Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gromadka Jana, czyli wszystko, co chcecie wiedzieć o Peszkach

JOLANTA CIOSEK
U Peszków choinka już ubrana. Od lewej siedzą: pies Cola, Błażej, Marysia, Jan z żoną Teresą i synowa Kasia. W tyle wnuczka Zosia i Jasiu. Fot. Ryszard Michalski
U Peszków choinka już ubrana. Od lewej siedzą: pies Cola, Błażej, Marysia, Jan z żoną Teresą i synowa Kasia. W tyle wnuczka Zosia i Jasiu. Fot. Ryszard Michalski
Kocham mego męża, niech zawsze zwycięża, na scenie i w życiu, i przy naczyń myciu - żona Teresa/ Mój tato najżwawszy jest w lato, szczególnie wieczorem, podlany humorem - syn Błażej/ Mój teść lubi jeść. Jest szybki i gibki i ma zgrabne łydki - synowa Kasia/ Mi pozostało już mało. Tatusiu, kocham i lecę, gdyż... siusiu - córka Mania/ Mój dziadek to nie Tadek, liczę na jego spadek, lecz mi się nie spieszy, niech zdrowiem się cieszy - wnuczka Zosia.

U Peszków choinka już ubrana. Od lewej siedzą: pies Cola, Błażej, Marysia, Jan z żoną Teresą i synowa Kasia. W tyle wnuczka Zosia i Jasiu. Fot. Ryszard Michalski

Nestor rodu bywa porywczy, apodyktyczny, niesprawiedliwy i ma zmienne nastroje. Potrafi być niegrzeczny i niezadowolony. Jak pozostali Peszkowie z nim wytrzymują? Kochają go i tyle. Sami zresztą też mają artystyczne dusze i bardzo silne osobowości.

Taką poezją uraczyli Jana Peszka, z okazji jego 65. urodzin ci, którzy kochają go najbardziej. Rodzina. Jego - głowę rodziny. Rodziny niezwyczajnej, bo chyba jedynej w Krakowie, w której tylu jest artystów teatru. Nestor - wiadomo, syn Błażej i synowa Katarzyna Krzanowska- aktorzy Starego Teatru, córka Maria - aktorka, wokalistka i wnuczka Zosia, która zapytana w wieku dziecięcym, kim chce być w przyszłości, odpowiedziała: "Przecież nie widownią".

Tylko pani Teresa, szyja rodziny, rzadko udostępnia nam swój talent, bo zajęta jest robieniem m.in. wegetariańskiego pasztetu z soi i fasoli, a o luksusie myśli jedynie w kategoriach duchowości. A jednak, przed laty, w spektaklu "Bula bula" wystąpili wszyscy, wprawiając w zachwyt publiczność. Tylko Błażej grymasi, mówiąc: -Nie przepadałem za tym przedstawieniem. Nie było chyba zbyt udane. A może jest po prostu zazdrosny, gdyż bohaterką tego zdarzenia była jego siostra Maria?

Do rodziny należy też suka Cola. Ulubienica wszystkich. Ponoć pięknie śpiewa.

Ale po kolei. Wszystko zaczęło się wiele lat temu, w Andrychowie, gdzie mała Tereska i równie mały Janek poznali się w... przedszkolu. Janek już wtedy wiedział, że Tereska jest jego pierwszą i jedyną miłością. Dlatego w wieku lat sześciu oznajmił swojej przyszłej teściowej, że z Tereską właśnie się ożeni. Jak rzekł, tak zrobił. Najpierw były oświadczyny, na kolanach, z bukietem dla przyszłej teściowej, a w swoje 25. urodziny Jan poślubił Teresę. - Do dziś szczęśliwie żeglujemy przez życie, a Teresa jest najwspanialszym sternikiem - wyznaje.

Błażej, jak przystało na syna wpatrzonego w ojca, wziął z niego przykład. Poznawszy na imprezie w Żaczku Kasię, studentkę romanistyki, długo nie czekał z wyznaniem miłości. Z Japonii, gdzie przemyślał sprawę małżeństwa, przywiózł pierścionek zaręczynowy z diamentem, dla przyszłej teściowej perły, gruchnął na kolana pod wielkim żyrandolem i oświadczył się. Po roku był już z Kasią ożeniony. A było to lat temu 21. - Oczywiście, Kasia od początku kochała się we mnie, bo we mnie zawsze wszystkie dziewczyny się kochały - mówi skromnie Błażej, dodając: - A prawdziwe spotkanie nastąpiło w krakowskiej PWST. Kaśka była na I roku, a ja na II, no to tradycyjnie drugi rok fuksował pierwszy.

A jak to jest z rodzinnymi korzeniami nestora rodu? Podczas spotkania pan Jan opowiadał: - Mój dziadek, niezwykle atrakcyjny mężczyzna, był wielkim podrywaczem - ponoć szalała za nim sama Rita Hayworth! Podobno cały majątek zgromadzony na obczyźnie ulokował u właściciela kopalni diamentów w Argentynie, który okazał się zwykłym oszustem. Po tej katastrofie dziadek wrócił do kraju, zaczynając wszystko od początku.

Od dziadka pan Jan szybko przeszedł do syna: - Był u nas na obiedzie Tadzio Łomnicki. I w pewnym momencie Błażej, spytany przez niego, kim chce być w przyszłości, odpowiedział bez wahania: aktorem. I tak dowiedzieliśmy się w klasie maturalnej syna o jego przyszłości.
W szkole teatralnej Błażej trafił na ojca - pedagoga. - Był bezwzględny, wymagający, bezlitosny. Nawet koledzy z roku prosili go, by przestał się nade mną znęcać, bo wiedzą, że żaden nepotyzm nie wchodzi w grę. Nie przestał. Błagali o litość. Był nieubłagany. Po ukończeniu PWST Błażej na 6 lat "wpadł" do Teatru Słowackiego, Kasia do Ludowego, skąd została zwolniona. Wówczas Mikołaj Grabowski zaprosił ich do Teatru Nowego w Łodzi. Kasia zagrała tam dużo ważnych ról, m.in. w "Śnie pluskwy" u Dejmka, Kordelię w "Królu Learze", dostawała nagrody. - To był mój dobry czas. Myślę, że równie dobry jest przede mną - wierzy Kasia. Błażej też nie pauzował, choć, jak wspomina: - Grałem nieco mniej, więc z niemal trzyletnią Zośką siedziałem w pokoju, chodziłem na spacery, czyli byłem superojcem. - Ale zagraliśmy też razem, najpierw w "Stu", potem w "Nowym" w "Ślubach panieńskich": ja Anielę, a Błażej Albina. - A moją przełomową rolą była postać w "Kalece z Inischmaan". Wtedy przestałem się wstydzić bycia aktorem. Poczułem "rząd nad duszami". To powtarzam moim studentom, z którymi mam zajęcia w Bytomiu - mówi Błażej, a Kasia dodaje: - W Łodzi i w Starym Teatrze dużo zawdzięczaliśmy Mikołajowi Grabowskiemu. Z Łodzi jeździliśmy też na premiery do warszawskiego Teatru Studio, gdzie Maria robiła artystyczną karierę.

Łódź. Tam smak sukcesów i zwątpień poznawał wcześniej Jan Peszek: aktor instrumentalny, niemożliwy, lecz istniejący i potrafiący zagrać niemal wszystko. - Po tłustych wrocławskich latach w łódzkim "Nowym", prowadzonym przez Dejmka, nie narzekałem na nadmiar propozycji. A miałem dwójkę dzieci na utrzymaniu i "bida" z lekka nas przyciskała. Dostałem wtedy solidnie w kość. Od czasu do czasu dorabiałem, śpiewając piosenki w przedszkolach. Najczęściej było to o siódmej rano, a moja publiczność zwykle siedziała na nocnikach.

Kolejne lata spędził w Łodzi, "U Jaracza", gdzie praktycznie nie schodził ze sceny w spektaklach Mikołaja Grabowskiego. A potem był Kraków i wszystkie polskie sceny stały otworem.

Koleżanki i koledzy mówią, że jest najbardziej szalonym aktorem. Z desperacji i szczęścia zarazem jest gotów zjeść nawet kwiatki z hotelowych doniczek, co miało miejsce przed laty w Acapulco.

Pan Jan przyznaje wprost, że jest człowiekiem trudnym - tak zawodowo, jak i w relacjach rodzinnych. Że bywa porywczy, apodyktyczny, niesprawiedliwy i ma zmienne nastroje, ponieważ jego postępowaniem kierują emocje. - Bywam pyszny, niegrzeczny i niezadowolony. Znam też smak porażki. - To wszystko święta prawda - gromkim chórem krzyczą Kasia i Błażej. A przecież i tak go kochamy. - Przyjmuję role dziwaków z rozkoszą, bo spotkanie z nimi daje szansę na poznawanie ludzi, świata, siebie w tym świecie. Ludzie są skomplikowani, składają się i z piękna, i z brzydoty, z podłości i wzniosłości. Ale mając świadomość swoich wad, tym bardziej doceniam żonę za tolerancję i poczucie bezpieczeństwa, jakie mi daje - wyznaje pan Jan.
Lubi wspominać spotkanie z zespołem MW2 Adama Kaczyńskiego i z Bogusławem Schaefferem, który napisał dla niego "Scenariusz dla nie istniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego". To był spektakl - zjawisko grany przez ponad 30 lat. Pan Jan wspomina: - Nie tak znów dawno, kiedy grałem to przedstawienie podczas jednej ze scen, wisząc głową w dół, usłyszałem z widowni: "Tata, daj se spokój". - Ojciec zawsze był i jest szalenie sprawny, wysportowany, stąd bez trudu wyczyniał te ekwilibrystyczne cuda w spektaklu - dodaje Błażej.

By mąż mógł tak sobie wisieć, pani Teresa, inżynier włókiennictwa, musiała przerwać całkiem dobrze zapowiadającą się karierę naukową i zająć się domem. W nim rządzi, a z jej zdaniem liczą się absolutnie wszyscy. - Musiałam przywyknąć do nieobecności męża w domu. Czasami tylko mu przypominam: wyhamuj, zaplanuj urlop, musimy wyjechać do Egiptu, ponurkować.

Bo trzeba przyznać, że pani Teresa uwielbia oglądać rafy koralowe, dzielnie nurkując w Morzu Czerwonym. - Teraz mama odbija sobie za wszystkie lata. Wciąż nie ma jej w domu: narty, jakieś ćwiczenia, taichi, baseny. Ale z ojcem, jako że jest emerytem bez zobowiązań, też regularnie wyjeżdżają: co roku obowiązkowo Chorwacja, byli kilka tygodni w Nowej Zelandii - dodaje Błażej.

Oprócz żony, dzieci, wnuczki i pięknego domu pan Jan ma jeszcze jedną miłość: jest nią Japonia. W japońskim teatrze grał, po japońsku!, reżyserował i tam odzyskiwał spokój ducha. - Japonia łagodzi mój ekstremalny charakter - mówi.

Stamtąd przywiózł kolekcję wachlarzy, grafik, malarstwa, lalek, porcelany, kimon, pasów obi i sznurów himo. I "kolekcję" przyjaźni. Po domu i ogrodzie cała rodzina najchętniej chodzi w jukatach. Pan Jan, znany ekscentryk, założył kiedyś kimono na inaugurację roku akademickiego w PWST - można sobie wyobrazić, jakie wywołał zdziwienie.

Japonią zaraził syna, który też tam był, zdjęć zrobił setki, z których przed laty powstała piękna wystawa. Z kolei o wyprawie z ojcem do Chin, by w buddyjskim klasztorze przygotowywać spektakl dla nowohuckiego teatru "Łaźnia", może opowiadać godzinami. - Pojechaliśmy śladami legendarnego Bruce'a Lee, odwiedziliśmy Hongkong - ukochane miasto Bruce'a i słynny buddyjski klasztor Shaolin, gdzie ostro ćwiczyliśmy klasyczne odmiany stylów kung--fu. Ojciec świetnie dawał sobie radę. I wielu nowych rzeczy dowiedzieliśmy się z ojcem o sobie- z rozrzewnieniem wspomina Błażej, mistrz kickboxingu, o czym mało kto wie.

A jaka jest Maria Peszek, artystka osobna, która wybrała drogę muzyczną? Pisze teksty piosenek, kontrowersyjne, obrazoburcze, udziela drapieżnych wywiadów, wydaje kolejne płyty, począwszy od "Miasto manii" po bulwersującą "Jezus Maria Peszek". Mieszka w stolicy i od 20 lat związana jest z tym samym mężczyzną, także jej menedżerem. - Maryśka jest charakterna, cała córusia tatusia - mówi Błażej. A pan Jan dodaje: - Jest pełną, bardzo ciekawą osobowością, znakomicie odnajdującą się w intrygującym, muzycznym repertuarze. Maria postanowiła odejść z teatru, by pokazać, że ma coś do powiedzenia w dziedzinie pokrewnej, ale chyba trudniejszej, w muzyce. Jest artystką, która artykułuje coraz pełniej swoją osobowość i poglądy. Jestem z niej dumny.
"Pojedynek - zabawa w detektywa" to ostatni wspólny spektakl ojca i syna, wyreżyserowany przez Błażeja. - Z ojcem aktorem świetnie się pracuje, był pokorny, dał się reżyserować. Ale jako reżyser jest nieznośny. Ta jego twórcza "nadprecyzja - mówi Błażej. - Jako partner na scenie też nie jest łatwy. Wiem coś o tym, bo gramy w "Starym" w "Panu Tadeuszu", ja Telimenę, ojciec Wojskiego. Bardzo bałyśmy się razem z mamą Błażeja, co to będzie w "Pojedynku", czy się panowie aby nie pozabijają... Ale było świetnie.

Pani Teresa jest na każdej premierze męża i swoich dzieci. Często wówczas spotykamy się w teatrze. Aż miło spojrzeć, jak świetnie prezentuje się ta drobna, ekscentrycznie ubrana pani inżynier.

Jako się rzekło, oczkiem w głowie, obok Zosi, smukłej szesnastolatki, jest Cola. -Ojciec i mama są dla Coli klasycznymi dziadkami, rozpuszczają psinę nieludzko. Dom, ogród, łóżka, fotele są do jej dyspozycji. Pięknie się na nich prezentuje, bo wnętrza są w kolorze jej sierści - opowiada Kasia.

Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina... Wspólne spotkania, obiadki... - Ale skąd! - krzyczy Kasia. - Mieszkamy 500 metrów od siebie, ale widujemy się raz na miesiąc. Wszyscy zabiegani, kiedyś było inaczej. Z Maryśką jeszcze rzadziej. Z obiadów mamy najczęściej korzysta Cola - czasem i my się "załapiemy". Natomiast święta zawsze spędzamy razem: raz z jedną, raz z drugą rodziną. Jeśli u Peszków, to na Wigilię obowiązkowo jest kapuściany tort i żur.

Z rodziną państwa Peszków spotykałam się niejeden raz. Nie są "lukrowaną" gromadką, bo każdy z jej członków to odrębna, silna osobowość. Na pewno można im pozazdrościć empatii, specyficznego ciepła, poczucia humoru, gościnności, serdeczności i wzajemnej tolerancji - o talentach nie wspominając. Bo Rodzina - jak mawia pan Jan - jest fundamentem, portem, do którego zawijamy, aby odpocząć po podróży. Wszelkie sukcesy zawodowe czy fascynacje są złudne, tylko rodzina się nie zmienia.

***

Jan Peszek urodził się w Szreńsku. Dzieciństwo i młodość spędził w Andrychowie. Ukończył krakowską PWST w 1966, w tym samym roku debiutował - na deskach Teatru Polskiego we Wrocławiu. W następnych latach pracował m.in. w łódzkim Teatrze Nowym i krakowskim Starym Teatrze, a w ostatnich latach regularnie pojawiał się na scenach warszawskich (Teatr Narodowy i Teatr Rozmaitości).

W swoim dorobku ma role u najsłynniejszych polskich reżyserów teatralnych: Jerzego Krasowskiego, Kazimierza Dejmka, Mikołaja Grabowskiego, Jerzego Jarockiego, Krystiana Lupy, Michała Zadary czy Grzegorza Jarzyny.

Żoną Jana Peszka jest Teresa, jego pierwsza wielka miłość z przedszkola.

Jest ojcem Błażeja i Marysi Peszek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski