Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Harbour Of Tears"

Redakcja
W1993 r. zmarł ojciec Andrew Latimera - lidera niewiele wcześniej reaktywowanej grupy Camel. Głęboko poruszony kompozytor, gitarzysta i wokalista, na swój, czyli na artystyczny sposób, odreagowywał to wydarzenie. Po prostu, uciekł w świat muzyki. Równocześnie tęsknota za nieobecnym pchnęła go do próby odszukania korzeni rodziny.

Niezapomniane płyty (243)

- Dowiedziałem się, że wielu spośród krewnych opuściło Irlandię iudało się wnieznane. Wszelki ślad ponich zaginął. Wiadomo tylko, że wyruszali zmiejsca, które nazywa się Cóbh Harbour. (...) Dowiedziałem się, że nazywano je również Harbour Of Tears, ponieważ był to ostatni skrawek Irlandii, który ci ludzie widzieli...
Połączenie żalu i wzruszenia jakie wywołało odkrycie szczegółów związanych z przeszłością Portu Łez (Harbour Of Tears) sprawiło, że Latimer poczuł, iż znalazł wspaniały temat na długą, mogącą objąć cały album opowieść. Zaraz potem, gdy tylko wstępnie naszkicowane tematy nabrały konkretnych kształtów, do pracy włączyła się Susan Hoover - autorka tekstów. I wtedy nagle wszystko ułożyło się w jeden spójny utwór.
Gdy w 1984 r. Camel opublikował jeden z najpiękniejszych swoich krążków, płytę "Stationary Traveller" i gdy zakończył znakomite tournée ją promujące, na dłuższy czas zamilkł. Było to najpierw spowodowane przeciągającym się procesem z byłym menedżerem, a potem nieudanymi poszukiwaniami wytwórni, która zechciałaby sfinansować nagranie i wydanie kolejnej jego płyty. W tej sytuacji, po trosze zmobilizowany przez Susan Hoover, Andrew Latimer zdecydował się na założenie własnej wytwórni i budowę prywatnego studia, w którym na początku lat 90. jego formacja przygotowała urokliwy, inspirowany powieścią "Grona gniewu" J. Steinbecka album "Dust And Dreams" (1991 r.). No a po wielomiesięcznej trasie go promującej nadeszła ta już wspomniana wiadomość o odejściu ojca artysty.
"Harbour Of Tears". To trwający blisko 62 min krążek, który zawiera - co niezwykłe - tylko 46 min muzyki! Jak to możliwe? Ot, po prostu, jego ostatni kwadrans to jedynie rejestracja poruszającego wyobraźnię szumu rozbijających się o brzeg fal. No, a co dzieje się wcześniej? Najpierw kobiecy głos (Mea McKenna) a ca- ppella płacze za utraconą Irlandią, a zaraz potem zaczyna łkać do końca niepocieszona gitara Latimera. Jej długie rozmarzone frazy i jego spokojny smutny śpiew. Pod nimi zaś kołyszą się instrumenty klawiszowe i smyczkowe, które chwilami są tak delikatne i ulotne, że niemal aż nierealne.
Po prostu cud!
JERZY SKARŻYŃSKI
RADIO KRAKÓW

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski