Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Halilović i Kolar z Wisły Kraków: Dzieci z akademii pana Jozaka

Justyna Krupa
Marko Kolar dopiero czeka na debiut w Wiśle. Tibor Halilović zaliczył w niej już osiem występów
Marko Kolar dopiero czeka na debiut w Wiśle. Tibor Halilović zaliczył w niej już osiem występów Fot. Anna Kaczmarz
Piłka nożna. Znają się od dziecka, razem uczyli się futbolu w Dinamie Zagrzeb. Jeden podawał, drugi strzelał gole. Tibor Halilović i Marko Kolar mają po 22 lata i obaj przenieśli się do Krakowa, by po raz pierwszy w życiu spróbować swoich sił w klubie spoza Chorwacji.

Czy Wisła będzie dla nich szansą na wybicie się i karierę, o której marzyli jako dzieciaki podając piłki na meczach Ligi Mistrzów w Zagrzebiu?

Tibor przetarł szlaki, bo pod Wawel trafił już w czerwcu. Pomocnik zdążył wystąpić w 6 meczach ekstraklasy, choć w żadnym od pierwszej minuty. Niedawno do kumpla dołączył Kolar, który jeszcze czeka na oficjalny debiut. Razem chodzą na lekcje polskiego. - Kraków bardzo przypomina Zagrzeb - przyznają zgodnie.

Wywiad z kumplem

Właściwie wywiad z Kolarem najlepiej przeprowadziłby… sam Halilović. W końcu ma do tego przygotowanie teoretyczne. Już niebawem będzie mógł pochwalić się licencjatem z dziennikarstwa.

- Żeby zdać dwa egzaminy, które mi zostały, muszę pojechać do Zagrzebia. Ale mamy pomocnego prodziekana, będę mógł zdać te egzaminy w grudniu, kiedy będziemy mieć przerwę. Jak wszystko pójdzie dobrze, jest szansa, że w lutym będę mieć dyplom - cieszy się pomocnik.

Tibor spróbował więc poćwiczyć pracę w zawodzie.

- O co by tu Marko spytać, czy o coś z życia prywatnego, czy sportowego? - namyślał się chwilę. - Nie wiem, czego moja gazeta oczekuje - śmiał się. W końcu wczuł się w rolę i zagadnął Kolara: - Ty nie pochodzisz z Zagrzebia, tylko z niewielkiego Zaboka. Czy więc było to dla ciebie trudne, przenieść się w tak młodym wieku do stolicy, by robić karierę w piłce?

- Na początku było bardzo ciężko, bo trafiłem do Dinama jako 13-latek - wspomina Kolar. - W dodatku porozumiewałem się dialektem kajkawskim, jakim mówią ludzie w moim regionie. Kiedy próbowałem powiedzieć coś do ludzi w Zagrzebiu, z trudem mnie w ogóle rozumieli. W efekcie przez pierwszy rok pobytu w Dinamie mało się odzywałem do kogokolwiek - przyznaje.

Tibor doskonale pamięta moment, gdy Kolar trafił do drużyny. Sam trenował w Dinamie od szóstego roku życia, ale on urodził się w stolicy i było mu znacznie łatwiej. - Kiedy Marko do nas przyszedł, był bardzo nieśmiały. Pewnie trochę się bał tej całej sytuacji. Ale grał świetnie, więc szybko się zaadaptował.

Akademia Dinama przez lata wyrobiła sobie markę fabryki piłkarskich talentów, które seriami wypuszczała w świat. Założenie było takie, żeby formować nie tylko dobrych piłkarzy, ale też ich charaktery. Dlatego dzieciaki miały jasny regulamin, zakazujący nie tylko palenia papierosów czy picia alkoholu, ale nawet noszenia biżuterii.

- Dla nas to nie było takie straszne, bo jesteśmy normalnymi chłopakami - kwituje Halilović. - Nikt z naszych roczników nie miał potrzeby, by bardzo wyróżniać się wyglądem, najlepiej to robić swoją grą. Choć teraz to się zmienia, dzisiaj mnóstwo nastoletnich graczy chce zwracać na siebie uwagę tym, jak wyglądają.

W Akademii był też nacisk na to, by nie lekceważyć szkoły i nauki. - Wychowanek Dinama musi wiedzieć nie tylko, jak zachowywać się na boisku, ale też poza nim. Znam rodziców Marko - mówi Halilović. - On jest z „dobrego domu”. Ale dla kogoś, kto nie miał tyle szczęścia, takie wychowanie w Akademii Dinama pozwoli mu nie tylko być lepszym piłkarzem, ale też lepszą osobą.

Do zagrzebskiej akademii ściągano hurtowo najbardziej obiecujących zawodników z całego kraju.

- Uczono nas, jak być sprytnym na boisku, jak przewidywać pewne boiskowe wydarzenia. Czyli - myśleć w trakcie gry, bardziej grać głową, niż siłą mięśni - podkreśla Kolar.

Halilović dodaje: - Już od małego zawodnik w Dinamie uczy się technicznej gry na małej przestrzeni, ataku pozycyjnego, podaniami po ziemi. Na to jest położony nacisk. Na bardzo wczesnym etapie wprowadzano tam też wideoanalizę, przynajmniej po tych bardziej istotnych meczach. Teraz wiele akademii postępuje w ten sposób, ale Dinamo w swoim szkoleniu wprowadziło to już dawno.

Obaj doskonale pamiętają te emocje z meczów Dinama w Lidze Mistrzów, które oglądali z poziomu murawy, w roli chłopców do podawania piłek. - Na przykład na meczu z Realem Madryt - wspominają.

Junco miał na niego oko

Kiedy Marko miał 15 lat, prasa w Chorwacji rozpisywała się o nim, jako o wielkim talencie. Swego czasu Zoran Mamić, ówczesny trener pierwszej drużyny Dinama, zapewniał, że Kolar wyrośnie na „środkowego napastnika klasy światowej”. Tak duża presja młodemu chłopakowi niekoniecznie pomagała. - Nie chciałem za dużo o tym wszystkim czytać - przyznaje. - Nie chciałem nakładać na siebie dodatkowej presji.

Już w tamtych czasach zwrócił na niego uwagę właśnie Manuel Junco, dziś dyrektor sportowy Wisły, a wtedy - skaut FC Liverpool.

- Dowiedziałem się o tym dopiero przy okazji przenosin do Wisły - przyznaje Kolar. Media w Chorwacji wspominały, że wpadł wówczas w oko nawet skautom Barcelony. - Staram się nie czytać gazet, bo to tylko może ci zrobić bajzel w głowie - kwituje.

A co jak w gazecie będzie kiedyś pracował jego kumpel Tibor? - Ja to będę dobrym dziennikarzem, nie będę wypisywał plotek - śmieje się Halilović.

Kolar zaczął pełnić nawet rolę kapitana juniorskich ekip Dinama, nieśmiałość gdzieś wyparowała. Opaskę kapitańską zdarzało się też nosić w młodzieżowej reprezentacji. Na przykład na turnieju, który młodzieżowa kadra Chorwacji grała w Chinach.

- To był dość interesujący wyjazd… bo prawie nic tam nie jedliśmy. Chińskie jedzenie było koszmarne - wspomina. - Byliśmy w stanie przełknąć z tego tylko sam ryż. W efekcie codziennie żywiliśmy się nutellą.

Tibor jako młody chłopak za wzór stawiał sobie Zinedine’a Zidana. - Ale podziwiałem też… o, tego gościa - mówi Halilović i pokazuje na smartfonie tapetę z Erikiem Cantoną. - No i oczywiście Chorwata Roberta Prosineckiego.

Kolar piłkarskiego idola miał pod bokiem: - Był nim Eduardo da Silva. Zwłaszcza, gdy grał w Dinamie, bo miałem wtedy możliwość oglądać go na żywo na stadionie. Później przeniósł się do Arsenalu, ale przydarzyła mu się ta okropna kontuzja... Nie wrócił już do wcześniejszej formy, ale i tak zrobił dużą karierę.

Marko wie, jak ciężko wraca się na boisko po poważnym urazie. Jego karierę też przyhamowała kontuzja. - Może gdybym nie doznał tego złamania kości śródstopia, które przytrafiło mi się przed dwoma laty, sprawy rzeczywiście przybrałyby lepszy obrót. Musiałem przejść operację, walczyć o powrót do formy. Ale jestem szczęśliwy, że znalazłem się tu, gdzie jestem teraz.

Kuzyn w Primera Divison

Halilović miał jeszcze jeden wzór do naśladowania - własnego kuzyna. Alen Halilović jako 18-latek trafił do Barcelony.

- Było widać, że Alen ma wyjątkowy talent - podkreśla Tibor. - Rozmawialiśmy trochę po jego przenosinach do Barcelony i był niesamowicie szczęśliwy. Po czasie jednak przekonał się, że nie wszystko w zagranicznym transferze jest takie łatwe, jak się wydaje. Ostatecznie gra w Primera Division, ale w Las Palmas. Ale wiele lat kariery jeszcze przed nim.

Był moment, gdy Tibor też zwrócił na siebie uwagę mocnych zagranicznych klubów. Ale uparł się zostać w Zagrzebiu. - Kiedy grałem w zespole U-19 strzeliłem 16 goli w sezonie. Pojechaliśmy na turniej do Dusseldorfu, grały tam Bayer, Borussia i inne świetne ekipy. Po tym turnieju powiedziano mi, że są zapytania o mnie z Niemiec, m.in. z Wolfsburga. Ale wolałem podpisać umowę z Dinamo - profesjonalny kontakt. Moim marzeniem zawsze była gra dla Dinama, kocham ten klub.

Debiutu w pierwszej drużynie Dinama jednak się nie doczekał. Podobnie, jak Kolar, trafił ostatecznie do innej ekipy z Zagrzebia - Lokomotivy.

- Z jednej strony można więc uznać, że tamta umowa z Dinamem był błąd. Ale wtedy spełniałem swoje marzenie. Nikt nie wie, co by było gdyby. Ostatecznie wyszło dobrze, bo trafiłem do Wisły.

Jozaka w Chorwacji nie kochają

Obaj wiślacy byli zawodnikami Akademii Dinama w czasach, gdy jej dyrektorem był obecny trener Legii Romeo Jozak. W Chorwacji to postać kontrowersyjna, postrzegana z jednej strony przez pryzmat sukcesów zagrzebskiej fabryki talentów, ale też jako „szara eminencja” tamtejszej piłki.

- Osobiście nie miałem z nim wielkiego kontaktu - przyznaje Halilović. - Nie mieliśmy pojęcia, że będzie tu pierwszym trenerem. Do tej pory zawsze był takim człowiekiem „z tyłu”. W Chorwacji sporo osób powiedzmy… nie kocha go za bardzo. Głównie dlatego, że z Dinama przeniósł się do otoczenia narodowej reprezentacji i kontrolował młodzieżowe drużyny narodowe. Później funkcjonował przy pierwszej reprezentacji, ale coś tam się podziało nie tak… nie wiem dokładnie, o co poszło - zastrzega pomocnik.

Chorwacki futbol jest pełen paradoksów. Z jednej strony tamtejsze kluby regularnie grają w europejskich pucharach, a o piłkarzy biją się znane europejskie kluby. Z drugiej - Halilović i Kolar przyznają, że pod wieloma względami polska liga imponuje im, w porównaniu do chorwackiej.

- W Polsce macie nowe stadiony, dobre boiska. A w Chorwacji jak przez dwa dni popada deszcz albo śnieg, to nasze boiska nie nadają się do gry. Tu na wielu obiektach są podgrzewane murawy. Jak masz lepsze boisko, to lepiej grasz, proste - kwituje Kolar. Wtóruje mu Halilović: - Jak w Polsce piłka szybciej chodzi na świetnej murawie, to i gra jest dużo szybsza, niż u nas.

Co jeszcze hamuje rozwój chorwackiego futbolu? Ostatnio roi się tam od skandali. Tylko w tym roku media donosiły o dwóch atakach na byłego prezesa Dinama Zdravko Mamicia, w ostatnim z nich został ranny.

- Poza tym, wokół piłki w Chorwacji kręci się zbyt wielu ludzi, których obecność zdecydowanie nie jest dobra dla naszego futbolu. Wielu zawodników ma wokół siebie menedżerów, którzy nie pasują do świata sportu. Mają pieniądze, biznesy... Kibice wiedzą, co się dzieje. To wszystko tworzy trochę czarny PR chorwackiemu futbolowi - przyznaje Halilović. - W ostatnich latach chorwackie kluby regularnie grały w Lidze Europy i Lidze Mistrzów, a jednocześnie nigdy nie było u nas tak mało fanów na stadionach - podkreśla Kolar. Dlatego są pod wrażeniem frekwencji na trybunach w polskiej lidze.

Obaj zgodnie przyznają, że w naszej ekstraklasie tempo gry jest szybsze, niż w Chorwacji, a liga jest wymagająca pod względem fizycznym.

- Moim podstawowym celem teraz jest to, by przebijać się do pierwszego składu Wisły - podsumowuje Halilović.

- Dla mnie przenosiny do Krakowa to krok do przodu. Mam nadzieję, że niebawem dostanę swoją szansę i będę strzelał jak najwięcej bramek - deklaruje Kolar.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski