Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Harmider, ratingi i „Big short”

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. Świat stał się jednym wielkim zgiełkiem. Trudno zeń wyłowić informacje istotne. Po pierwsze dlatego, że wrzeszczą wszyscy: jesteśmy bombardowani wiadomościami, z których większość nic nie znaczy. Więc mózg je wypycha, nie nadążając z selekcją. Do tego dochodzi dezinformacja.

Oczywiście, że istnieje coś takiego jak dezinformacja! Z głupoty lub przemyślana. Ta ostatnia chroni różne interesy i jest opłacana bogato. Przykładem tej pierwszej niech będzie słynne „naukowcy zbadali…”. Zabawny przykład „naukowcy wykazali…” znalazłam w felietonie Grzegorza Tabasza, który kpił z „wielkiego badania” dowodzącego, iż ocieplenie klimatu fatalnie wpłynie na libido. Statystyki z Afryki tezy tej raczej nie potwierdzą. Cóż, minęły czasy, gdy wierzono nauce. Teraz pozostaje tylko wierzyć w naukę, co wydaje się słabym rozwiązaniem.

Harmider informacyjny niesie inny jeszcze skutek: skraca nam pamięć. Ale ja doskonale pamiętam, jak Alan Greenspan, wszechpotężny szef FED (banku centralnego USA), uznawany za guru finansów, zapewniał, że wszystko jest w porządku, a za moment przyszedł kryzys roku 2008, czyli utrata pracy i domów przez miliony ludzi, katastrofa Islandii i upadek banków z Lehman Brothers na czele. Banków zawaliłoby się więcej, gdyby nie państwowa pomoc.

18 września 2008 rząd USA ogłosił, że wesprze banki okrągłą sumą 700 miliardów dolarów. Francja dała gwarancje państwowe na 320 miliardów euro i dokapitalizowała banki kwotą 40 miliardów. W Niemczech gwarancje wyniosły 400 miliardów, a banki poratowano sumą 80 miliardów. Gwarancje w Wielkiej Brytanii to 320 miliardów, a dokapitalizowanie 64 miliardy. Itd., itd. Rok później Francuzi dorzucili swoim bankom jeszcze 10 miliardów, a Niemcy 10 i pół miliarda euro.

Oczywiście te miliardy trzeba było gdzieś znaleźć, więc je znaleziono. W naszych kieszeniach. Piszę „w naszych”, choć kryzys - z racji szczęśliwego „opóźnienia rozwoju” polskiego systemu bankowego - relatywnie Polskę oszczędził. A jednak również i my zapłaciliśmy frycowe, bo gospodarka spowolniła, a spodziewane zyski się ulotniły.

Czemu to przypominam? Bo to ciekawe. I dlatego, by Państwa namówić na pójście do kina. Na film „Big short”. W arcyinteligentny i zabawny sposób, w oparciu o prawdziwe wydarzenia, film pokazuje jak stworzono potwora kryzysu. Dostajemy niemałą przyjemność podziwiania rewelacyjnych aktorów i niezłą lekcję finansów. Śledzimy losy paru zapaleńców, którym chciało się analizować dane, więc dostrzegli, że bańka spekulacyjna pęknie i zaleje świat szlamem niewypłacalności.

I tylko pozostaje pytanie, dlaczego ci, którym się słono płaci za podobne analizy, niczego nie dostrzegli? Analitycy bankowi, rządowi i agencje ratingowe po prostu zarabiali na szwindlu.

„Big short” otwiera klapki w głowie, i robi to po amerykańsku ciekawie. Nawet portret jednookiego ekscentrycznego lekarza, dr. Michaela Burry, jest precyzyjnym obrazem geniusza z zespołem Aspergera.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski