Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gwiazda za misję

Redakcja
Fot. Ewa Łosińska
Fot. Ewa Łosińska
Bogusław Nowak to fenomen. Brał udział w siedmiu zmianach naszego kontyngentu w Iraku - mówi gen. Bronisław Kwiatkowski, dowódca operacyjny sił zbrojnych, który na iracką misję wyjeżdżał trzy razy.

Fot. Ewa Łosińska

3maja prezydent wręczył mu Gwiazdę Iraku, pamiątkowe odznaczenie dla uczestników misji wojskowej za nienaganną służbę.

Choć to wyróżnienie dostało już w ciągu prawie dwóch lat od jego ustanowienia wielu polskich żołnierzy, żaden - jak lekarz - ppłk Bogusław Nowak - nie spędził w tym kraju aż 43 miesięcy. A były także inne misje.
Na aukcji portalu allegro taką gwiazdę zaoferowano niedawno za 15,50 zł. Nie chodzi jednak o wartość odznaczenia dla kolekcjonerów. Liczy się symbol i fakt, że wśród zaledwie kilku osób, którym gwiazdy wręczała w dni ważnego święta głowa państwa, znalazł się właśnie on. Zapewnia, że traktuje to wyróżnienie jako uznanie pracy także swoich kolegów z wojskowej służby zdrowia. Żeby je odebrać, jechał zresztą do Warszawy z Bieszczad, gdzie mieszka, całą noc.
Na razie nie pakuje walizek na kolejną misję i pozostaje w kraju. A drzwi do pokoju zastępcy komendanta 2. Szpitala Polowego we Wrocławiu są otwarte na oścież. Nie ma ani sekretarki, ani adiutanta. Każdy wchodzi, gdy czegoś od ppłk. Bogusława Nowaka potrzebuje. A ten nie odmawia, nie odkłada podpisu czy rozmowy na później. O dystansie wobec niższych szarżą nie ma mowy. 29 lat w wojsku nie zmieniło pod tym względem jego przyzwyczajeń.
Do pracy we wrocławskim szpitalu, chociaż brzmi to niewiarygodnie, dojeżdża z Polańczyka w gminie Solina. Do Rzeszowa autem, a potem - wiele godzin pociągiem. Żonę i dwóch synów od kilku lat widuje głównie podczas weekendów. We Wrocławiu jada w miejscowej stołówce. Kiedy go odwiedziliśmy, podawano właśnie zupę jarzynową, rozgotowane puree ziemniaczane i raczej mdłą sztukę mięsa. Na misji w Iraku kuchnia była znacznie lepsza i bardziej urozmaicona.
Wieczny dyżur w Kambodży
Kiedy w 1993 roku absolwent nieistniejącej już Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi pierwszy raz dostał propozycję wyjazdu na misję ONZ, miał tylko pół godziny na podjęcie decyzji. Wystarczyło. Tydzień później jechał do Kambodży, choć nie znał nawet angielskiego. Spędził tam 10 miesięcy i m.in. dzięki temu doświadczeniu zrobił specjalizację z zakresu medycyny tropikalnej. Pojechał z ciekawości świata - tak twierdzi.
Nie było mu łatwo nie tylko dlatego, że kontrolę nad sporą częścią państwa sprawowali wówczas Czerwoni Khmerzy. - Przede wszystkim mieliśmy trudno wyobrażalne dziś kłopoty z łącznością, a tęskniliśmy za krajem - mówi ppłk Nowak. Nie było komórek ani internetu. Pozostawała radiostacja. A za jej pośrednictwem nawet o cieniu intymności nie było mowy. - Grupa ludzi czekała zawsze w nocy w kolejce na połączenie. Wszyscy słyszeli każde słowo - wspomina. Z tego właśnie powodu skorzystał z możliwości rozmowy z rodziną tylko dwa razy. Potem pisał listy.
Jak wspomina, był jedynym lekarzem kompanii, a to oznaczało wieczny dyżur. Choć chciał wrócić do kraju po sześciu miesiącach, ostatecznie został dłużej. W Kambodży ciągle były miny i wiele ich cywilnych ofiar. Ginęli też żołnierze ONZ, choćby po ataku Czerwonych Khmerów. Zdarzyło się, że tuż obok ich obozu do Polaka zaczął nagle strzelać pijany żołnierz khmerski. Na szczęście po sporej dawce grozy udało się napastnika "wziąć pod kontrolę" - wspomina.
Za namową jednego z polskich oficerów Bogusław Nowak zaangażował się w pomoc miejscowej ludności. Jeździł do wiosek w dżungli i leczył chorych. Zwykle na cudzoziemską ekipę czekały tłumy. - To nam dawało olbrzymią satysfakcję - wspomina lekarz.
Niestety, lotną pomoc medyczną trzeba było przerwać, gdy zrobiło się niebezpiecznie. W jednej z wiosek pojawili się Czerwoni Khmerzy. Choć zaproponowali lekarzom, by za tydzień leczyli ludzi na kontrolowanych przez nich terenach, z oferty nie skorzystano. Zresztą rząd kambodżański ostrzegał, iż nie gwarantuje bezpieczeństwa. W dodatku jako obserwatorzy ONZ nie mogli mieć przy sobie broni.
Wolą praktykę w kraju
- To fenomen. Brał udział w siedmiu zmianach naszego kontyngentu w Iraku - mówi gen. Bronisław Kwiatkowski, dowódca operacyjny sił zbrojnych, który na iracką misję wyjeżdżał trzy razy. Z Bogusławem Nowakiem służył też wcześniej na Wzgórzach Golan. Lekarz spędził na tej misji w sumie aż 3,5 roku.
Mile wspomina kontakty z arabską ludnością. Kiedy spotykał Syryjczyków, machali do niego, pozdrawiając: "Doktor! Doktor". I tam bowiem polscy specjaliści pomagali miejscowym. Bogusław Nowak ciepło myśli o tej misji nie tylko dlatego, że była stosunkowo bezpieczna w porównaniu z operacjami w Iraku czy Afganistanie. Mówił już swobodnie po angielsku, dobrze czuł się w międzynarodowym środowisku, został nawet szefem służby zdrowia całej misji.
Lekarzy chętnych do takich wyjazdów wojsku od dawna brakuje - nie kryje gen. Kwiatkowski. Wielu woli intratną praktykę w kraju. Nawet tzw. dodatek wojenny, jaki dostają żołnierze w Iraku i Afganistanie, nie przekonuje ich do udziału w trudnych operacjach. Jeśli mają dobrze prosperującą prywatną firmę, swoich pacjentów, wyjazd odbierają jak karę.
Podpułkownik Nowak jest pod tym względem wyjątkiem. - Jedni nastawiają się na specjalizację, robienie biznesu, a dla niego misje okazały się pewnym pomysłem na życie - twierdzi dowódca operacyjny. - To miły, skromny oficer, a wojsko ceni ludzi dyspozycyjnych.
Na misji bywa jednak trudno nie tylko z powodu zagrożenia ładunkiem wybuchowym czy atakiem na obóz. Żołnierz, zagubiony w nowych realiach, często nie potrafi sobie zorganizować czasu. Podpułkownik Nowak znalazł sposób. Dużo czytał, a w Iraku codziennie chodził na siłownię, by rozładowywać stres.
Prócz rozłąki z domem doskwierały mu okresy, kiedy polska baza była regularnie ostrzeliwana. To wyczerpujące nawet dla największych kozaków w mundurach. Jeszcze gorzej, gdy ginie polski żołnierz lub ktoś zostaje poważnie ranny. Do tego nie można się przyzwyczaić.
A Bogusław Nowak pracował także przez 14 miesięcy w szpitalu amerykańskim w Bagdadzie, w tzw. Zielonej Strefie. Tam zobaczył ogrom ludzkiej tragedii. Nie tylko poszkodowanych żołnierzy koalicji, ale także rannych Irakijczyków. Widział wielu umierających.
Na początku misji nie wszyscy zdawali sobie zresztą sprawę z zagrożenia. Brakowało odpowiedniego sprzętu. Lekarz wybrał się kilkakrotnie do Bagdadu zwykłym busikiem. O opancerzeniu pojazdu jeszcze się Polakom nie śniło. - Kamizelki, które mieliśmy, nie ochroniłyby nas w razie ataku - mówi podpułkownik. W Bagdadzie też czekała "niespodzianka" - ostrzał moździerzowy. Na szczęście, wybuchy widział z daleka.
- Busik to nic. Widziałem go, jak jeździł po Bagdadzie na rowerze - mówi gen. Kwiatkowski.
Mały domek w Bieszczadach
Dzięki misjom ppłk Nowak, specjalista od chorób wewnętrznych, zwiedził kawał świata. Widział Ziemię Świętą i Babilon. - Lepiej znam Syrię i Izrael niż własne województwo - śmieje się. Co najcenniejszego przywiózł z tych wojaży i niebezpiecznych operacji? Takie doświadczenia zmieniają sposób myślenia, uczą doceniać to, co się ma, proste przyjemności, najbliższych. Życie po prostu - mówi.
Pytany o największy zawodowy sukces, wspomina tylko o setkach ludzi, którym miał okazję pomóc. Także o Irakijczykach, którzy wiele godzin stali w kolejkach przed bramą polskiej bazy, by doczekać się medycznej porady. - Tylko w czasie dziesiątej zmiany przyjęliśmy około czterech tysięcy osób - mówi Bogusław Nowak.
To robi wrażenie, nawet jeśli część z nich szukała porady w dość oryginalnych sprawach. Pewna niemłoda już Irakijka oczekiwała np. od polskiej ekipy leku na bezpłodność. Warto było jednak słuchać takich próśb, bo każda pomoc była elementem dyplomacji. I inwestycją w bezpieczeństwo polskiego kontyngentu.
Zagraniczne misje mają także istotny wymiar finansowy. - Trzeba mieć marzenia. Ja chciałem postawić domek w Bieszczadach. Jest nieskończony, bo nadal trochę brakuje funduszy, ale już w nim mieszkamy - mówi Bogusław Nowak. Pytany, jaki najcenniejszy prezent przywiózł żonie, Grażynie, z Iraku, nie ma wątpliwości - siebie w jednym kawałku.
Dla części żołnierzy takie wyjazdy to trampolina do awansu. Doświadczenie ppłk. Nowaka także przyczyniło się do tego, że został zastępcą komendanta 2. Szpitala Operacji Pokojowych, który dziś nazywa się Szpitalem Polowym. Teraz oficer dba o zabezpieczenie medyczne kolejnych misji.
- Kolegom ze służby zdrowia musiałem dawać przykład, czyli nie oszczędzać się w razie konieczności wyjazdu - tłumaczy. Koszt tych lat jest jednak spory, zgadza się. Nie widział wielu wydarzeń z życia własnych synów. - Starszy cierpiał, kiedy z racji misji w Kambodży nie byłem na jego pierwszej komunii - mówi. I dodaje, że można zapytać także himalaistów, dlaczego igrają z życiem i wspinają się na najwyższe szczyty. Przykład nie jest wydumany, bo Bogusław Nowak wspinaczkę też kiedyś uprawiał.
Siedem razy skoczył na spadochronie. Po co? - Chyba mam taki charakter, że jestem ciekawy wydarzeń i świata - mówi. Wyjątkowo tolerancyjna żona jakoś to znosi. Zresztą nawet w czasie pobytu w kraju mąż miał dyżury w szpitalu, w pogotowiu, bywał na poligonach...
W zasadzie - z racji wysługi lat - mógłby powoli myśleć o emeryturze. Nie wybiera się jednak na nią, choć miałby się czym zająć. Choćby astronomią, która go interesuje. W USA kupił trzy teleskopy. Największy ma średnicę zwierciadła 30 cm. Najmniejszy służy do obserwacji Słońca - opowiada. Wierzy, że we wszechświecie nie jesteśmy sami. - To tylko kwestia czasu i technologii, gdy odkryjemy inne światy z bujną biosferą. Niestety, nie za mojego życia - mówi. Lubi też literaturę science fiction. Ma ponad 500 książek z tej dziedziny. Część przeczyta dopiero na emryturze.
Zbudował także jacht, którym żegluje po Zalewie Solińskim. To w Bieszczadach ładuje akumulatory. Sielskie życie nie do końca jest jednak jego powołaniem. Pytany, czy pojechałby do Afganistanu, odpowiada bowiem: - Tak, gdyby była potrzeba. Chętnie bym zobaczył, jak tam wygląda sytuacja.
Ewa Łosińska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski