Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hans Kloss – stawka większa niż śmierć

Redakcja
Pisałem w ubiegły piątek, że projekty zahaczające o postać Hansa Klossa miewały pecha. Przekonali się o tym również twórcy najnowszego filmu, który w podtytule podejmuje nie stawkę większą niż życie, lecz śmierć.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Zanim nowy Kloss przyszedł na świat, potrzebne było niejedno cesarskie cięcie. Pierwsze plany stworzenia odświeżonej wersji podjęto jeszcze pod koniec lat 90. Wśród reżyserów był wymieniany Władysław Pasikowski, a scenariusz miał stworzyć duet Zbigniew Safjan i Andrzej Szypulski, autorzy kultowego serialu ze Stanisławem Mikulskim. Doszło jednak do perturbacji finansowych oraz sporów między autorami, w pewnym czasie mówiło się nawet o tym, że mogą powstać dwa filmy w jednym czasie. Projekt ostatecznie skończył w szufladzie.

Kloss odrodził się niedawno. Znów pojawiło się nazwisko Pasikowskiego, tym razem jako autora scenariusza. Natomiast za kamerą stanął Patryk Vega, reżyser młodego pokolenia, który sensację ma we krwi, nakręcił świetnie przyjętego kryminalnego „PitBulla”. Vega obiecywał, że stworzy film do szpiku kości nowoczesny, przeniknięty poetyką znaną z „Szeregowca Ryana” czy „Helikoptera w ogniu”. Miał być kinowy dynamit wypełniony eksplozjami, krwią i głębokimi emocjami.

Dlaczego więc film zaczyna się jak spektakl teatru telewizji?! Bliskie plany, akcja prowadzona dialogiem, statyczne ujęcia. Vega zamiast wrzucić widza w wojenny tumult, ledwie podgrzewa atmosferę. I tak przez cały film. Jeśli pojawia się jedno z nielicznych szerokich ujęć plenerowych, trwa o wiele za krótko. Jeśli nadlatuje samolot, po chwili już go nie oglądamy. Kamera znajduje się zbyt blisko wydarzeń, nie zostawia oddechu, zawęża pole widzenia. Zamiast efektownego kina akcji otrzymujemy w efekcie typowe polskie kino, w którym zmarszczka na czole bohatera gra pierwszoplanową rolę.

Inna sprawa, że Vega nie bardzo miał co pokazać. Wybuchy wyglądają, jakby je odpalano z noworocznych rac. Efekty wizualne są sztywne, jakby zostały wykonane z plastyku. Najlepszy przykład – zwalająca się latarnia morska. Lepsze ujęcia można obejrzeć na filmikach zamieszczanych na portalu YouTube. Ten Kloss nie wygląda najlepiej.

Szkoda, bo koncept scenariusza wyglądał interesująco. Pasikowski postanowił rozegrać dramat na dwóch poziomach, które się przenikają. Oglądamy historię z czasów drugiej wojny światowej, a następnie jej dopełnienie, które odbywa się w latach 70. – w tej partii na ekran wracają Stanisław Mikulski i Emil Karewicz wsparci Danielem Olbrychskim. Przeskoki temporalne wymagały matematycznej precyzji. Tymczasem uderzenia tempa w filmie Vegi są przestrzelone, punkty zwrotne umykają w gąszczu wydarzeń i plątaninie bohaterów, a zdezorientowany widz próbuje dociec, o co w tym wszystkim chodzi.

„Hans Kloss – stawka większa niż śmierć” nie jest nowoczesnym kinem akcji. Nie odnajdziemy nawet echa „Poszukiwaczy zaginionej arki”. Film potrafi za to śmiertelnie znudzić.


Fot. Monika Zielska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski