Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grozi nam kataklizm. A może wojna przez przypadek

Rozmawia Włodzimierz Knap
Prof. Michał Chorośnicki: Zachodnie media często grają tak, jak chcą tego islamiści
Prof. Michał Chorośnicki: Zachodnie media często grają tak, jak chcą tego islamiści fot. Andrzej Banaś
Do terroryzmu powinniśmy podchodzić w sposób zdroworozsądkowy. Nie wolno go lekceważyć, lecz też panicznie się bać – mówi prof. Michał Chorośnicki. Obawia się jednak, że w Europie mogą pojawić się terroryści–samobójcy

– Od połowy lat 30. XX stulecia nie brakowało ludzi, którzy mieli przeczucie nieuchronności wielkiego kataklizmu. Czy obecnie, gdy cały czas jesteśmy przez media karmieni rzeziami, masakrami, wszelkiego rodzaju okropnościami, uprawnione są podobne obawy?

– Nie sądzę, by dziś sporo osób żywiło katastroficzne lęki. Faktem jest jednak, że nawet na krótko przed wybuchem II wojny światowej zdecydowanie przeważało przekonanie, iż do niej nie dojdzie, dopóki żyć będą pokolenia pamiętające straszną I wojnę światową. Teraz jednak, choć świat jest bardzo niespokojny, to jednak nie dostrzegam groźby wybuchu np. konfliktu nuklearnego, który mógłby doprowadzić do niemal totalnej zagłady.

– Dlaczego?

– Przed upadkiem Związku Sowieckiego i Układu Warszawskiego istniała „równowaga strachu” między dwoma wielkimi blokami militarnymi. W spadku po wyścigu zbrojeń z okresu zimnej wojny pozostały wielkie arsenały w rękach USA i Rosji. Mam nadzieję, że nadal pełnią one rolę powstrzymującą przed nuklearną wielką wojną. W każdym bądź razie chciałbym mieć w tym punkcie rację.

– Wielu ekspertów zajmujących się bezpieczeństwem międzynarodowym uważa, że najbardziej zapalnym obecnie miejscem na ziemi jest Pakistan, a w zasadzie Pakistan i Indie. Prof. Adam Daniel Rotfeld, wieloletni dyrektor prestiżowego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem w Sztokholmie, wskazuje na Pakistan jako miejsce, z którego może rozpętać się kolejne piekło na ziemi. Może mieć rację?

– Niestety, tak, tym bardziej że sytuacja staje się w tamtym regionie świata coraz bardzie niebezpieczna. Szczególnie groźne jest to, że i Pakistan, i Indie, dysponują bronią jądrową. Choć głowic nie mają zbyt wiele, to jednak one wystarczą, by doprowadzić do wielkiej katastrofy. Przypomnę, że w obu tych krajach w sumie mieszka prawie 1,5 mld ludzi, czyli więcej niż w Chinach. Nie zakładam również, by przywódcy obu tych państw chcieli użyć głowic nuklearnych przeciw sobie, ale sytuacja może kiedyś wymknąć się im spod kontroli. Indie mają duże aspiracje, chcą dołączyć do wielkich światowych potęg, znajdują się na ścieżce szybkiego rozwoju.

Taka perspektywa nie jest wygodna dla Pakistanu, którego kondycja gospodarcza jest dość marna, podobnie jak perspektywy, a strach przed Delhi wielki. Wojskowi z Pakistanu kontrolują jeszcze sytuację, ale fundamentaliści mogą przejąć rządy. Gdyby tak się stało, trzeba byłoby liczyć się z każdym rozwiązaniem.

– Chiny od lat prężą muskuły na polu gospodarczym. Pewnie już w połowie przyszłej dekady będą gospodarką równie wielką jak USA, a potem je wyprzedzą. Czy kiedy tak się stanie, to mogą chcieć wykorzystać swoją potęgę ekonomiczną w sposób mniej pokojowy?

– Tego wykluczyć nie można. Amerykanie przecież celowo nakręcają technologiczny wyścig zbrojeniowy, by Chiny bardzo drogo za niego zapłaciły. Liczą na powtórkę wyścigu militarnego między USA a ZSRR z okresu prezydentury Ronalda Reagana, który w istotny sposób przyśpieszył koniec Związku Sowieckiego.

– Waszyngton może się przeliczyć?

– Trudno przewidzieć. Na pewno jednak obie sytuacje są nieporównywalne. Chiny są państwem kapitalistycznym w komunistycznym opakowaniu. Konsekwencją postawienia przez Pekin od schyłku lat 80. XX stulecia na gospodarkę jest to, że Chińczycy chcą się bogacić i to robią. Doświadczenie pokazuje, że tam, gdzie dochód narodowy się powiększa, tam myśli się o jeszcze większym bogactwie i spokoju. Oczywiście, wszystko jest do czasu, ale Chiny mają nadal sporo do zrobienia.

Opozycja w Chinach praktycznie nie istnieje, a partia komunistyczna jest na tyle giętka, że potrafi dostosować się do każdych warunków i uzasadnić wszystko, nawet celowość zasiadania w Komitecie Centralnym Chińskiej Partii Komunistycznej wielu dolarowych miliarderów. Klasycy marksizmu–leninizmu pewnie się w grobach przewracają, ale społeczeństwo chińskie akceptuje posunięcia kierownictwa partii komunistycznej. Ono zaś – z jednej strony – podczas oficjalnych uroczystości zakłada ubrania przypominające te, jakie nosił Mao Tse–tung, a z drugiej – myśli i działa w myśl reguł kapitalizmu, głównie chęci uzyskiwania możliwie największego zysku.

– Przyjmijmy jednak taki scenariusz: za 20–25 lat Chiny przeżywają wielki wewnętrzny kryzys. Chińskiej partii komunistycznej grozi upadek. Czy wówczas rządzący dla uspokojenia sytuacji we własnym kraju mogą sięgnąć po wypróbowaną metodę wywołania „niewielkiej wojenki”, np. ze słabnącą Rosją?

– Takiego scenariusza nie można wykluczyć, choć dziś wydaje się być minimalny.

– Pekin ostrzy sobie zęby na Tajwan, od czasu do czasu grozi inwazją, a gdyby do niej doszło, to USA musiałyby zareagować.

– Nie uważam, by w dającej się przewidzieć przyszłości Pekin chciał sięgnąć po Tajwan. Pokojowe rozwiązanie kwestii przynależności Hongkongu wskazuje drogę, którą Chiny kontynentalne chcą iść. Do legendy przeszły słowa Mao Tse–tunga z początku lat 70. skierowane do Henry’ego Kissingera, ówczesnego sekretarza stanu USA. Mao miał wtedy powiedzieć, że sprawa Tajwanu nie zostanie rozstrzygnięta przez najbliższych 100, a może nawet 200 lat. Zresztą dla władz Chin kontynentalnych istnienie niepodległego Tajwanu jest na rękę. Jak sami nie mogą lub nie chcą czegoś załatwić, to proszą o pośrednictwo Tajwanu. Radzę pamiętać, że w obu krajach jest ten sam ustrój: kapitalizm.

– Obecnie to jednak Rosja jest niebezpieczna. Zajęła część Ukrainy, dysponuje potężnym arsenałem nuklearnym, o czym przypomina i straszy nim Władimir Putin i najwyżsi dowódcy. Jednocześnie pikują ceny surowców energetycznych na giełdach światowych, a na wpływach ze sprzedaży ropy i gazu stoi budżet państwa rosyjskiego. Czy Putin może zdecydować się na radykalne rozwiązanie, czyli rozpętanie wojny, gdy uzna, że to będzie dla niego najkorzystniejsze?

– Moim zdaniem, taki wariant jest obecnie niezwykle mało realny, choć również nie należy go wykluczyć, gdyby np. doszło do masowych protestów z powodu pogarszających się warunków materialnych, zwłaszcza w dużych miastach. Przypomnę celną tezę Alexisa Tocqueville’a głoszącą, że rewolucje (przewroty ustrojowe, polityczne) wybuchają nie w momencie najgłębszego kryzysu, lecz kiedy sytuacja poprawia się wolniej, niż oczekuje tego społeczeństwo.

Mieszkańcom dużych miast rosyjskich przez ostatnich kilkanaście lat powodziło się jak nigdy wcześniej. Zwrócę też uwagę, że po wybuchu I wojny światowej zarządzono prohibicję, choć budżet ówczesnej Rosji w prawie jednej trzeciej stał na sprzedaży alkoholu. Rosja sto lat temu miała wielkie zapasy, bo prężnie rozwijała się od lat 80. XIX w., ale w wyniku głupich decyzji władz, zwłaszcza dotyczących prohibicji, szybko zostały one przejedzone, państwo pogrążyło się w kryzysie, w końcu władzę przejęli bolszewicy.

– Putin może chcieć zająć Ukrainę, by się umocnić?
– Zapewne by chciał, ale na otwartą wojnę raczej się nie zdecyduje, ponieważ w samej Rosji mogłoby to zostać odebrane jako wojna bratobójcza. Raczej Putin będzie starał się prowadzić dotychczasową politykę wobec Kijowa, czyli osłabiał go gospodarczo, wprowadzał chaos, destabilizował państwo ukraińskie, podburzał społeczeństwo przeciw władzy.

– Załóżmy, że Rosja zaatakuje któreś z krajów bałtyckich, a może nawet Polskę. Co zrobi NATO? Czy wojska Paktu, zwłaszcza amerykańskie, przyjdą z odsieczą?

– Zapewne sztabowcy NATO rozważają taki scenariusz.

– NATO, czyli głównie Stany Zjednoczone, zdecydowałoby się wtedy na wydanie wojny Rosji?

– Trudno przewidzieć zachowania państw członkowskich Paktu w takiej sytuacji, lecz nie mogłyby sobie pozwolić na bierność. Nie mam jednak pojęcia, na czym miałaby polegać aktywność. W przypadku wojny konwencjonalnej można snuć takie czy inne dywagacje, starać się, choć z zasady nieudolnie, przewidywać skutki, to w razie wojny nuklearnej wszelkie spekulacje nie mają sensu. Należy liczyć na to, że Rosja i jej obecne kierownictwo, z prezydentem Putinem na czele, są mimo wszystko częścią cywilizacji europejskiej. Radzę jednak pamiętać o innym potencjalnym zagrożeniu, które może doprowadzić nawet do wojny nuklearnej.

– Czyli?

– Nie lekceważyłbym roli przypadku. W mojej ocenie, prawdopodobieństwo takiego scenariusza jest większe, niż powszechnie się wydaje, choć naturalnie, na szczęście, jest ono minimalne, głównie dzięki współczesnym środkom komunikacji.

– Jak Pan rozumie wojnę przez przypadek?

– Mam na myśli to, że ludzie stali się niewolnikami techniki. Nie można wykluczyć, że może zawieść. Na przykład „sfiksuje” urządzenie ostrzegające przez atakiem rakietowym. Ktoś nie wytrzyma i odpali rakiety z głowicami atomowymi. To może zbyt prosty przykład, ale radzę pamiętać, że życie płata mnóstwo niesamowitych i niemal niewyobrażalnych niespodzianek.

– Jakie zagrożenie dla bezpieczeństwa stanowi terroryzm, a szczególnie tzw. Państwo Islamskie?

– Do terroryzmu powinniśmy podchodzić w sposób zdroworozsądkowy, czyli nie wolno go lekceważyć, ale też panicznie bać się go. Państwo Islamskie jest niebezpieczną nowością na scenie politycznej, a zagrożenie z jego strony polega głównie na tym, że ma strukturę państwową, w efekcie której łatwiej do niej przystąpić. Szacuje się, że obecnie Państwu Islamskiemu służy 1500–2000 Europejczyków. Takie osoby trudniej zidentyfikować jako potencjalnych terrorystów. Pocieszające jest natomiast to, że Państwo Islamskie ma samych wrogów, w tym też sąsiednie kraje. Sama Turcja, gdyby chciała, to w puch rozbiłaby je.

– Dlaczego nie chce?

– Jednym z powodów jest obawa Turcji przed nagłośnieniem problemu Kurdów. Zwrócę uwagę, że również dyktator Syrii (Asad) jest dziś niemal przyjacielem świata zachodniego, bo występuje przeciw Państwu Islamskiemu. Przewiduję, że podzieli ono los Al–Kaidy, czyli będzie coraz słabsze z powodu braku pieniędzy spowodowanego skuteczną blokadą. Dziś Państwo Islamskie żyje głównie ze sprzedaży ropy za ćwierć rynkowej ceny z przejętych rafinerii.

Tę ropę, o ile wiem, kupuje nawet Turcja. Państwo Islamskie dzięki tej sprzedaży ma mieć około 1 mln dol. netto dziennie. To są pieniądze, które przez jakiś czas pozwolą mu się zbroić, lecz za mało, by normalnie funkcjonować. Krótko mówiąc, terroryści, w tym z Państwa Islamskiego, są groźni, nieobliczalni, niosą śmierć, lecz nie przesadzajmy z ich wpływem na ład światowy. Islamscy terroryści są natomiast wyjątkowo mocni w działaniach propagandowych. Zachodnie media często „grają” tak, jak chcą tego islamiści.

– Czy Europie grozi fala zamachów terrorystycznych?
– Fala nie, ale obawiam się, że znajdą się pojedynczy terroryści-samobójcy. Każdy z nas może znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Każdy też może stać się ofiarą porwania przez terrorystów. Nie ma państwa, które byłoby w stanie zapewnić pełną ochronę przed nimi. Ci groźni są też dlatego, że potrafią potęgować strach i lęk w głowach milionów ludzi, a tym samym paraliżować ich działania.

– Terroryści mogą w końcu użyć broni atomowej lub chemicznej albo biologicznej na dużą skalę?

– Na szczęście, o broń atomową nie jest łatwo. By móc jej użyć, trzeba kolosalnych pieniędzy, świetnych specjalistów, ale przede wszystkim rozwiązań technologicznych na niesamowicie wysokim poziomie. Na razie są one poza zasięgiem terrorystów i nic nie wskazuje, by miało się to rychło zmienić. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że ludzie, którzy pilnują np. składów atomowych w Afganistanie lub Pakistanie dojdą do przekonania, że nie szkodzi braciom muzułmanom podarować jedną czy dwie bomby, by mogli ukarać tego „szatana”, czyli Izrael, ewentualnie Amerykę. Sytuacja gorzej przedstawia się w przypadku broni chemicznej i biologicznej. Oba rodzaje broni sporo łatwiej wyprodukować. Dobrze chociaż, że nie jest łatwo je przechowywać. Trzeba bowiem przestrzegać ścisłego reżimu technologicznego.

– Korea Północna ciągle straszy swoimi głowicami atomowymi. Może ich użyć?

– Jej obecny „ukochany przywódca”, czyli Kim Dzong Un doskonale zdaje sobie sprawę, że gdyby zdecydował się na taki krok, to po kilku minutach byłoby po całej Korei. Ale nie tylko Północnej, ale również części Korei Południowej, w tym kilkunastomilionowej aglomeracji seulskiej. Swoją drogą nie jestem pewny, czy Korea Płn. dysponuje dziś techniką, która pozwoliłaby jej na użycie głowic jądrowych.

– Przez dziesięciolecia powtarzano niczym mantrę zdanie, że III wojna światowa zacznie się na Bliskim Wschodzie. Ten obszar uważano za strategiczne miejsce na kuli ziemskiej. Dalej tak jest?

– Od kilkudziesięciu lat zmianom nie podlega tylko niekończący się spór między Żydami a Palestyńczykami; i jego końca nie widać. By się zakończył, Hamas oraz inne ugrupowania radykalne musiałyby uznać prawo Izraela do życia na tamtym terenie. To byłby warunek wstępny, ale o fundamentalnym znaczeniu.

– Czy USA nadal pełnią rolę swego rodzaju żandarma dla świata?

– Wydaje mi się, że trafnie rolę USA we współczesnym świecie ujął prof. Zbigniew Brzeziński, mówiąc, że pełni rolę globalnego „kontrolera ruchu lotniczego”. Czy się to komuś podoba, czy nie, to pogłoski o końcu Ameryki jako supermocarstwa są mocno przesadzone.

***

Prof. Michał Chorośnicki jest kierownikiem Katedry Teorii i Strategii Stosunków Międzynarodowych w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących polityki zagranicznej, bezpieczeństwa światowego, terroryzmu oraz polityki wojskowej USA. Jest członkiem m.in. Londyńskiego Instytutu Studiów Strategicznych, wykładał w wielu amerykańskich uczelniach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski