– Najpierw ustalmy: Gosia czy Małgorzata?
– Zdecydowanie Gosia. Małgorzatą może będę za kilkadziesiąt lat. Na razie Gosia albo Gola.
– Dlaczego samochody? To tata – jak w większości przypadków – spowodował, że wybrała Pani tę drogę?
– Tata na pewno się przyczynił, ale nie spowodował. To wyszło ode mnie, to ja chciałam jeździć gokartami. Tata oczywiście mnie wspierał, zawoził na tory. A od kiedy? Zaczęło się, gdy miałam 16 lat. Więc od sześciu na poważnie zajmuję się ściganiem. Najpierw był karting, potem przygoda z Formułą BMW Talent Cup, rok w Formule 4 w Wielkiej Brytanii. No i od dwóch lat samochody turystyczne.
– Przygodę z kartingiem zaczęła Pani dość późno. Jakie były jej efekty?
– W trzecim, ostatnim roku startów zdobyłam mistrzostwo Polski w kategorii KF2 (gokarty bez skrzyni biegów – przyp.), było też parę bardzo udanych wyścigów za granicą. To było zwieńczenie ciężkiej pracy, po której trzeba było już jednak zrobić jakiś krok. I poszłam w kierunku formuł.
– Bardzo ambitnie, powiedziałbym – marzeniowo.
– Tak, niestety jednak zwłaszcza budżet zweryfikował moje plany. Bo żeby jechać szybko w formułach, trzeba wielu godzin treningu, analiz, a w formułach dużo to kosztuje. Wiadomo, marzeniem każdego kierowcy jest Formuła 1, ale niewielu zdaje sobie sprawę, ile ciężkiej pracy i pieniędzy trzeba włożyć, żeby do niej dojść.
– Przesiadła się więc Pani do aut z dachem. W Polsce to do nich sprowadzają się wyścigi...
– Tak, o wiele łatwiej o pozyskanie sponsorów, a ja w aucie już dobrze się odnajduję. Drugi sezon jeżdżę w Volkswagen Golf Cup, równocześnie zaliczam pierwszy w Audi Sport TT Cup. Jak na początki ścigania się samochodami, jestem bardzo zadowolona, zwłaszcza z postępów, które robię.
– Dlaczego zaczęła Pani od pucharu Volkswagena?
– W tej serii wszyscy zawodnicy jadą takimi samymi samochodami. To dobrze weryfikuje umiejętności i daje równe szanse. Auto ma już trochę mocy – 260 koni, a po przyciśnięciu magicznego przycisku push-to-pass nawet 310 (zastrzyk mocy na 10 sek. – red.). To już fajna liczba.
– Ktoś Panią uczy jazdy? Ma Pani jakiegoś nauczyciela, mentora?
– Jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, pracuję z trenerem Dominikiem Pikorskim, który układa mi plan ćwiczeń na zawody, a także na czas między zawodami. Jeśli chodzi o pracę na torze, przy analizie toru jazdy, telemetrii, to za to odpowiada mój inżynier, Domas Zinkevicius. Bardzo imponuje mi wiedzą, sposobem przekazywania informacji.
– Jako kobieta w męskim świecie wyścigów jest Pani traktowana lepiej, gorzej, a może z przymrużeniem oka?
– Nie ma czegoś takiego jak lepiej czy gorzej. Może w kartingu, kiedy byłam jedyną dziewczyną, podchodzono do mnie z przymrużeniem oka – lekceważeniem, powątpiewaniem. Ale w tym momencie panowie zdają sobie sprawę, że mogę pojechać szybko. Walczymy jak równy z równym.
– Spotkała się Pani np. z pomysłem czy wręcz zaproszeniem do udziału w wyścigach tylko kobiet?
– Nie, jest nas za mało. Były przecież nawet plany stworzenia Formuły 1 kobiet, ale nie wydaje mi się to możliwe. Chyba nie ma odpowiednio dużej ilości pań, prezentujących odpowiednio wysokie umięjętności.
– W Polsce jest Pani najlepszą z kobiet-kierowców.
– Jeśli chodzi o wyścigi samochodowe, chyba mogę tak powiedzieć.
– Cel sportowy na ten rok?
– Rozwój, przede wszystkim coraz lepsze opanowywanie przedniego napędu. No i jeszcze umiejętność przesiadania się z auta do auta, bo w ściganiu się volkswagenem golfem i audi tt jednak jest trochę różnic.
– Volkswagenem jeszcze w niedzielę ścigała się Pani w Niemczech; jak dzień później w Krakowie wypadła obrona pracy licencjackiej?
– Super! Piąteczka z obrony i na dyplomie, bardzo się cieszę. Trochę się stresowałam, bo to nowe przeżycie, nie wiedziałam czego się spodziewać.
– Co było bardziej stresujące – ta obrona czy pierwszy wyścig w pucharze Volkswagena?
– Kurczę, trudno to porównać, zupełnie inne rodzaje emocji. Ale taki bardziej pozytywny stres to miałam jednak podczas pierwszych zawodów na Red Bull Ringu. Tamten stres mogłabym powtarzać wielokrotnie, a jeśli chodzi o obronę, to na jakiś czas wystarczy (śmiech).
– Do Krakowa przeprowadziła się Pani właśnie z powodu nauki?
– Tak, gdy zdecydowałam się na studia licencjackie na Uniwersytecie Jagiellońskim, Dziennikarstwo i komunikacja społeczna.
– Dlaczego rzuciło Panią do Krakowa? Z Żyrardowa przecież znacznie bliżej do Warszawy.
– Zdecydowanie, z miasta rodzinnego mam do Warszawy około 40 kilometrów. A dlaczego? Można powiedzieć, że był zakład z rodzicami: jeżeli pójdzie mi dobrze matura, to wybiorę się na studia do Krakowa, a jeśli nie, to oni wybiorą mi uczelnię. Teraz mogę powiedzieć, że na trzy kolejne lata zostaję w Krakowie. A co potem, zobaczymy.
– Magistra na jakim kierunku będzie Pani zdobywać?
– Rozważam między zarządzaniem w mediach społecznościowych a zarządzeniem sportem. Ale na pewno będzie to UJ i ten sam wydział co dotychczas.
– A na razie wakacje, przerwa też od ścigania?
– Wakacje. Właśnie wyjeżdżam do Kazimierza Dolnego na festiwal, trochę też odpocznę, pojeżdżę na rowerze. Ale dokładnie za 24 dni wracam na tor – Red Bull Ring, mój ulubiony. Już nie mogę się doczekać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?