Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gułag: Miedzianka

Redakcja
Najwięksi szczęśliwcy, ci, którym udało się przeżyć i kopalnię, i miasto, umierali długo, na raty, w strasznych mękach. Nieliczni umierają do dziś. Pośrodku leśnej drogi z Kletna na Janową Górę widać betonowy słup i pozostałości metalowej bramki. Przed laty bez specjalnej przepustki nie można się nawet było zbliżyć do tego miejsca. Przez bramkę przejść mogli tylko "wybrani". Trudno ich dziś odnaleźć. Ci nieliczni, którzy jeszcze trzymają się życia, są tak schorowani, że z trudem utrzymują kontakt ze światem. Inni zginęli. Wielu zanim zlikwidowano kopalnię. Część podobno zasypano w nieczynnych chodnikach. Dziś więc łatwiej znaleźć ślady po 27 sztolniach niż górników.

Bogdan Wasztyl

Bogdan Wasztyl

Najwięksi szczęśliwcy, ci, którym udało się przeżyć i kopalnię, i miasto, umierali długo, na raty, w strasznych mękach. Nieliczni umierają do dziś.

Pośrodku leśnej drogi z Kletna na Janową Górę widać betonowy słup i pozostałości metalowej bramki. Przed laty bez specjalnej przepustki nie można się nawet było zbliżyć do tego miejsca. Przez bramkę przejść mogli tylko "wybrani". Trudno ich dziś odnaleźć. Ci nieliczni, którzy jeszcze trzymają się życia, są tak schorowani, że z trudem utrzymują kontakt ze światem. Inni zginęli. Wielu zanim zlikwidowano kopalnię. Część podobno zasypano w nieczynnych chodnikach. Dziś więc łatwiej znaleźć ślady po 27 sztolniach niż górników.
 Stanisław B. zachował starą legitymację pracownika kopalni uranu. Wyraźna pieczątka: Zakład Przemysłowy K1 Rejon 3. Rejon 1 i 2 to były Kowary i Międzylesie. Wszędzie było tak samo. B. długo bał się otworzyć usta. Nawet teraz, wiele lat po upadku komuny, trochę się boi. - Nie wiadomo, czym człowiek może się narazić. Jak ktoś wiele lat przeżył w strachu, to trudno się odblokować.
 O swojej pracy, w kopalni uranu, nigdy nie opowiadał. Nawet żonie. Gdy go raz zapytała, poradził, żeby zagadnęła sąsiadkę, co się stało z jej mężem. On za dużo mówił i pewnej nocy zniknął. Wywlekli go z domu i szukaj wiatru w polu. Nie wiadomo, gdzie jest jego grób.
 Niski, przygarbiony, kulejący mężczyzna ledwo wydobywa głos z gardła. Trzeba się nachylać, by cokolwiek usłyszeć. Był wartownikiem. Opowie. Stoi już nad grobem, więc co mu szkodzi. - Najbardziej żal mi bokserów i piłkarzy z Kłodzka. Dwie drużyny się wykończyły, przez tę pracę w uranie.
 - A inni?
 - Podobnie. Stąd nie było wyjścia. Ruskie otoczyli teren drutami, rozstawili wartowników. Powstało państwo w państwie, którego granicę można było przekroczyć tylko ze specjalnymi przepustkami. Górników z sąsiednich miejscowości dowożono specjalnymi, strzeżonymi autobusami. Co miesiąc musieli wypełniać szczegółowe ankiety personalne. Najdrobniejsza pomyłka mogła drogo kosztować.
 Pracowali na cztery zmiany, całą dobę. Płacono im dobrze, bo zarządcy wiedzieli, że górnicy długo nie pożyją. Rudę pakowano w blaszane puszki po 10 kilogramów. Co jakiś czas strzeżony konwój, złożony z dziesięciu ciężarówek, jechał do Legnicy. Cały ładunek samoloty zabierały do Moskwy.
 Kilkadziesiąt kilometrów dalej, w pobliżu Kowar i Janowic Wielkich na szczycie Miedzianej Góry, było kiedyś miasteczko Miedzianka. Już go nie ma. Między gęstymi krzakami ledwo można dostrzec fundamenty rozwalonych domów. Na samym szczycie zachowało się kilka zrujnowanych budynków.
- To było miasto jak z bajki, najpiękniejsze na Dolnym Śląsku
- opowiada Jerzy Gregorcewicz, wójt z pobliskich Janowic Wielkich. - Był browar, dwa kina, dom kultury, sklepy, apteka, dwa bary, kawiarnia, jadłodajnie, rzeźnik
- wszystko, co potrzebne do życia. Pośrodku rynku, otoczonego kamienicami z podcieniami, stała kamienna fontanna. Były też gazowe latarnie. I kościół.
 W czasach największego rozkwitu, do połowy lat 50., miasto było niezwykle gwarne. Ludzie ściągali tu z różnych okolic, bo wiedzieli, że kopalnia dobrze płaci. Sporo zarabiali, sporo wydawali w knajpach. W niedzielę w kościele modlili się o odpuszczenie grzechów z całego tygodnia.
 Miasta nie ma. Na szczycie góry panuje martwa cisza. Tylko drewniana tablica z nazwą Miedzianka przywołuje przeszłość. - Kopalnię zamknięto, miasteczko upadło. Jeszcze w latach 60. miało prawa miejskie, ale już tam prawie nikt nie mieszkał. - słyszę w Jeleniej Górze. - Zniszczeń dokonał czas i szabrownicy.
 Czy czas i szabrownicy byli w stanie zniszczyć kościół, browar, ulice do tego stopnia, by nie można było odszukać śladów? - Miasto zburzyli Sowieci - przekonuje wójt Janowic. - Domy rozebrali, cegłę i kamienie wywieźli. Zasypali sztolnie, zaorali ulice. Kościół wysadzili w powietrze. Rozprawili się z tym wszystkim w kilka miesięcy.
 A co stało się z ludźmi? Wielu żyło krócej niż miasto. Ba, krócej niż drążone przez nich chodniki. Pozostali ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Ot, pewnego dnia wzywał ich ruski inżynier, tak nazywano oficjalnie enkawudzistów, i wszelki ślad po nich ginął. Był człowiek, nie ma człowieka. Nie wolno się było dziwić, nie można było pytać, co się z nim stało. Więc nikt nie pytał. Tak jak nie pytał, co się tu wydobywa. Po prostu wydobywało się.
 Najwięksi szczęśliwcy, ci, którym udało się przeżyć i kopalnię, i miasto, umierali długo, na raty, w strasznych mękach. Nieliczni umierają do dziś.
 - Mąż kopał szyb "Mniszków", od 1949 roku rył w uranie - wspomina Zofia Sarul. - Miał szczęście, że któregoś dnia go przysypało i skały zgniotły mu czaszkę. Dzięki temu wysłano go na rentę i żył bardzo długo. Zmarł dwa lata temu.
 Sarul rzeczywiście długo trzymał się życia, ale niewiele z niego miał. Póki jeszcze mógł wydobyć z siebie głos, mówił, że jest żywym trupem. Szybko przestał chodzić. Potem posłuszeństwa odmawiały ręce. Przestał mówić. Nie mógł spać. Leżał i patrzył w sufit. Czasem obracał się, by spojrzeć za okno.
 Władysława Wdowiak, wdowa po Kazimierzu, górniku przodowym, twierdzi, że już sama praca była chorobą. Jej mąż zaczął chorować jeszcze w czasie pracy, a po zamknięciu kopalni po prostu umierał. Długo. Bardzo długo.
I nieodwołalnie.
 Józefowi B. też długo udawało się unikać śmierci, którą przeznaczyli dla niego sowieccy planiści. Trudno uwierzyć, że pięć lat grzebał w uranowej rudzie i dożył starości. Zmarł przed rokiem. Ostatnie lata przeleżał w łóżku. Nie słuchały go ręce i nogi, posłuszeństwa odmówiły język i uszy, żołądek i płuca. - Przez wiele lat było to takie życie na niby. Trochę życia i trochę śmierci naraz - mówi jego syn.
 - Wszyscy tu przeżyliśmy wbrew rachubom i naturze - zauważa Barbara Wójcik, była wybieraczka w szybie. - Gdyby Ruscy wiedzieli, że ktoś może przetrzymać kopalnię i zagładę Miedzianki, na pewno by nas tak nie zostawili. Ale nie przewidzieli, że można przeżyć ten gułag.
 Inspektor orzecznictwa lekarskiego przy ZUS w Kamiennej Górze, który wydaje byłym górnikom świadectwa zdrowia (a raczej choroby) i decyduje o uprawnieniach (w ich przypadku o dodatkach) rentowych, nie ma najmniejszych wątpliwości: - To był gułag. Najpiękniejszy gułag świata. Bez drutów, z knajpami, kinami, sklepami. Ale nikomu nie udało się stąd wyrwać.
 Zwraca też uwagę na problem wynagrodzenia krzywd. - Robotnicy cywilni z dawnych sowieckich kopalń uranu dostają tylko niewielkie dodatki do emerytur i rent inwalidzkich. Więcej nie można dać, bo przepisy nie dopuszczają. Oni nie mieszczą się w żadnej kategorii. Oficjalnie nie było kopalń uranu, nie zachowała się dokumentacja, wszystko zabrali albo zniszczyli Sowieci.
 Sudecki uran był jedną z największych tajemnic imperium. Liczyła się tajemnica, nie liczy-
li się ludzie. - To był najlepszy, a więc najbardziej zabójczy dla ludzi uran - mówi wójt Gregorcewicz. - To z niego Rosjanie wyprodukowali swoją pierwszą bombę atomową.
 Stanisław K., dawniej wyciągowy w kopalni: - Nie mieliśmy ochronnych ubrań, odpowiednich hełmów ani butów. Człowiek robił w tym, co miał. Do sztolni schodziło się po drabinach. Twarz strasznie szczypała, oczy łzawiły. Ja uciekłem na górę, inni się przyzwyczaili. I umierali.
 Górnicy nie wiedzieli, że kopią własne groby, że szukają śmierci.
 Wykorzystywano niepokornych, zdaniem władzy ludowej, wcielonych do batalionów pracy, ale najwięcej było ochotników. Rozpuszczano pogłoski, że Miedzianka to kopalnia srebra, złota, miedzi i że można świetnie zarobić. Tylko to ostatnie było prawdą. Płacono dobrze za czystą rudę, która nie przypominała ani srebra, ani złota. Kto miał przodek bogaty w uran, zarabiał świetnie.
 Ludzie pchali się więc do najlepszych przodków, sądząc, że to wielkie szczęście. Tymczasem największym szczęściem było mieć kiepski przodek. Ci z dobrych przodków żyli najkrócej. Ci, którzy niedawno umarli, właśnie umierają, albo jeszcze jakoś żyją, mieli przodki kiepskie.
 Jednak w Miedziance ludzie ginęli nie tylko z powodu uranu. - Ginęli też z powodu tajemnicy - zauważa Stanisław K. - Nikt nie mógł wiedzieć, co się tu wydobywa. Ludzie oczywiście wiedzieli, ale nawet bali się myśleć, że to uran.
 Ci, którzy nie chcieli milczeć jak grób ani nie bali się myśleć, że drążą w złożach uranu, ginęli. Od uderzeń metalowym prętem, rękojeścią pistoletu, kuli w tył głowy... Człowiek jednego dnia był, a drugiego już go nie było. I biada temu, kto spytałby, co się z nim stało. Nie rozmawiano o tym. W ogóle mało rozmawiano. Strach było cokolwiek mówić. Nikomu nie można było ufać. - Przerzucali ich z miejsca na miejsce - opowiada Zofia Sarul. - Pracowało się nie dłużej niż miesiąc, dwa w jednej sztolni. Wciąż z kimś nowym. Trudno było się poznać z ludźmi, komuś zaufać. I o to właśnie chodziło. Tajemnica wymagała, by nikomu nie ufać, z nikim się nie przyjaźnić, z nikim nie rozmawiać.
 Wójt Gregorcewicz: - Słyszałem niesamowite opowieści o kopalniach. Srogo karano za przywłaszczenie sobie nawet kopalnianego pyłu z kapoty. Trudno było ukryć, co się tu kopie, a jednak dało się zachować tajemnicę. Sowieci udawali, że chodzi im o srebro albo złoto, górnicy udawali, że nie wiedzą, o co chodzi Sowietom. Ktoś w restauracji miał powiedzieć, że i tak wie swoje. Zniknął tego samego wieczora. Zakatowali go na śmierć, żeby dowiedzieć się, co wie.
 Śmierć od uranu była powolna, lecz nieuchronna. Śmierć z ręki sowieckiej była szybka, anonimowa. Po człowieku znikał wszelki ślad. W willowym budynku w Janowicach mieścił się zarząd kopalni. Wiadomo, kto mógł zarządzać taką kopalnią. Sowieckie służby specjalne. Wielu górników przekroczyło ten próg tylko jeden raz. Jeśli komuś udawało się wejść i wyjść, można było przypuszczać, że jest lub właśnie został szpiclem.
 Ilu było szpicli i płatnych konfidentów? Mnóstwo. K. twierdzi, że co trzeci pracownik szpiegował. Niektórzy mieli za zadanie przysiadać się do odpoczywających i przysłuchiwać rozmowom. Z takich rozmów pisali sprawozdania. Na podstawie tych sprawozdań "inżynierowie" decydowali, kogo zabije uran, a kogo oni.
 - Każdy z żyjących jeszcze na Miedziance wie o niej tyle, że mógłby napisać książkę. Ale ludzi jeszcze trzyma jakiś lęk. Wolą o tym nie rozmawiać - zauważa wójt Gregorcewicz.
 - Kto raz bał się śmiertelnie, ten już nie będzie tym samym człowiekiem. Lęk paraliżuje - mówi Aleksander, rencista z Miedzianki. - Zachowałem w pamięci miasto. Chodziłem tam do szkoły, do kościoła, sklepów, fryzjera... Gdybym komuś powiedział przed laty, że pamiętam, może bym nie żył. Nie powiedziałem. Ale też nigdy nie pomyślałem, że to miasto było wielkim obozem bez wyjścia, że ludzie, którzy w barach przepijali ciężko zarobione pieniądze, byli niewolnikami, że o wszystkim - życiu i śmierci - decydował sowiecki zarząd. Nie widać było tych służb, żołnierzy ani zasieków. Wszystko wyglądało normalnie. Myśmy nie wiedzieli, że to miasto było najstraszniejszym gułagiem.

BOGDAN WASZTYL

 
 Jacek Kamiński, szef Biura Obsługi Roszczeń, działającego przy Państwowej Agencji Atomistyki w Jeleniej Górze: - Od stycznia tego roku wypłacamy jednorazowe odszkodowania dla byłych żołnierzy górników z batalionów pracy. Uprawniony z pierwszą grupą inwalidzką otrzymuje ponad 22 tysiące złotych, z trzecią grupą - 9,5 tysiąca. Do tej pory zarejestrowaliśmy około 400 wniosków, rozpatrzyliśmy - 200. Żołnierzy zatrudniano od czerwca 1950 roku do listopada 1951 roku. O wiele mniej mogę powiedzieć o cywilnych pracownikach kopalń uranu. Ich nie objęła specjalna ustawa. Według naszych szacunków, przez kopalnie przewinęło się ponad 25 tysięcy ludzi. Byłym pracownikom cywilnym - poza deputatem węglowym i świadczeniami wypłacanymi na podstawie ustawy o chorobach zawodowych - nie przysługują specjalne odszkodowania. Nie wiemy, ilu z nich jeszcze żyje.
 
 Dr Wojciech Rejman z Uniwersytetu Wrocławskiego: - Na temat kopalnictwa i przeróbki uranu w Polsce narosło wiele legend. Ma to związek z embargiem na informacje o wydobyciu pierwiastków promieniotwórczych nałożonym przez władze PRL. Na podstawie zawartej w 1948 roku umowy pomiędzy Polską a ZSRR rozpoczęto intensywne prace poszukiwawcze. Całość prac aż do 1956 roku prowadziła radziecka służba geologiczna, nadzór zaś sprawowała radziecka administracja wojskowa. Urobek wywożono oczywiście za wschodnią granicę. Rudę uranową wydobywano w czterech kopalniach sudeckich i jednej w Górach Świętokrzyskich. Najwięcej wiemy o kopalni w Kletnie, gdzie w latach 1948-1953 Rosjanie prowadzili intensywną eksploatację. Było tam 37 kilometrów wyrobisk, 3 szyby, 27 sztolni i mnóstwo wyrobisk bocznych.
 Rozbieżne są dane o ilości wydobytego surowca. Jedne źródła mówią o 650, inne - o 850 tonach. Długo wysyłano na Wschód nie przetworzony urobek, gdyż dopiero od 1968 roku zaczęto przetwarzać i wzbogacać rudę uranową w zakładzie w Kowarach. W 1973 roku w ogóle zaprzestano wydobycia.
 Jeszcze mniej wiadomo o ludziach, którzy w czasach stalinowskich pracowali w tych kopalniach,
w straszliwie ciężkich i szkodliwych warunkach.
 
 Z planów wrocławskiej Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej wynika, że w najbliższym czasie nie będzie ona badać, czy w czasach stalinowskich na górnikach zatrudnionych w kopalniach rud uranu w Sudetach Sowieci popełnili zbrodnię ludobójstwa. Zbiorowa pamięć byłych górników i mieszkańców okolicy utrzymuje, że takie zbrodnie popełniono. Kiedy wypowiedzą się prawnicy i historycy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski