Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Heartbreaker"

Redakcja
Niezapomniane płyty historii rocka (63)

Free

Niezapomniane płyty historii rocka (63)

Free

   Parę tygodni temu, gdy w tym cyklu zajmowałem się jeszcze płytami koncertowymi, pisząc o wydanym w 1971 r. albumie "Live" brytyjskiej grupy "Free", obiecywałem, że przy okazji opowieści o innym, późniejszym albumie tego zespołu powrócę do jego biografii. I właśnie przyszła na to pora.
   "Heartbreaker" - to w dosłownym tłumaczeniu "Łamacz serc". Jednak ja, na prywatny użytek, odczytywałem ten tytuł zawsze trochę inaczej - "łamiący serce". Dlaczego? Bo ta płyta, jeśli jest się choć odrobinę wrażliwym, a przy tym ma się świadomość, w jakiej powstała sytuacji, powoduje, że przy jej słuchaniu wprost łamie się serce. Jest wspaniałym, a zarazem wstrząsającym epilogiem smutnej historii zespołu.
   Zaczęli ją w 1968 r. czterej bardzo młodzi muzycy: 19-letni perkusista Simon Kirke, 18-letni wokalista Paul Rodgers, 17-letni gitarzysta Paul Kossoff i mający zaledwie 16 lat basista Andy Fraser. Ich wiek i niedojrzałość emocjonalna miały spory wpływ na to, co działo się z nimi w następnych latach. Gdy dwa lata później, w 1970 r., wydali bestsellerowy album "Fire and Water", nagle spadła na nich tak wielka sława i tak ogromne pieniądze, że przytłoczeni nie bardzo wiedzieli, jak sobie z tym wszystkim poradzić.
   Co gorsza, Paul Kossoff, chorujący od dziecka na serce, aby uciec od cierpienia i lęków, zaczął brać narkotyki. I to te najgroźniejsze. W ten sposób błyskawicznie wyniszczał swój i tak już słaby organizm. Gdy kolejna ich płyta - "Highway" - nie odniosła spodziewanego sukcesu, zaczęło się wzajemne obwinianie o przyczyny i doszło do przedwczesnego rozpadu zespołu. Każdy zaczął działać na własną rękę. W pewnym momencie Kossoff i Kirke spotkali się, biorąc udział w nagraniu krążka supergrupy o nazwie Kossoff, Kirke, Tetsu and Rabbit. Obok dwójki z Free utworzyli ją: Japończyk Tetsu Yamauchi oraz znakomity sesyjny organista z Teksasu John "Rabbit" Bundrick.
   Nagrany przez nich album był interesujący, ale całe przedsięwzięcie okazało się jedynie efemerydą. W tej sytuacji zagubiony "bezrobotny" Kossoff coraz bardziej tonął w narkotykach. Wtedy zdarzyło się coś pięknego. Okazało się bowiem, że przyjaźń łącząca muzyków w czasach Free nie do końca umarła. Postanowili, że aby ratować Kossoffa, reaktywują swój zespół. Fraser wspomina: _Poczułem, że grupa musi się zejść ponownie, aby zobaczyć, że Koss znów się uśmiecha, że to jest jego miejsce i że w nim znikną jego problemy. _Czwórka wróciła więc do studia i nagrała kolejny, niestety, nie najlepszy longplay "Free at Last". Ruszyli też w trasę, ale gitarzysta był już tak słaby, że musieli ją przerwać.
   W tej sytuacji Fraser stracił cierpliwość i zdecydował się na ostateczne odejście. Wydawało się, że to już koniec, ale o dziwo pozostała trójka trochę desperacko postanowiła kontynuować działalność i przystąpić do nagrania kolejnej płyty. Aby móc tego dokonać, pospiesznie ściągnięto dwójkę partnerów Kossoffa i Kirke’a ze wspomnianej wcześniej supergrupy. I w tak niesprzyjających warunkach, wzmocnione przez Tetsu i Rabbita, Free przystąpiło do pracy w studiu. Zaczął rodzić się "Heartbreaker". W czasie sesji okazało się, że gitarzysta jest tak wycieńczony i słaby, iż nie ma już siły na zagranie we wszystkich powstałych wtedy utworach, w niektórych musiał go zastąpić umiejący trochę grać na gitarze Rodgers.
   Biorąc to wszystko pod uwagę trudno było się spodziewać, że w takich okolicznościach zostanie zarejestrowana płyta wybitna, a jednak... Okazało się, że zrodziło się wspaniałe, przeszywające i piękne dzieło. A stało się tak, bo paradoksalnie niedyspozycja Kossoffa w niezwykły sposób wpłynęła na to, co wówczas stworzyli. Powstała muzyka przerażająco smutna i pełna bólu. Ten ból jest wprost wyczuwalny nie tylko w każdej solówce gitarzysty, ale także w nagraniach, w których go nie słychać. A to dlatego, że jego cierpienie, walka z nałogiem i chorobą wyraźnie wpłynęły na nastrój pozostałych muzyków. Wystarczy posłuchać choćby otwierającego płytę tematu "Wishing Well".
   Co ciekawe, na "Heartbreaker" największe wrażenie (oczywiście poza gitarą) robią partie zagrane na instrumentach klawiszowych przez będącego nowicjuszem w zespole Rabbita. Jego gra na organach oraz fortepianie jest szalenie emocjonalna i oszczędna (tytułowy "Heartbreaker", pełne depresji "Come Together In The Morning" czy zamykające cały album "Seven Angels").
   Płyta wydana w 1972 r. została wspaniale przyjęta i przez krytykę, i przez publiczność, ale nawet jej wielki sukces nie mógł uratować zespołu. Kossoff po prostu nie potrafił normalnie żyć. Po leczeniu i kuracji odwykowej zmarł na zawał serca w marcu 1976 r.
JERZY SKARŻYŃSKI
RADIO KRAKÓW

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski