Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Handel, handelek!

Redakcja
Sprawa raczej stąd daleko, ale akurat obchodzi. O co chodzi? Pospierałem się właśnie na zaprzyjaźnionej kanapie w kwestii (nagłośnionej ostatnio) sprzedaży budynku konsulatu polskiego w Kolonii. Usłyszałem argument: „Ja podchodzę do rzeczywistości z punktu widzenia ekonomii. Biznesowo. Jeśli nie wykorzystywany jak trzeba, wychodzi za drogo – pozbyć się. Sprzedać, zrobić dobry biznes”.

Leszek Długosz: Z BRACKIEJ

Cisnąłem się. O nie. Pewne walory – tradycja, nazwę to „wpis kulturowo-emocjonalny”, to nie takie oczywiste walory do handlowania. Akurat znam tę rezydencję.(Pomijam prywatę, piękny tam koncert). Obiekt to nader atrakcyjny, architektura, otoczenie, obszerny (rozmaicie wykorzystywany) dziedziniec, ogród. Wewnątrz, imponujący (na listę tamtejszych zabytków wpisany) strop. Pewnie, że nie byłoby problemu opchnąć tego wszystkiego. I to, przypuszczam, po niezłej cenie. Ale dlaczego? Czy liczy się tylko możliwa do uzyskania kwota? Dlaczego pozbywać się adresu, który nas – polską stronę – jakoś i w ten sposób urządza i reprezentuje? Stwarzając atrakcyjne, godne warunki, jak się to powiada – buduje i nasz, naszego państwa, immage? Czy może dlatego że minister Rostowski z ministrem Sikorskim (bo ich to gestia) ruszyli głowami: jak tu majątkiem, tym razem zagranicznym, pohandlować, żeby osławioną dziurę w budżecie łatwiej łatać? W kraju już dość się posprzedawało, popatrzmy – co tam jeszcze poza granicami nadawałoby się do biznesu?

Pozbywszy się, czyli wyprzedawszy się, nigdy już do takich warunków i do takich adresów nie wrócimy. To oczywiste. No i dlatego niezgadzająca się na taką politykę zarządzania (odmawiająca podpisania zgody na sprzedaż) polska konsul w Kolonii, na drugi dzień po tej odmowie (a lis już w ogródku, już z gąską się witał) dyscyplinarnie wylatuje z pracy. To są metody przyjęte w dyplomacji?

Ciskam się i ja na mojej kanapie. Zgody na to nie ma. Latami i pokoleniami, bo od przedwojnia, ale przecież i w tzw. czasach komuszych, ciułano, załatwiano, wydawano wspólny grosz, żeby zdobyć takie adresy! I teraz tak lekko to można puścić?Bo jest okazja? Bo pili ta dziura?

To nie odosobniony przypadek takiej gospodarności za granicą. Zalewa mnie, gdy sobie pomyślę, jak roztrwoniono jakże atrakcyjny Instytut Kulturalny Polski w Paryżu (a byłem akurat tam niedawno). Ten przy Jean Goujon. Świetnie usytuowany, wyposażony w cenne i dla Francuzów dzieła sztuki (dzieła rzeźbiarskie, kominki owego Jana Goujon). Kino, sala koncertowa, wystawowa, bogata biblioteka, pokoje gościnne. Wszystko na miejscu, wygoda! Tylko chuchać, dmuchać. Korzystać i cieszyć się. I gdzie to wszystko? Przepadło. I fortepiany, i te zbiory. Rozpytywałem, lecz i tam w Paryżu nikt nic nie wie. „Ciężarówkami gdzieś wywożono sterty książek”– słyszałem odpowiedź.

Szanowni Państwo, tam na górze, zarządzające dobrem naszym narodowym – powierzonym Wam – zwracam uwagę: powierzonym Wam… Nie za łatwo przychodzi ten handel, handelek? Zostało jeszcze trochę. I to się obiło już o uszy – jakże nadmierna, ta arcyambasada w Paryżu! Jakiż okazały i wspaniale usytuowany konsulat polski na Manhattanie! Aż ślinka leci. Ale zgody, przynajmniej na tej części kanapy, nie ma. I pewnie nie tylko mojej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski