Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gruszka po krakowsku (2)

Redakcja
Gruszka, czyli Klub Dziennikarzy pod Gruszką to, rzeczywiście, nie tylko miejsce jadło- i płynodajne. To była ostoja (dla starych żubrów i młodych wilków), miejsce wymiany plotek i informacji, ośrodek kultury i miejsce załatwiania wielu spraw zawodowych.

Jolanta Antecka: O PANIACH, PANACH I MIEJSCACH

Pod Gruszką mieściło się Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Nie załatwiało ziemniaków na zimę i karpia na święta, ale trudno osiągalne maszyny do pisania – owszem; nie wczasy, ale miejsca w domach pracy twórczej – tak. Tu, do pokoiku za jadalnią, wędrowali młodzi adepci dziennikarstwa z podaniami o przyjęcie do Stowarzyszenia. Nie zaraz: najpierw trzeba było mieć etat dowodzący, że dziennikarstwo jest źródłem utrzymania, potem można było być przyjętym na staż, a po dwóch latach "uzwyczajnić” się. Przyjmowali nas, we wszystkich sprawach, państwo Sikorowscy; dwoje ludzi z klasą, którzy w najbardziej surrealistycznych czasach robili swoje. Dla wielu, o pokolenie młodszych, byli punktem odniesienia, wzorcem normalności i godności, bez względu na sytuację.

W salach Gruszki (różnych – od klubowej po uroczystą Salę Fontany) odbywały się wieczory autorskie poetów, najczęściej tych, którzy byli naszymi kolegami po fachu. Nie zdążyłam na Andrzeja Bursę; mogłam już tylko odnaleźć jego teksty dziennikarskie w ,,Dzienniku Polskim”. Wiersze czytam do dziś.

"Dziennik” miał szczęście do poetów-dziennikarzy; Andrzej Warzecha, Józef Baran. Tylko Adam Ziemianin powędrował do "Echa”, a Wiesław Kolarz do "Krakowskiej”. Pod Gruszką bywali wszyscy. Kumotersko, po znajomości, występowali aktorzy; Alina Janowska (spotkania z nią prowadził zawsze red. Władysław Cybulski), kabaret Dziedu-szyckiego z Wrocławia, krakowscy mistrzowie wchodzącego w modę Teatru Jednego Aktora. Kury-lewicz i Warska wpadali po krakowskich koncertach i zostawali na dłuższą chwilę.

Gruszka była przystanią i ostoją, ale miała narowy i kaprysy. Złamała dziennikarzowi nogę, a przypadkowej dziewczynie, która tu zajrzała w większym towarzystwie serce.

Dziennikarska noga zrastała się przy akompaniamencie mało parlamentarnych narzekań poszkodowanego i żywym współczuciu kolegów. – Zdzisiu, biedaku, nogę złamałeś... I to lewą... Czym ty będziesz teraz pisał? – użalał się red. Władysław Szydłowski, "dziennikowy” senior, który jeszcze w IKC-u debiutował. – I przyznaj się: byłeś trzeźwy – wtórował red. Jan Adamczewski. Brzmiało jak insynuacja, ale było prawdą.

Co do złamanego serca, to, podlewane likierami z baru i wciąż odrzucone, odpłynęło po jakimś czasie.

Odpłynęła w historię żelazna gwardia bywalców. I Gruszka też, choć lokal i nazwa wciąż są w tym samy miejscu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski