Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Grube dzieci jedzą tyle co nic. Tak zawsze twierdzą ich rodzice

Majka Lisińska-Kozioł
50 proc. dorosłych nie widzi nadmiaru masy ciała u swojej córki lub syna. Nie widzą też, by odżywiały się „jakoś wyjątkowo niezdrowo”. Nowe przepisy, które miały zatrzymać rosnącą w zatrważającym tempie liczbę uczniów z nadwagą, wiele nie zmieniły. Problem pozostał

Kraków. Osiedlowy supermarket położony obok szkoły podstawowej i gimnazjum. Na półkach żywnościowy chłam oraz przyzwoite, zdrowe jedzenie. Łatwo zgadnąć, po co wpadają tu dzieci i młodzież na dużej przerwie, jeśli wcześniej zajrzy się do wózka z rodzinnymi zakupami. Pani Magda robi je dzisiaj z siedmioletnim Krzyśkiem i dwunastoletnią Mają.

Włożyła do koszyka dwa opakowania piersi kurczaka (na promocji), mrożoną pizzę, olej, smalec, masło, paprykę i pomidory. Maja dorzuciła chipsy cebulowe, zgrzewkę coli light (na promocji) i dwa kartony napoju jabłkowo-miętowego. Krzyś sięgnął po chrupki w karmelu i czekoladowe kulki śniadaniowe. Wziął jeszcze trzy batony mleczne i litrową butelkę oranżady o smaku malinowym. Magda nie kwestionowała wyborów pociech, choć na sklepowych półkach były też twaróg, jogurt naturalny, woda mineralna, owsianka, bułki grahamki i pełnoziarnisty makaron.

- Dzieci przejmują nawyki i styl życia dorosłych - mówi doktor Barbara Sieradzka, pediatra i endokrynolog z Krakowa. I zachęca rodziców, aby przyjrzeli się zawartości lodówki i spiżarni, bo ich pociechy jedzą to, co jest w domu, na przykład: parówki (bardzo tłuste), czekoladę, batoniki, chipsy. I tyją.

Nie wiedzą przy tym, jak odróżnić zdrowy produkt od tego niezdrowego. Wykazało to badanie „Przyszłość na talerzu” przeprowadzone w sierpniu tego roku wśród dzieci w wieku 6-15 lat na zlecenie programu edukacyjnego „Tesco dla szkół”. Okazało się, że 50 proc. uczniów uważa, iż mimo rozporządzenia ministra zdrowia obowiązującego od 1 września, które między innymi wyklucza ze sprzedaży w sklepikach gazowane napoje oraz tuczące przekąski - będą mogli nadal kupować drożdżówki i pączki. Te dane wskazują, że aby dziecko potrafiło i chciało wybrać spośród bogatej oferty dostępnych produktów te zdrowe, potrzebna jest zmiana nawyków żywieniowych. A to wymaga czasu.

Na razie rozporządzenie ministra wywołało burzę i wymianę poglądów między zwolennikami i przeciwnikami tej inicjatywy. Zgoda jest tylko co do tego, że polskie dzieci są grube. Ponad 22 proc. uczniów szkół podstawowych i gimnazjów w Polsce ma nadmierną masę ciała. Rekord bije Mazowsze; 32 proc. dzieci w tym województwie to grubasy. Dalej jest łódzkie (29,8 proc.), lubelskie (24,6 proc.), zachodniopomorskie (23,9 proc.). W Małopolsce nieco ponad 18 proc. dzieci w wieku szkolnym ma kłopoty z tuszą.

Jedne są grube, ale inne osiągają wagę zagrażającą ich życiu. Niedawno głośno było o ośmioletnim chłopcu, który ważył 58 kg, czyli o 20 za dużo. Trafił do szpitala, w którym leczono trzylatka ważącego 40 kg, a więc tyle co gimnazjalista. W dodatku z badań Instytutu Żywności i Żywienia zrealizowanych w ramach Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy wynika, że nasze dzieci przybierają na wadze najszybciej w Europie. -Dzieci grubych i otyłych rzeczywiście jest coraz więcej. Duża w tym zasługa rodziców - nie ma wątpliwości dr Sieradzka.- Gdy przychodzą do gabinetu, najczęściej słyszę, że synek czy córeczka praktycznie nic nie je. Drążę temat i wtedy okazuje się, że słodkie picie i tłuste, słone przekąski są na porządku dziennym, tak jak słodycze. Widziałam niedawno w restauracji parę z trzyletnim dzieckiem, któremu kelnerka przyniosła chipsy na talerzu.

Uważa, że jest się czym martwić. Eksperci z polskiego Instytutu Żywności i Żywienia ostrzegają wręcz, że czeka nas wzrost zachorowalności na cukrzycę typu 2, choroby układu krążenia (udar mózgu, nadciśnienie tętnicze), nowotwory złośliwe (rak jelita grubego, sutka, gruczołu krokowego), kamice żółciową, niealkoholowe stłuszczenie wątroby, zmiany zwyrodnieniowe układu kostno-stawowego czy nocny bezdech.

W dodatku prawie 95 proc. wszystkich przypadków otyłości dzieci to tzw. otyłość prosta będąca konsekwencją tego, że jedzą więcej, niż potrzebują. Związane jest to z modą żywieniową; rynek zalewają chipsy, fast foody, wysoko słodzone napoje, bardzo popularne u dzieci i młodzieży. Jednak największym błędem jest łączenie tuczących produktów w zestawy, bo dostarczają one gigantyczne ilości kalorii, których nie sposób spalić.

Niepokojące wnioski płyną z badań Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Okazuje się, że w ciągu ostatnich 20 lat aż trzykrotnie wzrosła u nas liczba dzieci z nadwagą. Mało tego - polskie nastolatki są grubsze niż ich rówieśnicy w innych europejskich krajach czy w Stanach Zjednoczonych. Eksperci mówią wręcz o epidemii otyłości. Zdaniem prof.dr. hab. med. Jerzego Starzyka, kierownika Kliniki Endokrynologii Dzieci i Młodzieży Katedry Pediatrii Collegium Medium UJ, otyłość jest poważną chorobą przewlekłą, a nie tylko defektem estetycznym.

Warto też pamiętać, że dzieci otyłe często są w środowisku rówieśniczym nieakceptowane oraz izolowane, co prowadzi do niskiej samooceny, depresji. Dlatego walka z nadmiernym przybieraniem na wadze to obowiązek i rodziców, i lekarzy, i polityków. Temu miało służyć wdrożone 1 września rozporządzenie o zmianach w sklepikach i stołówkach szkolnych. Polska nie jest zresztą pierwszym krajem w Europie, który zdecydował się - za pomocą radykalnych metod - walczyć z plagą otyłości. Wcześniej na Węgrzech i w Danii wprowadzono podatek od śmieciowego jedzenia. W cypryjskich szkołach może być sprzedawany tylko towar wytypowany przez tamtejsze ministerstwo. Na listach są produkty żywnościowe, w tym napoje (tylko w pojemnikach 200-250 ml), odpowiadające aktualnym zaleceniom dla danej grupy wiekowej, stosownie do wydatku energetycznego i klimatu, w jakim te dzieci i młodzież przebywają.

- Gdy przed laty na Cyprze wprowadzano te uregulowania, w Polsce zastanawiano się nad podobnymi ograniczeniami. Rodzice uważali, że to ograniczenie wolności i praw człowieka. Dziś i u nas nikt nie kwestionuje faktu, że w żywieniu dzieci trzeba sporo zmienić - podkreśla prof. dr hab. Małgorzata Schlegel-Zawadzka, kierownik Zakładu Żywienia Instytutu Zdrowia Publicznego Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medium, specjalistka w zakresie bromatologii (nauki o jakości zdrowotnej żywności i jej wpływie na zdrowie człowieka). Zdaniem pani profesor idea rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia w sprawie zaopatrzenia szkolnych sklepików jest słuszna, ale w jej przekonaniu zapisy dokumentu nie są zrozumiałe dla osób, które mają wprowadzać je w życie. A to dlatego że nie zastanowiono się, kto pracuje w kuchni i jakie ma wykształcenie, kto dokonuje zakupów i gdzie oraz jakimi środkami dysponuje szkoła.

Dietetyczki nie nadzorują wprowadzanych zmian, a materiały, jakie zostały przygotowane przez Szkołę Gospodarstwa Głównego i Wiejskiego z Warszawy, nie dla wszystkich są łatwo dostępne. Kolejnym problemem jest szybkość, z jaką zdecydowano się wprowadzić zmiany. A przecież dotyczą one pośrednio całych rodzin. - Nawyki żywieniowe to utrwalone zachowania. Kilka dni przeznaczonych na wprowadzenie rozporządzenia w życie nie wystarczy do zaakceptowania diametralnych zmian w diecie - dodaje pani profesor.

Zgadza się jednak z opiniami, że sporą winę za otyłość dzieci ponoszą rodzice, którzy tradycyjne obiady zastępują posiłkami typu fast food, a do szkoły zamiast kanapek dają pociechom pieniądze. Z badania przeprowadzonego niedawno przez IPSOS wynika, że dwie trzecie dzieci w wieku 9-14 lat kupuje przekąski samodzielnie. Najczęściej wybierają batony i wafle (39 proc.), owoce (25 proc.) oraz drożdżówki (21 proc.). Po chipsy sięga 18 proc. uczniów w tym wieku, a po napoje gazowane od 11 proc. (napoje owocowe) do 13 proc. (cola). - Nie podlega dyskusji, że na pewnym etapie rozwoju dziecko musi zacząć podejmować decyzje dotyczące drobnych zakupów spożywczych. Ważne jest, by dobrze przygotować je do takich wyborów - mówi dr Barbara Sieradzka.

Justyna, mama jedenastoletniej Natalki, opowiada, że znaczenie ma też moda panująca wśród dzieci i nastolatków. W szkole jej córki w dobrym tonie jest chrupanie migdałów i skubanie suszonej żurawiny, więc Natalka to właśnie kupuje w sklepie obok szkoły. Obiadów na stołówce nie jada, bo żywność z cateringu jest wysoko przetworzona, a więc niezdrowa.
- Warto pamiętać -uwrażliwia dr Sieradzka - że takie jedzenie ma większą wartość energetyczną, ale mniej witamin. Zawiera dużo łatwo przyswajalnych węglowodanów i relatywnie więcej tłuszczu, dzięki któremu jest smaczniejsze, ale nie jest zdrowe.

Rzeczywisty obraz takiej żywności wypaczają reklamy. Rodzice dostają na przykład informację, że „mleczna kanapka” to samo zdrowie, bo zawiera tyle białka co szklanka mleka, ale nie mówi się im, że ma też masę cukru.

Do tego dochodzi moda na picie wysokokalorycznych napojów oraz dosładzanych soków z kartonów. - A każdy sztucznie słodzony napój - obojętnie, czy owocowy, czy typu cola- jest bezwartościowy. Naukowcy obliczyli, że jedna puszka takiego płynu może zawierać nawet sześć łyżeczek cukru - podaje prof. Schlegel-Zawadzka. Natomiast woda mineralna dostarcza dziecku cenne pierwiastki, takie jak: sód, potas, magnez, które zapewniają organizmowi odpowiednie funkcjonowanie. Można ją mieszać z naturalnymi sokami z owoców, dodawać plasterki truskawek, maliny, pokrojonego w kostkę arbuza, limonkę, cząstki pomarańczy.

Naukowcy zajmujący się żywieniem człowieka są zgodni, że dla dzieci, ale także dla dorosłych, najważniejszym posiłkiem powinno być śniadanie. - Wspiera rozwój intelektualny i fizyczny dzieci i młodzieży dostarczając organizmowi potrzebnej energii i składników odżywczych, zapewniając m.in. lepszą koncentrację, zapamiętywanie i zdolność uczenia się - wylicza dr Sieradzka. I choć w teorii się z tym zgadzamy, to w praktyce od 10 do nawet 40 proc. dorosłych Polaków opuszcza pierwszy posiłek. Jeśli zaś chodzi o młodzież szkolną, pierwszego śniadania (przed wyjściem z domu do szkoły) nie je aż 27 proc. uczniów szkół podstawowych i 41 proc. gimnazjalistów.

Z badań IŻŻ wiadomo również, że od 24 do 50 proc. uczniów szkół podstawowych i gimnazjów w Polsce nie jada codziennie drugich śniadań. Tymczasem dziecko, które spędza w szkole do 6 godzin dziennie, musi zjeść co najmniej jeden posiłek, a jeśli uczy się dłużej niż 6 godzin dziennie, co najmniej 2 posiłki, aby uzyskać właściwy poziom energii, koncentracji i mieć chęć do nauki.

Wartościowe śniadanie powinno zawierać: zboża, owoce i warzywa, produkty mleczne, tłuszcze bogate w nienasycone kwasy tłuszczowe oraz wapń, żeby dostarczyć organizmowi 20-25 proc. potrzebnej mu na dany dzień energii. Dodatkowe 10 proc. ma „dorzucić” drugie śniadanie.

Dr Sieradzka uważa, że rozporządzenie ministra zdrowia nie będzie skuteczne, jeśli tym, co jedzą dzieci, nie zainteresują się rodzice oraz nauczyciele. Podobnie jak sprzedawcy i właściciele sklepików. Zdaniem pediatrów dzieci powinny dostać z domu kanapkę, wodę do wypicia i jabłko albo inny sezonowy owoc. Nawet banan jest dla grubasa lepszym rozwiązaniem niż chrupki albo chipsy czy batony. - Słodycze często traktowane są też jako nagroda lub prezent dla dziecka - wyjaśnia dr Sieradzka. - A nagrodą, zamiast batoników, może być wycieczka rowerowa, spacer, wyjście do kina - radzi. A w kinie niekoniecznie trzeba jeść popcorn w trakcie seansu.

Dr nauk med. Elżbieta Gabrowska, dietetyk kliniczny Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie, proponuje więc na pierwsze śniadanie: płatki kukurydziane z mlekiem, kanapkę z margaryną, szynką wieprzową i ogórkiem, herbatę z cytryną; albo: kanapki z masłem i twarożkiem smakowym, surówkę z pomidora i szczypiorku, sok pomarańczowy; albo: zacierkę na mleku, kanapkę z pasztetem i pomidorem, herbatę z sokiem malinowym. Drugi posiłek zabierany do szkoły to może być: bułka razowa z margaryną, żółtym serem i papryką, banan, woda mineralna, albo: kanapki z margaryną, pastą z twarogu i rzodkiewki z zieloną pietruszką, sok marchwiowy, albo: pieczywo mieszane z margaryną, jajkiem na twardo i szczypiorkiem, gruszka, jogurt pitny, albo: chleb chrupki z serkiem topionym i papryką, winogrona, woda mineralna smakowa.

Do otyłości wśród polskich dzieci przyczynia się również brak ruchu. Adrian ma dziesięć lat i chociaż mieszka niedaleko krakowskich Błoń, niemal całe weekendy spędza przed komputerem. Strofowanie dziecka nie przynosi rezultatów pewnie dlatego, że jedyną weekendową aktywnością ojca jest wciskanie guzików pilota od telewizora. Obaj też uwielbiają chipsy, więc tyją. Tymczasem po to, żeby pozbywać się nadwagi, niezbędny jest tzw. deficyt energetyczny, co oznacza, że powinniśmy spalać więcej, niż zjadamy - przypominają lekarze. Tylko że duża ilość tzw. żywności śmieciowej, agresywna reklama słonych chipsów, słodyczy, słodzonych napojów itd. sprzyja ich kupowaniu i jedzeniu.

Wyliczono, że zarówno dorośli, jak i dzieci w Polsce spożywają dwa razy więcej soli, niż wynoszą zalecenia ekspertów. Według nich (Instytut Żywności i Żywienia, zgodnie z rekomendacjami Światowej Organizacji Zdrowia - WHO) powinno nam wystarczyć do 5 g soli dziennie na osobę (jedna płaska łyżeczka). Łatwo to kontrolować, bo od 13 grudnia 2014 r. zawartość soli musi być deklarowana na etykietach produktów w tabeli wartości odżywczej. Mimo to, jak podaje Samodzielna Pracownia Ekonomiki Żywności i Żywienia IŻŻ, spożycie soli w Polsce sięga obecnie blisko 11 g na osobę dziennie. W przypadku dzieci jest ono blisko dwa razy wyższe niż rekomendowany poziom, który zamyka się w przedziale 1,9-3,75 g na osobę, w zależności od wieku i zapotrzebowania energetycznego dziecka.

Szczególnie groźna jest tzw. sól niewidoczna zawarta w dużych ilościach w różnych produktach. I tak: każde 100 g pizzy zawiera 1,53 g soli, a więc ponad 30 proc. zalecanego dziennego spożycia. Zjedzenie całej to spożycie około 8 g soli, czyli więcej, niż zaleca WHO na cały dzień. Tymczasem okazuje się, że ograniczenie soli nie musi oznaczać wyrzeczeń. Wystarczy zamiast żółtego sera zjeść twarożek, zamiast wędliny - pieczone mięso, zamiast groszku konserwowego - mrożony. Sól można też zastąpić innymi przyprawami, ziołami albo jej zdrowszym zamiennikiem: solą sodowo-potasową.

Marcin ma jedenaście lat i jest gruby. Słabo biega i nie lubi chodzić na basen. Spotkałam go na ławce obok bloku na krakowskim Białym Prądniku. Właśnie odstawił rower i zajadał chipsy boczkowe. Zapytałam, czy nie lubi śliwek albo jabłek. - Lubię i nawet jadłem przedwczoraj - odparł i sięgnął do srebrzystej torebki.

Pięć minut piechotą od ławki, na której chłopiec siedział, znajduje się plac Imbramowski, gdzie o tej porze roku owoców i warzyw jest zatrzęsienie. Marcin sporo ze swojego kieszonkowego mógłby zaoszczędzić, gdyby kupił zamiast chipsów - jabłko (2-4 zł kilogram), pomidora (1,20-4 zł kilogram), kukurydzę (80 gr kolba), trochę śliwek albo gruszek (4 zł kilogram). A jeśli poszedłby na plac Imbramowski z rodzicami, na obiad wybrał cukinię (faszerowana chudym mięsem, jest pyszna), surówkę z kiszonej kapusty (ma więcej witaminy C niż cytryna) albo z marchewki - wszyscy byliby zdrowsi i na pewno chudsi.
Zwłaszcza że korzyści płynące z jedzenia owoców i warzyw są potwierdzone naukowo. Zgodnie z rekomendacją WHO, powinniśmy jeść co najmniej 400 g - 5 porcji - warzyw i owoców dziennie. W Polsce ogólne przekonanie o tym, że warzywa i owoce są zdrowe, ma większość nas, a mimo to, gdy w 2013 roku jedna z fundacji zorganizowała nawet kampanię pod hasłem „Nie bądź burak, jedz warzywa”, okazało się, że jedynie 7 proc. Polaków dodaje je do posiłku.

Tymczasem 3 porcje owoców i warzyw zmniejszają o 14 proc. ryzyko zachorowania na nowotwór i przedwczesnego zgonu z powodu udaru mózgu lub zawału serca. Mimo to z danych statystycznych (opracowanych przez IŻŻ na podstawie niepublikowanych danych GUS) wynika, że konsumpcja warzyw i owoców w naszym kraju od kilkunastu lat ma tendencję spadkową. Szacuje się, że ich spożycie nieznacznie przekracza 250 g dziennie na osobę. Uwzględniając ziemniaki, a także przetwory owocowo-warzywne, sięga do 440 g na osobę dziennie. Soków pijemy w Polsce średnio 11,7 l na osobę rocznie, podczas gdy Finowie i Norwegowie piją soków prawie trzy razy tyle.

A skoro dorośli Polacy warzyw nie jedzą, nie robią tego też ich dzieci. Tymczasem otyłość u dzieci to choroba, którą najłatwiej rozpoznać, a najtrudniej leczyć, ponieważ terapia musi przebiegać na wielu płaszczyznach równocześnie. - Aby grube dziecko straciło kilka kilogramów, jego otoczenie musi zmienić nawyki żywieniowe. Nie może być tak, że Kazik czy Zosia przejdą na dietę, a ich mama oraz tata będą się objadali. Poza tym, jeśli codziennie pozwolimy dziecku na lody, hamburgery czy batoniki, to nawet gdy obiad będzie gotowany na parze, sadełka nie ubędzie - zauważa dr Sieradzka.

Jak wykazują badania ankietowe, około 50 proc. rodziców nie dostrzega nadmiaru masy ciała u swojego otyłego dziecka, a tym samym nie dostrzega związanych z nią zagrożeń. Dlatego powinni korzystać z pomocy załączonych w książeczce zdrowia dziecka tzw. siatek wagi i wzrostu. Zwłaszcza że otyłość dotyczy coraz mniejszych dzieci, nawet niemowląt oraz 2- i 3-latków. Występuje także częściej u młodzieży w wieku dojrzewania. Badania wykazują, że około 60-80 proc. z nich w wieku dorosłym też będzie otyła.

-Mama Franka twierdziła, że syn nic nie je, a jednak tyje. Po dwóch miesiącach przyszła do kontroli. Od razu zauważyłam, że Franek schudł. Mama pokazała mi dzienniczek, a w nim listę produktów, które pochłaniał chłopiec poza posiłkami - wspomina Barbara Sieradzka. - Gdy je wyeliminowali, waga dziecka spadła.

(Imiona niektórych dzieci zostały zmienione)

***
Jak odchudzić dziecko?

- ograniczyć lub wyeliminować produkty wysokoenergetyczne (chipsy, fast food), zwiększyć aktywność fizyczną;stworzyć grupy wsparcia (rodzina, rodzice, przyjaciele);prowadzić dzienniczek samokontroli żywieniowej; spożywać posiłki o stałych godzinach.

- Dziecko w wieku szkolnym potrzebuje ok. 1400-1500 kalorii na dobę:

boczek wieprzowy (517 kcal), chipsy ziemniaczane (522), czekolada mleczna z wiśniami - 1 tabliczka (577 ), draże arachidowe (547 ), hamburger (510), lukier (628 ), orzechy laskowe (634 ), ser mascarpone (480), jedna muffinka (600).

- Wartość kaloryczna wybranych warzyw w 100 g:

brokuły 27 kcal, cykoria 21, groszek zielony 75; kalafior 22; kapusta 29; marchew 27; ogórek 13; papryka czerwona 28; pomidor 15; rzodkiewka 14; sałata 14; szpinak 16.

- Wartość kaloryczna owoców 100 g:
ananas 54 kcal;
arbuz 36; banan 95; brzoskwinia 46;
grejpfrut 36; gruszka 54; jabłko 46;
melon 36; pomarańcza 44;
truskawki 28; winogrona 69.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski