy, prezesi kilku holdingów cukrowych próbowali wiosną marketingowej zmowy, mającej prowadzić do wzrostu cen i nabicia kasy ich firmom. Manewr nie do końca się udał, lecz ceny w październiku wzrosną tak czy siak. Jeszcze sekundę przed północą, 30 września minimalna cena kilograma cukru będzie wynosiła 1,92 zł, zaś w chwilę później już 2 złote. Ponieważ istnieje obowiązek zafakturowania cukru, który leży jeszcze w zakładowych magazynach po ubiegłorocznej kampanii, na różnicy zarobią pośrednicy, działający w komfortowej sytuacji, gdyż zapłacą za kryształki dopiero wtedy, kiedy już je sprzedadzą. Gdyby rząd traktował odpowiedzialnie przemysł cukrowniczy, plantatorów i konsumentów, którzy są jednocześnie podatnikami, zleciłby przekazanie tego złotego interesu Agencji Rynku Rolnego. Jednak...
 - W tegorocznym programie naszych zakupów interwencyjnych cukier się nie znalazł
- wyjaśnia Stanisław Myśliński z ARR w Warszawie. - Owszem, co roku skupujemy cukier, służący jako rezerwy państwowe, ale jego ilość objęta jest tajemnicą.
 Powołanie spółki, zwanej potocznie _Polskim Cukrem, _zamknęło na krótko usta licznej i hałaśliwej grupie przeciwników kapitału zagranicznego: posłom, samorządowcom, chłopskim organizacjom i plantatorom. Tymczasem rząd ułatwił ostatnio zachodnim potentatom zakup akcji tych polskich cukrowni, w których prywatyzacja już się rozpoczęła. Proces ten przebiega gorączkowo, przy kompletnej niewiedzy co do przyszłych losów _Polskiego Cukru. _Przypomnijmy, że w skład holdingu wejść mają te przedsiębiorstwa, które nie zostały jeszcze sprywatyzowane. Na początku mówiło się o kilkudziesięciu, potem o kilkunastu, teraz o... kilku. Trudno się więc dziwić zdenerwowaniu posła Gabriela Janowskiego, który niedawno, podczas posiedzenia sejmowej Komisji Rolnictwa, nakrzyczał najpierw na uczestniczących w obradach Niemców, a potem kazał im się wynosić z sali. Niemieckie koncerny są, razem z francuskimi i brytyjskimi, nader aktywne w przejmowaniu na własność zakładów cukrowniczych nad Wisłą. Duńczycy, którzy najpierw chcieli mieć swój udział w biznesie, wycofali się, zrażeni panującym w tym specyficznym dziale przetwórstwa bezhołowiem.
 To, co dzieje się w cukrownictwie od początku lat dziewięćdziesiątych, jest przykładem braku pomysłu kolejnych ekip rządzących na wcale intratny biznes z pogranicza rolnictwa i przemysłu. Po drugie mamy do czynienia z zapożyczonym żywcem z dawnych czasów, okrytym niesławą ręcznym sterowaniem branżą. Skoro wspominamy PRL, trzeba dodać z perspektywy czasu, że i tamten system cukrowniom się nie przysłużył, bowiem prawie wcale w zakłady nie inwestowano. Najstarsze polskie przedsiębiorstwo tego typu liczy półtora wieku, najmłodsze... sto lat!
 W okresie międzywojennym cukier był w Polsce

horrendalnie drogi,

głównie z tego powodu, iż wytwarzały go firmy o najwyższym wówczas stopniu umaszynowienia. Na eksport wysyłano kryształki w cenach dumpingowych, stąd kwitł przemyt, zwłaszcza z terytorium ZSRR. W latach dwudziestych kilogram cukru kosztował u nas złotówkę, a po wysłaniu go na wschód i powrocie na Polesie kontrabandą kupowało się go u przemytniczych "dealerów" za osiemdziesiąt groszy. Dla polskiego chłopa i miejskiej biedoty był to produkt luksusowy, zastępowano go więc gremialnie sacharyną o rakotwórczej dziś sławie.
 Współczesny cukier też ma swoich zastępców - przede wszystkim izoglukozę, o której limitowanie produkcji dobijają się głośno polscy cukrownicy.
 Na początku lat dziewięćdziesiątych niewidzialna ręka władzy zdecydowała o podziale 13 polskich wielozakładowych przedsiębiorstw cukrowniczych na 78 samodzielnych cukrowni. Decyzja zapadła mimo zgodnych protestów branżowej "Solidarności" i OPZZ, które już wówczas postulowały konieczność utworzenia zrzeszenia, zjednoczenia lub spółki pod nazwą Polski Cukier. _Zarówno jednak rząd, jak Urząd Antymonopolowy nie chciały o tym słyszeć, upatrując w propozycji chęci zachowania socjalistycznych struktur organizacyjnych.
 Ustawa cukrowa, uchwalona w trzy lata później - to przykład gospodarczego chciejstwa. Powołała do życia cztery wielkie holdingi, których kierownictwa... nie miały nic do gadania. Nie dość, że ich istnienie zderzyło się z barierą niechęci samodzielnych zakładów, to jeszcze nie wyposażono holdingowej administracji w realne uprawnienia.
 Największą jednak szkodę branży przyniósł zapis ustawy, według którego likwidacja cukrowni oznaczała automatyczną utratę jej produkcyjnego limitu cukru.
 
- To spowodowało gremialną niechęć holdingów do przeprowadzenia restrukturyzacji zakładów produkcyjnych - komentuje członek zarządu jednej ze spółek. - _Gdyby nie ów przepis, dziś nierentowne cukrownie byłyby już zamknięte, przeprowadzilibyśmy koncentrację maszyn, rozciągnięte na lata redukcje załóg odbyłyby się w sposób prawie bezbolesny, a nade wszystko bylibyśmy w dobrej kondycji finansowej,__pozwalającej na inwestycje.
 Kierownictwa spółek wypowiadają się ostrożnie, bowiem nikt nie wie,

jaki będzie los

firm, zwłaszcza tych, które ostały się jako państwowe. Od kilku lat trwa kulejąca prywatyzacja ledwo zipiących cukrowni. Ze względu na ich marną kondycję kapitał zagraniczny dobrał się do nich dość łatwo, tym bardziej iż zarządy i załogi upatrywały w "inwestorach zewnętrznych" swej jedynej szansy.
 Zachodni potentaci gładko połknęliby wszystkie polskie firmy, jeszcze zanim zaczęła się walka o Krajową Spółkę Cukrową, _gdyby nie to, że zachowywali się niczym kolonizatorzy. Podczas negocjacji z kierownictwami holdingów, zakładów, załogami i plantatorami chcieli za dużo dla siebie wytargować, byli nieustępliwi i niegrzeczni. Małopolsko-Lubelska Spółka Cukrowa negocjowała zarówno z Niemcami, jak Francuzami. Zespoły robocze dyskutowały na temat limitów plantatorskich, pakietów socjalnych itp., podpisując nawet wstępne porozumienia. Nie były one jednak na tyle satysfakcjonujące, by doszło do prywatyzacji z udziałem zachodnich inwestorów.
 Do historii polskiej wsi wejdzie z pewnością wielomiesięczna okupacja przez plantatorów siedziby Śląskiej Spółki Cukrowej w Łosiowie na Opolszczyźnie. Francuski koncern _Saint Louis Sucre, _który był o krok od objęcia ŚlSC, musiał się kilka tygodni temu obejść smakiem. Wprawdzie złożył już w jednym z polskich banków 580 mln złotych i deklarował dalsze wydatki na inwestycje, ale popełnił zasadniczy błąd.
 
- Zlekceważono interes plantatorów, co było niedopuszczalne - stwierdza Piotr Kufel, rolnik z Łodygowic, jeden z liderów Śląskiej Izby Rolniczej oraz członek zespołu negocjacyjnego. - _Tymczasem rolnicy nie chcieli żadnych cudów, ale rozwiązań identycznych z przyjętymi w Unii Europejskiej.
 Trzeba przyznać, że są one dla zachodnich plantatorów, z wielu względów, nadzwyczaj korzystne. Po pierwsze, mają oni w swoich rękach, dzięki akcjom, znaczną część własności wielkich koncernów. W przypadku niemieckich potęg cukrowniczych, inwestujących teraz w Polsce, większość. W _SdZucker _producenci buraków posiadają 60 procent akcji, w _NordZucker _aż 94!
 - Zważywszy że na Zachodzie istnieje nadprodukcja cukru, łatwo wnioskować, że tamtejsi rolnicy chcą przejąć polskie cukrownie, żeby zapewnić sobie nasz rynek zbytu i godziwe życie. Naszym kosztem!
- oburza się nadwiślańska wieś.

Konflikt

w Śląskiej Spółce Cukrowej miał tak gwałtowny przebieg, że rząd wycofał się z uzgodnień z Francuzami i zdecydował się ją przekazać do grupy Polski Cukier. Sytuacja jest jednak nadal niejasna, bowiem SLS zapowiedział, że wystąpi do sądu o zabezpieczenie dla siebie akcji spółki.
 - Kilku naszym zakładom grozi upadłość - mówi Adam Sebzda, prezes ŚlSC. - Którym, na razie nie potrafię powiedzieć. Będzie to zależało od efektów kampanii cukrowniczej, ceny cukru i możliwości jego zbytu.
 Jesieni nie przeżyje też wiele krajowych cukrowni, które stały się własnością zachodnich grup kapitałowych. Wiadomo już, że _British Sugar _spośród dziesięciu należących doń, położonych na północy Polski cukrowni, zamknie co najmniej sześć, m.in. w Kętrzynie, Świeciu i Ciechanowie. Wszystkie one, nawiasem mówiąc, od lat przerabiają minimalne ilości buraków, wyłącznie dla utrzymania przysługującego holdingowi limitu produkcji cukru. Anglicy przy okazji, jako pierwsi, doprowadzili do koncentracji swojej produkcji w miejscowości Glinojeck. Tamtejsza cukrownia może wyprodukować podczas kampanii ponad
100 tysięcy ton cukru, czyli ilość, od której, według standardów unijnych, zaczyna się rentowność nowoczesnej cukrowni.
 Ponieważ polski rynek może pochłonąć od 1,8 do 2 ton cukru w ciągu roku, łatwo policzyć, że wystarczy nam 20 takich cukrowni. Ale równie dobrze może ich... nie być wcale. Każdy z inwestujących w Polsce zachodnich koncernów cukrowniczych już teraz wytwarza u siebie, czyli we Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii, o co najmniej sto procent więcej cukru niż wynosi tamtejsze zapotrzebowanie. Połowa produkcji kierowana jest zatem na eksport. Co ciekawe, zdolności wytwórcze polskich cukrowni, choć przestarzałych, też grubo przekraczają popyt krajowy. Jak na razie, eksport do UE odbywa się na zasadzie kontyngentów, ale wkrótce granice się otworzą. Łatwo zrozumieć,

kto się kogo boi,

jeśli porównamy ceny, po których sprzedawany jest cukier "na bramie" zakładów w różnych krajach. Otóż w Niemczech za około 3,7 zł, we Francji - 4 złote, w Anglii - 5, a w Polsce za niespełna 2. Trudno więc nie traktować poważnie opinii, które mówią, że zagraniczni inwestorzy kupują przede wszystkim nadwiślański rynek zbytu, niekoniecznie dla nadwiślańskiego cukru.
 Warto wiedzieć, że w UE cen cukru nie kształtuje rynek, zaś cała branża, na każdym etapie działania, od sadzenia buraków, po sprzedaż białych kryształków, jest niesłychanie zbiurokratyzowana. Ma to zapewnić, i zapewnia, choć nie wiadomo jakim kosztem, jej rentowność. Kilkadziesiąt lat opieki państwa spowodowało, że na przykład przypisane notarialnie do farmera limity produkcji buraków przechodzą w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Limit można utracić tylko z własnej winy - na przykład, jeśli przez trzy kolejne lata rolnik, na skutek ewidentnej nieudolności lub rażących zaniedbań, będzie miał plon zbyt mały lub marnej jakości. Plantator jest też zwykle udziałowcem cukrowni, więc przysługują mu dywidendy od produkcji - obowiązkowo dochodowej, bo cenę gwarantującą zysk wszystkim ogniwom cukrownictwa ustala komisja z udziałem przedstawicieli rządu.
 O tym, że zachodnie koncerny postąpiły źle z punktu widzenia własnych interesów, wykłócając się z polskimi plantatorami i załogami cukrowni, na które miały chrapkę, świadczy treść uchwalonej przez Sejm w czerwcu Ustawy o regulacji rynku cukru. Otóż nasza branża cukrownicza i tak uzyskała podobne regulacje, jak te działające w państwach Unii. Z wyjątkiem jednej, bardzo ważnej gwarancji, której brak uderza też w zagranicznych inwestorów - nie określono stałej, powiększanej o rozmiary inflacji, ceny cukru. Cena minimalna ma być ustalana co roku przez specjalnie powoływaną komisję.
 Inicjatorzy powołania do życia _Krajowej Spółki Cukrowej _głosili przez wiele miesięcy, iż istnienie rodzimego holdingu ma zapewnić Polakom tanie, słodkie życie. Czy tak będzie, dopiero się okaże, ale utrzymywanie, po nabyciu przez nasz kraj członkostwa w UE, dotychczasowych różnic cen cukru, nie wydaje się możliwe.

Wzrost cen

groził nam już w maju, lecz, co brzmi paradoksalnie, zapobiegła temu marna kondycja najsłabszych cukrowni. Podczas gdy prezesi holdingów cukrowych spowodowali wstrzymanie sprzedaży po to, by sztucznie wywołać wzmożony popyt, przekładający się na wzrost cen, a więc i zysków, ratujące się słabsze cukrownie sprzedawały go i tak po cenie minimalnej. W efekcie manewr cenowy się nie udał. Fabryczne magazyny cukru są pełne.
 Tegoroczna ustawa cukrowa zezwoliła nareszcie na przeniesienie limitu produkcji zamykanego zakładu do innego. Inicjatorzy utworzenia Polskiego Cukru _przestrzegają jednakże przed wolną amerykanką w likwidacji cukrowni.
 
- Chodzi również o ochronę interesów społecznych - twierdzi jeden z plantatorów. - Nie można robotników wyrzucić na bruk, a poza tym te małe zakłady są centrami gospodarczymi regionów.
 Jeszcze jedna sprawa - koncentracja produkcji w kilkunastu unowocześnionych firmach na terenie Polski wydaje się na razie niemożliwa z wielu powodów. Nie ma na przykład u nas infrastruktury drogowej pozwalającej dowieźć codziennie z obszaru o promieniu, powiedzmy - stu pięćdziesięciu kilometrów, tysiąca ton buraków. No, i wywieźć wszystkie odpady poprodukcyjne oraz cukier.
 Istnieją i takie cukrownie, które nie martwią się o przyszłość.
 
- Widzimy swoją szansę w tym, co już robimy, a więc w przetwórstwie nie tylko buraków, ale i cukru - stwierdza Mieczysław Pietrzak, szef Cukrowni i Rafinerii "Chybie" SA. - Wytwarzamy cukier puder, kostkę, płynny cukier oraz paszę dla pszczół i wiele innych, specyficznych produktów.
 Cóż, i w tej branży, jak w każdej innej, najlepiej sprzedaje się produkt jak najwyżej przetworzony.
 Jeszcze kilka miesięcy temu, sądząc z wielkości przysługujących zakładom limitów, szacowano, że grupa kapitałowa pod nazwą _Krajowa Spółka Cukrowa _będzie miała do dyspozycji około jednej trzeciej krajowego rynku. Dziś, przy okazji gorączkowej wyprzedaży akcji i w perspektywie likwidacji wielu cukrowni, nikt nie wie, jak ostatecznie będzie wyglądała struktura własnościowa cukrownictwa między Odrą a Bugiem. Jeśli ów udział spadnie na przykład do 20 procent, to w warunkach silnej konkurencji szanse _Polskiego Cukru
na przetrwanie będą słabe. Dlatego szefowie państwowych cukrowni miny mają kwaśne.
 W każdym razie cukier na pewno zdrożeje. I to już za kilka tygodni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski