Agnieszka Radwańska podczas wczorajszego treningu w Krakowie Fot. Michał Klag
Zaskoczył Panią deblowy triumf w Miami?
- Na pewno nie spodziewałam się takiego sukcesu. Przed turniejem nie sądziłam, że zajdziemy z Danielą Hantuchovą aż tak daleko i to w tak dużej imprezie. Umówiłyśmy się w Australii, że zagramy razem w kilku turniejach. A od razu mamy świetne wyniki: zwycięstwo w Miami, półfinał w Indian Wells i ćwierćfinał w Dubaju.
- Z Hantuchovą rozumiecie się na korcie lepiej niż z poprzednią partnerką - Marią Kirilenko?
- Trudno porównywać te dwie zawodniczki, bo grają inny tenis. W meczu deblowym bardzo często wszystko idzie "na styk", są minimalne różnice. Jak to my mówimy: "w deblu nigdy nic nie wiadomo". Nawierzchnia jest bardzo szybka, potrzeba trochę szczęścia. Równie dobrze mogłyśmy przegrać już w pierwszej rundzie. Debel to dla mnie uzupełnienie singla, dobra zabawa, forma treningu, ale bardzo się cieszę, że wygrałyśmy tak dużą imprezę.
- W singlu udało się Pani obronić tylko część punktów...
- Nie ma co narzekać, ćwierćfinał to też dobry wynik. W walce o półfinał w Miami Zwonariewa zagrała świetny mecz. W kolejnym pojedynku nie była już tak mocna, jakby grała inna osoba i przegrała z Azarenką. W Indian Wells z kolei z Azarenką miałam cztery meczbole, ale przegrałam. Jakaś klątwa wisi nade mną w tym właśnie turnieju. Przed rokiem też miałam cztery meczbole i odpadłam.
- W końcu znalazła Pani sposób na Włoszkę Schiavone...
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz! (śmiech). Zagrałam bardzie agresywnie, dynamicznie i udało się. Na Florydzie ważne było, kiedy się gra. W południe były ogromne upały, wieczorem wiał silny wiatr. Akurat ze Schiavone warunki bardzo mi odpowiadały, wszystkie piłki mi "siedziały" i nareszcie ją pokonałam.
- Jedna z Pani pięknych, zwycięskich akcji z początku drugiego seta pojedynku ze Schiavone trafiła do internetowego serwisu Youtube.
- Dziewczyny nazywają mnie już gwiazdą Youtube! (śmiech). Jakoś w tym roku mam szczęście do tego, czy tego chcę, czy nie. Najpierw była złamana rakieta podczas Australian Open, później moja dyskusja z sędzią, a teraz ta akcja.
- Czy kontuzjowana i operowana stopa daje czasem znać o sobie?
- Generalnie nie jest źle, choć czasem ją czuję. Trochę pobolewa, czasem spuchnie. Podczas turniejów korzystam jeszcze z pomocy fizjoterapeutów, w Krakowie już nie, bo właściwie nie mam na to czasu. Pierwszy raz poślizgałam się na kortach ziemnych i czuję stopę.
- Rozpoczyna się gra na kortach ziemnych, najmniej przez Panią lubianych. Poprzedni sezon na tej nawierzchni nie należał do udanych. Jest szansa, że teraz będzie lepiej?
- Fakt, nie mam wielu punktów do obrony. Przeszłam kilka rund w jednej czy dwóch imprezach, ale nie były to megawyniki w moim wykonaniu. Przegrałam kilka praktycznie wygranych meczów. Nie mam nic do stracenia, będzie szansa zarobić trochę punktów i awansować w rankingu. Zagram tylko w czterech turniejach na ziemi: w Stuttgarcie, Madrycie, Rzymie i Paryżu, a później będę walczyć na mojej ulubionej trawie.
- Widać już pozytywne skutki współpracy z agencją menedżerską Lagardere?
- Tak, pomagają w wielu sprawach organizacyjnych. W przyszłym tygodniu mają przyjechać do Krakowa, odwiedzić nas.
- Dołączyła Pani do tenisistek, które kontaktują się z kibicami za pomocą internetowego Twittera...
- Traktuję to jako dobrą zabawę. Dołączyłam m.in. do Karoliny Woźniackiej, Wiktorii Azarenki, Danieli Hantuchovej i innych. Bardziej udzielam się jednak na Facebooku, gdzie mam swoją stronę.
Rozmawiała Agnieszka Bialik
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?