MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Gra o gazowy pistolet

Redakcja
- Polska powinna teraz dbać z całą mocą o to, by doszło do eksploatacji gazu łupkowego znajdującego się na terenie naszego kraju - mówił wczoraj w Krakowie wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak.

GOSPODARKA. Czas na łupki, gaz konwencjonalny poczeka - mówił w Krakowie wicepremier Waldemar Pawlak

Podkreślił, że gdyby okazało się, iż Polsce i grupie innych krajów opłaca się wydobywać gaz z łupków, to konsekwencją takiego stanu rzeczy byłaby zmiana układu sił na geopolitycznej mapie świata. Mówiąc wprost: Rosja straciłaby swoją pozycję hegemona w dostawach tzw. surowców strategicznych i wytrącony zostałby Moskwie "pistolet gazowy", po który sięgała już kilka razy, głownie w środku zimy, by osiągnąć własne cele ekonomiczne i polityczne.

Wicepremier Pawlak, gdy zaczynał swoje urzędowanie jako minister gospodarki, zachęcał do większego wydobycia gazu konwencjonalnego, czyli znajdującego się stosunkowo blisko pod powierzchnią ziemi (gaz niekonwencjonalny, w tym łupkowy, zalega na głębokości od 2 do nawet 5 km). Pytany wczoraj przez "Dziennik Polski", czy porzucił nadzieję na istotnie większe wydobycie gazu konwencjonalnego ze złóż rodzimych w dającej się przewidzieć perspektywie czasowej, przyznał, że zmienił zdanie. - Nasze złoża mają taką cechę, że zbyt szybkie wydobywanie z nich surowca może je niszczyć - uzasadniał.

Dodajmy, że udokumentowane zasoby gazu konwencjonalnego w Polsce oceniane są na ok. 140 mld m sześc., a najpewniej jest go kilka razy więcej.

Wicepremier pytany przez nas o to, co rząd zrobi, by uniknąć konsekwencji związanych z przyjęciem pod koniec kwietnia 2011 r. przez Komisję Europejską zasad obliczania liczby darmowych pozwoleń na emisję dwutlenku węgla w przemyśle w latach 2013-2020, zapowiedział, że najpewniej Polska złoży w tej sprawie skargę do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości.

- Jako ministerstwo gospodarki jesteśmy bardzo mocno zdeterminowani, by tak zrobić - mówił. - Naszym zdaniem Komisja Europejska w tej sprawie naruszyła zasadę subsydiarności i proporcjonalności, czyli fundamenty, na których opiera się funkcjonowanie Unii Europejskiej. Nie można wszystkich krajów, co zrobiła komisja, wrzucać do jednego worka.

Zdaniem ekspertów ze Społecznej Rady Narodowego Planu Redukcji Emisji doradzającej ministrowi gospodarki konsekwencją decyzji KE dotyczącej darmowych pozwoleń na emisję CO2 przez przemysł może być m.in. to, że tylko w dwuleciu 2013-2014 w ich efekcie bez pracy znajdzie się od 345 do 525 tys. osób, w większości dobrze wyszkolonych pracowników. Cena energii elektrycznej w hurcie podskoczy z ok. 200 zł obecnie do ok. 350 zł za MWh (megawatogodzinę), a wiele polskich firm w takiej sytuacji upadnie.

KE przyjęła zasady obliczania liczby darmowych pozwoleń na emisję CO2 w przemyśle w latach 2013-2020, opierając się na najnowocześniejszych technologiach dostępnych w całej UE, a nie w poszczególnych krajach. W praktyce oznacza to, że liczyć się będą firmy, które swoją produkcję opierają o gaz - wykorzystywany przez nasz przemysł w zaledwie 3 proc. - surowiec w mniejszym stopniu zanieczyszczający powietrze niż węgiel, powszechnie u nas stosowany (w 95 proc.).

- Decyzja Komisji Europejskiej przypomina mi dowcip z czasów PRL-owskich - opowiadał wczoraj Waldemar Pawlak. - Inżynierowie radzieccy wymyślić mieli idealną maszynkę do golenia. Wkładać się miało do niej głowę i po 5 sekundach było po wszystkim. Na prezentacji w Biurze Politycznym jeden z sekretarzy podzielił się wątpliwościami. Przecież towarzysze - mówił - ludzie mają różne rysy twarzy. Owszem, mają, ale tylko przed pierwszym goleniem - usłyszał. Analogicznie próbuje nas teraz potraktować Unia Europejska, a dokładniej ci, którzy mają w tym interes. Na to nie możemy się zgodzić - dodał Pawlak.
Niestety dla Polski, politycy z krajów UE, które energię elektryczną i produkcję przemysłową opierają na energetyce atomowej, gazie lub odnawialnych źródłach energii, chcą jeszcze bardziej drakońskich ograniczeń emisji gazów cieplarnianych, w tym dwutlenku węgla, niż przyjęte kilka lat temu ograniczenie o 20 proc. do roku 2020. Unijna Komisja Środowiska, Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności zamierza bowiem zaproponować redukcję nie o 20, a o 30 proc. W tej sprawie Parlament Europejski ma głosować 23 czerwca.

Unia jest zresztą jedyną instytucją, wliczając w to poszczególne państwa świata, która chce prowadzić mocno restrykcyjną politykę ograniczania emisji gazów cieplarnianych. Eksperci ostrzegają, że Unia nakładając sobie kaganiec w związku z emisją CO2 - gdy inne kraje tego nie robią - skazuje się na porażkę na arenie gospodarczej.

Wicepremier Pawlak takie zachowanie części krajów unijnych nazwał "triumfem idei nad zdrowym rozsądkiem". Przypomniał przy tym wypowiedź głównego ekonomisty Międzynarodowej Agencji Energii, który powiedział, że wewnątrzunijna dyskusja o tym, czy redukcja CO2 ma wynosić 20 proc. czy 30 proc. nie ma wielkiego sensu, bo Chiny w ciągu dwóch tygodni wyrzucą w powietrze tę 10-procentową różnicę.

Włodzimierz Knap

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski