Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hajże na owady!

Redakcja
Nadciągają letnie upały, z rodzaju tych najgorszych. Duchota, burze, powietrze lepkie od wilgoci. Taki mały nadwiślański tropik. Raj dla owadów, utrapienie dla ludzi. Noce takie są upalne i komary spać nie dają, na roślinach grasują rozmaite przędziorki, kasztanowiaczki, śmietki kapuściane i inne mątwiki buraczane, na nierozkwitłych pękach białych róż mszyce, w szafach mole, w kartoflach zrzucana przez imperialistów stonka...

Kraków Jana Rogóża

Z naukowego punktu widzenia te szkodniki jako element ekosystemu są niezbędne i znajdują licznych obrońców nawet z profesorskimi tytułami. Z punktu widzenia zwykłego śmiertelnika sprawa wygląda zupełnie inaczej. Zacytujmy z dziejów świata z rozdziału "Za króla Jelonka" pewien opis pióra Jana Brzechwy: "Drwal do swej żony tak powiada/Z robactwem kłopot mam nie lada/Prusaki w kuchni, w szafach mole,/Muchy aż roją się w rosole/Komary spać nie dają przy tym,/Trzeba to raz wytępić flitem!/Niech zaraz Stefek i Janeczka/Po flit pojadą do miasteczka"....I żona drwala, z kubłem wody/Stąpając śmiało między wrogi/Szoruje ściany i podłogi/Janeczka porządkuje kuchnię/Raz po raz w kąty flitem dmuchnie/A Stefek - chłopiec bohaterski/Do łóżek sypie proszek perski..."

Ów "perski proszek" pojawia się w niezliczonej ilości najrozmaitszych publikacji sławnych mężów, szczególnie gdy wypada im udać się w drogę. M.in.: "Pamiętam, że np. do Zakopanego - pisze Bolesław Prus - zawsze jeździłem z proszkiem perskim i zawsze musiałem go użytkować. W Nałęczowie zaś ta "maszynka" [do flitowania], jak mówili zakopiańscy górale, była zbyteczną, bo tam troskliwie o porządek dbano." Walery Eliasz Radzikowski w swoim "Illustrowanym Przewodniku do Tatr, Pienin i Szczawnic", w roku 1870 powiada: "Wjechawszy do Lubnia, przybywa się przed karczmę, gdzie się można jako tako posilić i przespać, ale z pomocą proszku perskiego na owady... W karczmie na Zaborni są dwa pokoje gościnne, porządnie urządzone, łóżek i kanap kilka, ale i tu proszek perski na owady bardzo bywa pożyteczny". W dziesiątkach relacji z podróży obok poetyckich zachwytów na pięknem krajobrazu i architektury znajdujemy prozaiczne wzmianki o nocach spędzanych w zajazdach na krześle przy zapalonej świeczce z obawy przez atakiem owadziej czerni pluskiew, na których nawet czasem i perski proszek nie odstraszał.

Czas wyjawić co to za specjał, ten proszek zwany też czasem dalmatyńskim. Jego insektobójcze właściwości powoduje zawarty w nim trujący alkaloid, pyretryna, z pewnych odmian złocieni czyli chryzantem, Chrysanthenum Cinerariifolum iChrysanthenum Coccineum, których ojczyzną jest Dalmacja, Persja i Kaukaz. Suszone i zmielone koszyczki kwiatowe tych roślin wykorzystywano tam od dawna, by pozbyć się uprzykrzonych owadów. Podpatrzył to podczas podróży do Gruzji pewien przedsiębiorczy wiedeńczyk Johann Zacherl (1814-1888). Zaczął sprowadzać do Wiednia suszone kwiaty chryzantem i tu wyrabiać na skalę przemysłową niezwykle skuteczny preparat owadobójczy. Zbił na "Zacherlinie" - jak nazwał swój wynalazek - fortunę. Można go było nabyć w każdej drogerii i sklepie chemicznym w całej monarchii, a w kilka lat potem w całej Europie. Był bez wątpienia najbardziej popularnym preparatem, który jak czytamy w licznych inseratach prasy krakowskiej "zabija owady - jako to mole, pluskwy, karakony, szwaby, gasiennice, komary, muchy itd. - ludziom, zwierzętom i roślinom przykre, im samym szkody nie czyniąc. Czyni się z niego użytek umyślnie na to zrobioną maszyną czyli szpryczką, gutaperkowym rozpylaczem z rurką za 10 ct."
Z tym nieczynieniem szkody to lekka przesada, bo to jednak trucizna, ale faktem jest, iż najmniej agresywna, biodegradowalna, jak to się dziś określa, i działająca do pewnego stopnia selektywnie. Gwałtowny rozwój chemii w latach późniejszych, produkcja rozmaitych syntetyków wyparła "Zacherlina" na rzecz innych trucizn ze sławnym DDT czyli azotoxem na czele, który podbił świat pół wieku temu. Jego syntezę przeprowadził wprawdzie już w roku 1874 austriacki chemik Othmar Zeidler, ale właściwości owadobójcze odkrył dopiero Szwajcar Paul Muller. Dostał za to w 1948 roku nagrodę Nobla. Ale DDT w odróżnieniu od "Zacherlina" zmiata równo wszystko co żyje, pustosząc przyrodę także tą pożyteczną z punkty widzenia człowieka, niszcząc m.in. pośrednio całe populacje ptaków. Choć trzeba przyznać, iż miało użycie DDT znaczny wpływ w pewnych krajach na ograniczenie malarii czy eliminację tyfusu. Niemnie w latach 70. ub. stulecia jego produkcja i użycie zostało zakazane w wielu krajach, w Polsce od roku 1976.

Podobnie jest z innymi syntetykami m. in. z pestycydami. Nauczeni smutnymi doświadczeniami wracamy do natury także i w tej materii. Coraz więcej preparatów przeciw owadom otrzymuje się, jak przed laty, z roślin. Na mszyce najlepszy jest wywar z tytoniu (pestycyd naturalny); chryzantemy ogrodnicy sadzą między inne rośliny by tworzyły biologiczne zapory przeciw inwazji szkodników.

Firmę Johanna Zacherla poprowadził i rozwinął po jego śmierci syn Johann Ewangelista wznosząc w Döbling, 19. dzielnicy Wiednia oryginalny, w stylu orientalnym budynek fabryki. Można ją zwiedzić przy okazji wycieczki do Wiednia, bo to o krok od winiarni Grinzingu i sławnego oz odsieczy wiedeńskiej Kahlenbergu. A znak firmowy "Zacherlina" to jegomość w baraniej czapie, "Kosak", zdaniem ck projektanta, prostodusznego naddunajskiego bursza, przedstawiający mieszkańca Gruzji. Co specjalnie nie dziwi, bo dziś jeszcze dla wielu Europejczyków każdy kto mieszka na wschód od nich to Kozak w dodatku o tatarskich skośnych oczach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski