MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Grupka śmiałków otoczona przez armię oślizgłych bestii

Redakcja
To będzie prawdziwy hardkor
To będzie prawdziwy hardkor
TOMEK BAGIŃSKI, którego filmy zobaczymy podczas Krakow Summer Animation Days, opowiada o tworzeniu najnowszego "Kinematografu", zarażaniu dzieciaków historią i budzeniu mitu Powstania Warszawskiego

To będzie prawdziwy hardkor

Zacznijmy od "Kinematografu", Twojej najnowszej produkcji. Skąd pomysł, by sięgnąć po historię z undergroundowego komiksu Mateusza Skutnika?
- Z komiksem Mateusza Skutnika spotkałem się jakieś 4-5 lat temu. Podrzucił mi go znajomy dziennikarz, twierdząc, że to są wymarzone historie dla mnie. Ponieważ wiele osób z czymś takim do mnie przychodzi, podchodziłem do tego z dużym dystansem. Za lekturę zabrałem się po kilku tygodniach. Gdy doszedłem do historii zatytułowanej "Kinematograf", odkryłem, że to rzeczywiście świetny temat na animację. Dwa dni później już wiedziałem, że zrobię ten film.
Zrezygnowałeś jednak z oryginalnej stylistyki rysunku Skutnika na rzecz bardziej realistycznego obrazu. Dlaczego?
- Przy pierwszym podejściu postanowiliśmy dokładnie przenieść rysunek Mateusza Skutnika na obraz filmowy. Nie chciałem jednak tworzyć animacji 2D i postanowiłem pójść w świat trójwymiarowy. O ile z tłami nie było problemu i udało się znaleźć ciekawe klimaty, to z postaciami pojawił się kłopot. Dodanie trzeciego wymiaru sprawiło, że stylistyka stała się zbyt dosłowna, a co za tym idzie - nieładna. Robiliśmy cuda wianki, dodawaliśmy postaciom czapeczki, ale nic z tego nie wyszło. Straciłem nawet wiarę, że uda się z tego jakoś wybrnąć. Wtedy do studia wpadł nowy projekt - współpraca przy tworzeniu gry "Wiedźmin". To nam zajęło półtora roku.
Rozumiem, że wtedy zdarzyło się coś przełomowego.
- Ten poślizg wyszedł na dobre "Kinematografowi". W międzyczasie poznałem Kubę Jabłońskiego. Poprosiłem go, by spróbował wymyślić, jak mogłyby wyglądać postacie z filmu. Gdy zobaczyłem jego prace, dosłownie beret spadł mi z głowy. Wiedziałem, że jestem w domu i mogę zacząć działać.
"Katedrę" tworzyłeś samotnie przez kilka lat. Z "Kinematografem" poszło już szybciej, bo spełniło się Twoje pragnienie - mogłeś pracować w zespole.
- Film trwa 12 minut, powstawał w ciągu niecałych trzech miesięcy. To była straszna rzeźba i rzeźnia. Materiału w czasie realizacji było tak wiele, że pod koniec kręcenia skończyło nam się po prostu miejsce na dyskach. Traktowaliśmy to jako poważny test przed filmem długometrażowym, który mamy zamiar nakręcić. Dlatego narzuciliśmy sobie ostre limity czasowe. Ze zdecydowaną większością ludzi pracujących przy tej produkcji chciałbym realizować kolejne filmy.
No właśnie, podobno zobaczymy Twój film podczas Expo?
- Pierwszy z projektów to "Animowana historia Polski", tworzona na Expo w Szanghaju. Osiem minut projekcji, 2000 lat - trzeba to jakoś zmieścić. Pojawienie się chrześcijaństwa zajmie na przykład jakieś 3 sekundy. Konsultantem jest prof. Henryk Samsonowicz, który pilnuje nas, byśmy kompletnie nie odfrunęli. Film siłą rzeczy pędzi przez historię w sposób komiksowy. Posługujemy się prostym, schematycznym językiem, trochę podstawówkowym. Ale nie oszukujmy się, w ciągu 8 minut nie da się zrobić cudów. Chodzi nam raczej o zainteresowanie zagranicznych widzów tematem Polski.
A jak wygląda historia Polski z punktu widzenia 8 minut?
- Przez wieki ciągle się z kimś biliśmy. Tymczasem organizatorom Expo zależało na tym, by nie pokazywać wielu scen przemocy... Przez chwilę skupiliśmy się więc na Rzeczpospolitej Obojga Narodów, kiedy byliśmy spichlerzem Europy. To również ciekawy i malowniczy dla filmowca okres. Chcemy ten film nakręcić w wizualnym stereo, by po założeniu specjalnych okularów pokazywał się trzeci wymiar.
Czy film będzie można zobaczyć poza Szanghajem?
- Wydamy również książkę z płytą, która ma być przeznaczona dla szkół podstawowych. Ten film ma zarażać dzieciaki historią. Finał projektu ma nastąpić pod koniec tego roku.
Pracujecie też intensywnie z Muzeum Powstania Warszawskiego...
- Tworzymy wizualną rekonstrukcję zburzonej Warszawy. Każdy wie, że coś takiego się zdarzyło. Ale nawet w stolicy mało kto potrafi sobie wyobrazić ogrom tej tragedii. Od Muzeum Powstania warszawskiego dostaliśmy 600 zdjęć zrobionych przez Rosjan w 1945 i 1946 roku. Układają się w gigantyczną mapę miasta, w którym nie ma ani jednego całego budynku! Wszystko zostało zniszczone. Te zdjęcia robią tak wielkie wrażenie, że zaraziliśmy się pomysłem, by pokazać to w filmie. Przy pomocy komputerowej techniki zrealizujemy dzienny przelot nad zburzoną Warszawą. To ma być surowy, ponury obraz tragedii. Film będzie emitowany w oknach stojącego wewnątrz muzeum samolotu Liberator. W dalszych planach mamy realizację większego projektu, w ramach którego będzie można odbyć wirtualny spacer po zrujnowanej stolicy.
Na deser został nam najciekawszy, również związany z powstaniem projekt - "Hardkor 44", czyli - w co wierzę i trzymam kciuki - pierwszy pełnometrażowy film Tomka Bagińskiego.
- Tworzymy go także we współpracy z muzeum. W tej chwili jesteśmy w trakcie ostrej preprodukcji. Powstają dziesiątki najróżniejszych szkiców koncepcyjnych. Na razie nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów.
Ale zdradzisz, mam nadzieję, w jaki sposób chcesz połączyć przeszłość z przyszłością, historię z science-fiction.
- Chodzi nam nie o film historyczny, a realizację kina akcji w konwencji science-fiction, opartego o ideę powstania. Chcemy przeszłość wziąć w nawias i uświadomić widzowi - przede wszystkim zachodniemu - że w ogóle doszło do czegoś takiego, jak Powstanie Warszawskie. Wciąż częściej mówi się o bombardowaniu Drezna, niż o zrównaniu z ziemią stolicy Polski. To będzie opowieść o młodych ludziach, którzy zderzają się z niebywale okrutną machiną zagłady. Warszawa w "Hardkorze 44" będzie zmitologizowana, pewnie 10 razy większa niż w rzeczywistości, hitlerowscy żołnierze okażą się odhumanizowanymi żołnierzami z mechanicznymi kończynami, a powstańcy przypominać mają twardzieli w typie Jasona Stathama. Chodzi o obudzenie mitu, a nie rejestrację historii.
Ujawnione przez was rysunki wyglądają fenomenalnie. Opieracie się na faktach czy zupełnie odjeżdżacie w fantasmagorię?
- Główny negatywny bohater opiera się na postaci autentycznej. Kilka wydarzeń z fabuły również ma swoje odniesienia w historii. Głównymi inspiracjami są jednak takie filmy, jak "Złoto dla zuchwałych", "Parszywa dwunastka" i "Obcy - decydujące stracie"...
"Obcy"? To nieźle wszystkich zaskoczyłeś...
- Popatrzmy chłodno na fabułę tamtego filmu - mamy grupkę śmiałków otoczoną przez armię oślizgłych bestii. Czyli podobnie jak w Powstaniu Warszawskim.
Wysłuchał: Rafał Stanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski