Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Handel sprawiedliwy i handel podły

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. Dzieciaki były przejęte swoją misją, co wcale nie odebrało im rezonu. W pulowerkach koloru fuksji wyglądały jak ich rówieśnicy z elitarnych zachodnich szkół w stylu „british”.

Uczniowie szkoły podstawowej Victoria Center na sesji Rady Miejskiej w Świątnikach przedstawiali „sprawę”. Ze swobodą i pasją mówili o idei sprawiedliwego handlu: Fair Trade.

Dzieci prezentowały słynny wykres z bananem. Opowiem o co chodzi. Załóżmy, że kupujemy banana płacąc za niego 1 zł. W cenę wliczony jest zarobek producenta (pracowników i plantatora) koszt importu, zarobek sklepu oraz VAT. Z tego aż 96 proc. zarabiają pośrednicy; producenci muszą zadowolić się resztą. A zatem ze złotówki, jaką zapłaciliśmy, dostają 4 grosze. Przy takim modelu kraje Południa nigdy się nie podźwigną.

Nie mówiąc o tym, że Unia zadekretowała reguły forujące banany z europejskich terytoriów zamorskich, kosztem afrykańskich. I nie chodzi tylko o banany. Indywidualni producenci kawy, herbaty, czy bawełny nie mają nic do gadania: jeśli chcą sprzedać, muszą się dostosować. Stąd pomysł Fair Trade - „sprawiedliwego handlu” - umów zawieranych bezpośrednio z wytwórcami.

Afrykańskim czy południowoamerykańskim rolnikom płaci się więcej, jeśli zobowiążą się do przestrzegania reguł w zatrudnianiu i jakości produkcji. W Polsce coraz częściej spotykamy produkty z logo Fair Trade: nie zawsze droższe od „markowych”, często lepsze; nie wpadają jednak w oko, bo nie mają reklam.

Pisałam tu już o imigrantach podejmujących ogromne ryzyko, aby tylko dostać się do europejskiego raju. Wyławianie z morza przepełnionych łódek niczego nie załatwia, następnego dnia znajdują się kolejni. Jedynie polepszenie warunków życia na sąsiadujących z nami kontynentach sprawi, że Europa nie zostanie zalana ludźmi uciekającymi od nędzy. Idea Fair Trade, o której ze swadą opowiadały dzieci, choć jest kroplą w oceanie potrzeb, niesie realną, sensowną pomoc.

Jest też rewers. Politycy, którzy wzywają w mediach do tolerancji i szacunku, cichaczem tolerują eksport do biednych krajów herbicydów zakazanych w Unii. Konkretnie chodzi o atrazynę - produkt używany np. na plantacjach trzciny cukrowej i kukurydzy. Tymczasem atrazyna zanieczyszcza wody gruntowe, prowadzi do zaburzeń systemu nerwowego i deformacji płodów. U zwierząt wywołuje obojnactwo.

Dlatego jej stosowanie jest w Europie zakazane od dawna. Jednak Włochy, Holandia, Francja, Belgia i Szwajcaria nie widzą przeciwwskazań, by sprzedawać toksyczny produkt do Sudanu, Chin, Pakistanu, a nawet na Ukrainę. Uważam to za skandal. Potentaci napychają sobie kieszenie kosztem zdrowia tych, którzy nie mogą się bronić. W raporcie ONZ czytamy: „Wystawianie ludności innych krajów na działanie substancji toksycznych, których działanie może wywołać problemy zdrowotne, a nawet śmierć, jest pogwałceniem praw człowieka”. Tak, taki handel jest wbrew prawom człowieka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski