Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Handel chodnikowy: źródło taniego towaru czy zmora mieszkańców? [WIDEO]

Klaudia Stabach
W okolicach starego Kleparza handel na chodniku kwitnie w najlepsze
W okolicach starego Kleparza handel na chodniku kwitnie w najlepsze fot. Anna Kaczmarz
Kontrowersje. Jedni skarżą się, że sprzedaż na chodnikach jest nieestetyczna i nielegalna, a inni chętnie zaopatrują się w towary z ulicy.

Mieszkańcy Nowej Huty od dawna narzekają na nielegalnych handlarzy, sprzedających tuż obok Bieńczyckiego Placu Targowego. Jednak to, co dzieje się tam od kilku miesięcy jest dla nich już nie do zniesienia. - Ci ludzie wynoszą stare przedmioty ze swoich domów i liczą na to, że ktoś je kupi - mówi Wacław Białek. Nielegalni handlarze rozstawiają się wzdłuż ul. Obrońców Krzyża aż po samą Arkę Pana. - Droga do kościoła zmieniła się w pchli targ - dodaje zirytowany pan Wacław.

Autor: Klaudia Stabach, Marzena Rogozik

Wzdłuż ulicy obok starszych osób stoją również rolnicy, którzy raz na jakiś czas przywożą do miasta swoje plony. - Ciężko jest mi przewidzieć kiedy będę miał coś do sprzedania, dlatego nie opłaca mi się wykupywać miesięcznego abonamentu na placu targowym - mówi starszy mężczyzna, który wczoraj handlował papryką niedaleko kościoła Arka Pana.

Tytoń z przemytu

Prawdziwą zmorą bieńczyckiego targowiska (również Tomexu przy rondzie Kocmyrzowskim) są jednak handlujący papierosami bez akcyzy, sprowadzanymi zza wschodniej granicy. - To trudny temat i ciężko z tym walczyć. Mimo wszystko zgłaszamy go regularnie straży miejskiej i policji - mówi Andrzej Buczkowski, przewodniczący Bieńczyc.

Handlujący nie są za ten proceder dotkliwie karani. - Sprzedający zwykle nie mają stoiska, a papierosy czy tytoń oferują z toreb przemieszczając się po placu - wyjaśnia Katarzyna Cisło z małopolskiej policji. - Gdy ich zatrzymujemy mają przy sobie takie ilości, które traktowane są jako wykroczenie skarbowe, a nie przestępstwo - tłumaczy.

Sprzedawcy i kupujący na placu Bieńczyckim niechętnie mówią o handlarzach papierosami czy tytoniem. - Pojawiają się tu prawie codziennie, bo mają swoich stałych klientów - mówi pan Krzysztof, który na placu handluje warzywami. - Ale widać, że popyt jest spory, bo nowych zainteresowanych zakupem przybywa - zauważa. Podkreśla też, że choć więc wielu ten proceder przeszkadza, innym pozwala na zakupy, co prawda nie oryginalnego produktu, ale po niższych cenach.

Również wokół Hali Targowej od dawna kwitnie nielegalne kupiectwo. - Mieszkańcy skarżą się , że nie mogą swobodnie przejść chodnikami, bo wszędzie ktoś rozstawia najróżniejsze przedmioty, które próbuje sprzedać - mówi Małgorzata Ciemięga, przewodnicząca Dzielnicy II Grzegórzki.

Handlujący ustawiają się już nawet na pobliskich przystankach, a gdy pojawia się tam patrol straży miejskiej, to szybko zwijają swój mini stragan i udają, że są pasażerami czekającymi na tramwaj. - To jest absurd, że strażnicy na to pozwalają - dodaje Małgorzata Ciemięga.

Kocykowy handel

Największy problem z tym mają jednak mieszkańcy pierwszej dzielnicy. W okolicach Starego Kleparza nielegalnie handlujący to nie wyjątek. Zwłaszcza wzdłuż ulicy Rynek Kleparski od budynku dawnego „LOT-u” do placu targowego ustawiają się długie kolejki osób, które oferują swoje towary: od fartuchów kuchennych przez plastikowe korale po maszynkę do krojenia jajek. Od starszych pań, które sprzedają towary z ręki, albo rozkładając je na kocach wprost na chodniku, nabyć można tu wszystko.

Dla radnych Dzielnicy I to temat znany. Bezskutecznie walczą z nim od lat. Interwencje straży miejskiej są tam bardzo częste mimo wszystko proceder kwitnie w najlepsze. Przede wszystkim dlatego, że sprzedający, których towar mieści się często w małej plastikowej torbie na widok strażników szybko zwijają swoje „stoiska” i uciekają. Tak robią zwykle osoby, które nielegalnie handlują drobnymi przedmiotami, które wynoszą z własnego domu.

Tymczasem przewodniczący dzielnicy I Tomasz Daros przyznaje jednak, że większym problemem w okolicach starego Kleparza są tzw. „słupy”. To osoby, które nie mają żadnego dochodu, a tym samym nie mogą zapłacić mandatu wystawionego przez straż miejską. Są doskonałą przykrywką dla tych, którzy faktycznie czerpią korzyści z nielegalnego handlu, a towar do sprzedaży na chodniku dowożą samochodami. Wobec nich nieskuteczne są nawet konfiskaty asortymentu.

Widząc nieskuteczność interwencji służb miejskich kilka lat temu radni „jedynki” zaproponowali przebudowę odcinka ulicy, który codziennie okupują handlarze. Jednak urzędnicy zamiast zawęzić chcieli poszerzyć chodnik. Radni zaniechali więc takiego rozwiązania. Mimo, że niektórzy narzekają na brak estetyki i uciążliwość przydrożnych handlarzy nie brakuje im klientów. Dlaczego? Bo jest taniej, a towar można dostać bez zbędnych formalności.

Na Starym Kleparzu miejsce można wykupić za niewielką opłatą, ale nielegalnie handlujący wolą chodnik, przez który codziennie przechodzą setki osób.

Zdaniem Wiesława Nalepy urzędnicy poprzez swoje pomysły sami przyzwyczajają mieszkańców do kupowania u nielegalnych handlarzy. - W okresie bożonarodzeniowym ZIKiT wydaje zgody na handel rybami przy ulicy obok Kleparza - mówi prezes spółki kupieckiej.

Twierdzi też, że mimo licznych skarg straż miejska nie interesuje się tym problemem w należyty sposób - Zauważyłem, że patrol idzie tylko w zgłoszone miejsce, a gdy handlujący ich zauważą, to szybko przenoszą się na ulicę obok - opowiada Wiesław Nalepa, prezes spółki kupieckiej „Stary Kleparz”. - A tam już staż miejska udaje, że ich nie widzi - dodaje zbulwersowany mężczyzna.

Kary są surowe

Jednak straż miejska ma na ten temat inne zdanie. - W naszej ocenie w ostatnich latach udało się ograniczyć proceder nielegalnego handlu w rejonie placów targowych - wyjaśnia Marcin Warszawski ze straży miejskiej. - Jest to efekt wzmożonych kontroli oraz wielu interwencji - dodaje.

Statystyki straży miejskiej pokazują, że przypadków nielegalnego handlu jest coraz mniej. W 2014 roku było ich 373, w 2015 roku 241, a do końca sierpnia tego roku 175. Chodnikowych sprzedawców karzą mandatami od 20 do 500 zł, a nierzadko na miejsce wzywają także policję i służbę celną.

Przewodniczący Rady Miasta Krakowa dostrzega ten problem, ale ma o nim własne zdanie. - Sprzedaż wokół targów nie prosperowałaby tak dobrze gdy nie było na nią zapotrzebowania - mówi Bogusław Kośmider. Według niego należy zmodernizować istniejące place targowe tak, aby więcej handlarzy mogło z nich korzystać, także tych, którzy teraz zajmują chodniki. Dobrym pomysłem są również tzw. targi pietruszkowe, czyli miejsca, gdzie można kupić ekologiczne produkty bezpośrednio od miejscowych rolników. - Tego typu miejsca łączą klientów z lokalnymi dostawcami żywności, którzy sporadycznie handlują produktami z własnego ogródka - komentuje Kośmider.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski