Jerzy Wołodyjowski na starych pocztówkach Fot. Krzysztof Szymański
Krzysztof Szymański
Ten czas wymagał dzieła, które mogło by przywrócić narodowi wiarę w jego siły i ducha. Dlatego powstaje powieść – dla pokrzepienia serc, jak sam autor ją określił. To właśnie Wołodyjowski został wybrany do tego celu. Nie miał bohaterskiego wyglądu. Wręcz przeciwnie – mały, niepozorny. Ale duch w tym rycerzu był olbrzymi, a co najważniejsze – oddanie Ojczyźnie, wierność obowiązkowi i niebywała odwaga charakteryzowały go ze wszech stron. Sama scena śmierci, honorowego trwania do ostatka na posterunku, wbrew ustaleniom władzy cywilnej jest symbolem bohatera – Hektora.
Wszystko powyższe – to fikcja literacka, zwróćmy się do faktów historycznych. Jak wiemy, Sienkiewicz, jako autor ze wspaniałą wyobraźnią, mógł opisywać wydarzenia, przyrodę, osoby tylko z własnej fantazji. Tym razem jednak wzorował się na realnej postaci i na faktach historycznych.
Jerzy Wołodyjowski, a nie Michał, to postać historyczna, związana z wydarzeniami opisanymi w „Panu Wołodyjowskim”. Urodził się w 1620 roku w Makowie. 15 km na północny wschód od Kamieńca Podolskiego, w szlacheckiej rodzinie, pieczętującej się herbem Korczak. Jak duża część młodzieży z Podola, związał swoją karierę z wojskiem. Od hetmana Jana Sobieskiego otrzymuje stanowisko rotmistrza w Twierdzy Kamienieckiej. Za zasługi otrzymuje tytuł stolnika przemyskiego. W 1669 roku jest już pułkownikiem, a w 1671 – komendantem stanicy rycerskiej w Chreptiowie, w okolicach Kamieńca. Jak widzimy, jego kariera ściśle związana jest z rodzinnymi okolicami. I tu przyszło mu zginąć w obronie „ziemi Polskiej i Honoru”.
Twierdza w Kamieńcu Podolskim, samo miasto, jego położenie w pętli rzeki Smotrycz, fortyfikacje i bastiony czyniły ją niezdobytą. Kronikarze tureccy zanotowali w roku 1621: gdy pod Kamieniec nadciągnął z armią sułtan Osman II i zobaczył ten cud przyrody i jego fortyfikacje zapytał: „Kto ją zbudował?”. Na nieśmiałą odpowiedź jednego ze swych dowódców, że sam Bóg, miał odpowiedzieć: „To niech ją sam Bóg zdobywa” i odstąpił od oblężenia. Ale wtedy Kamieniec naprawdę był potężną fortecą, o stan której dbali nie tylko królowie i hetmani, a nawet papież. Od końca XIV wieku, gdy te tereny przeszły do Królestwa Polskiego, stale na przestrzeni wieków rozbudowywano, modernizowano, wzmacniano obronność samego miasta i fortecy, broniącej do niego dostępu. Zygmunt I Stary i Stefan Batory na skałach i urwiskach Smotrycza wbudowywali baszty i wieże. Stary Zamek – fort o ośmiu wieżach, broniący głównej drogi dojazdowej do miasta był stale rozbudowywany i wzmacniany. Na początki XVII wieku zaczęto sypać ziemne szańce Nowego Zamku, robiąc całość jeszcze bardziej nieprzystępną.
W 1671 roku do Warszawy, do króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego przybył poseł Mehmeda IV z żądaniami wycofania wszystkich wojsk polskich z Podola. Na to hetman Jan Sobieski przedłożył pod obrady sejmu projekt wzmocnienia obronności twierdzy Kamienieckiej. Niestety ten projekt nie został uwzględniony. A trzeba tu powiedzieć, że na ten czas twierdza była już w opłakanym stanie. Prawie coroczne najazdy Turków i Tatarów na Podole przetrzebiły jego obrońców. Wojny kozackie też nie sprzyjały zachowaniu obronności twierdzy i na 1672 rok armia turecka zastała potrzaskane wieże, popękane mury i tylko 1060 żołnierzy zdolnych do obrony tego obiektu. Piechotą dowodził Kazimierz Myśliszewski, a dwoma chorągwiami jazdy Wojciech Humiecki i Jerzy Wołodyjowski, a artylerzystami – w ilości 4 osób, dowodził Marcin Kątski. Wśród jego podkomendnych był niejaki major Hayking (Hekling?), Niemiec z Kurlandii, protestant. Z 8 tysięcy ludności miasta udało się przeszkolić mężczyzn, tak, że na moment nadejścia armii sułtana miasto i oba zamki broniło około 3 tys. obrońców. A mieli przed sobą 200 tys. doborowych wojsk: piechoty, jazdy, artylerii i taborów. Humiecki i Wołodyjowski od czasu do czasu wypadali z zamku z podjazdami w kierunku Dniestru, Żwańca, ale nie mogli przeciwdziałać przeważającym siłom tureckim. Armia turecka nadciągnęła pod Kamieniec 12 sierpnia 1672 roku, aby w trzy dni później, po dotarciu dowództwa i wszystkich wojsk, przepuścić pierwszy szturm. 18 sierpnia nadciągnął sam Mehmed IV i koło oblężenia wokół miasta zostało zamknięte. Wołodyjowski, Humiecki i Mysliszewski byli doświadczonymi żołnierzami, ale do walki podjazdowej, partyzanckiej, w otwartym polu i w warunkach terenów Podola. Nie byli jednak przygotowani do walki obronnej, w zamkniętej przestrzeni. Nadrabiali te braki swoją brawurą, odwagą i żołnierskim sprytem.
Nie łatwo było samemu Wołodyjowskiemu. Bronił on nie tylko mieszkańców Kamieńca, ale i członków swojej rodziny. W Kamieńcu schronili się jego matka Anna z Komorowskich Wołodyjowska, siostra Anna Makowiecka (żona Stanisława Makowieckiego, autora pisemnej relacji z oblężenia i upadku Kamieńca), szwagierka i siostra żony Anna Matczyńska. Samej żony Wołodyjowskiego w Kamieńcu w czasie oblężenia nie było. Co do żony Michała – Baśki, Sienkiewicz nafantazjował sporo. Ale nie mógł inaczej, ponieważ Wołodyjowski szuka swojej połowy przez dwa tomy i znajduje „Hajduczka” dopiero w trzeciej części. Autor stworzył idealną partnerkę dla Małego Rycerza, taką co to i „z guldynki strzeli i szabelką pomacha”. Takiej właśnie szukał pan Jerzy jako towarzyszki swego rycerskiego życia. W rzeczywistości pani Wołodyjowska nazywała się Krystyna Jeziorkowska i miała lat czterdzieści. Była trzykrotnie zamężna. W tamtych czasach i na tych terenach, gdy mąż nie był hreczkosiejem o śmierć w polu nie było trudno. W trudnych chwilach pani Krystyna opuściła swego męża i uciekła przed najazdem tureckim z Kamieńca do krewnych na Litwę, „zabierając ze sobą pieniądze, kosztowności i wzajemne zapisy na wypadek śmierci”. Jak więc jest z tą wieczysta mszą za duszę Wołodyjowskiego w Katedrze Kamienieckiej? Po śmierci Wołodyjowskiego po raz piąty wyszła za mąż za Franciszka Dziewanowskiego.
Ostrzał i bombardowanie miasta i obu zamków trwał do 26 sierpnia. Co dnia na obrońców spadało po 500-600 kul armatnich i granatów. Turcy raz po raz przeypuszczali ataki i ryli tunele pod mury, aby je wysadzić. W tej sytuacji starosta podolski Mikołaj Potocki i dowódcy obrony (w tym i Wołodyjowski) byli za poddaniem miasta, nie widząc powodzenia dalszej obrony. 26 sierpnia przyjęli warunki kapitulacji twierdzy, które głosiły, że wojsko może opuścić miasto z lekką bronią, a mieszkańcy, którzy zostaną nie będą poddani szykanom. Zapasy, amunicji, prochu, kul armatnich i same działa mają przejąć artylerzyści tureccy. Gdy wojska wycofywały się z Zamku Starego potężny wybuch targnął powietrzem. Najprawdopodobniej to major Heyking wysadził w Małej Wieży Prochowej 200 beczek z prochem, nie mogąc przeboleć utraty twierdzy. Niefortunnie się złożyło, że Jerzy Wołodyjowski akurat przejeżdżał ze swym oddziałem przez most i został ugodzony w głowę przez kartacz. Zginął na miejscu. Zginął, chociaż wcale nie miał zamiaru wysadzać fortecy i po kapitulacji chciał opuścić Kamieniec. Jego zwłoki zostały złożone w podziemiach kościoła franciszkanów. Tytuł „Hektora Kamienieckiego” nadał mu w czasie ceremonii pogrzebowej biskup kamieniecki Wawrzyniec Lanckoroński.
Taka jest prawda o śmierci postaci, która oddziaływała na zachowanie, na patriotyzm, na sens słowa Honor, na poczucie obowiązku względem Ojczyzny przez wiele pokoleń. Jednak jaka by nie była prawda o życiu i śmierci Jerzego Michała Wołodyjowskiego pozostanie on na zawsze Nieustraszonym Małym Rycerzem, oddanym obrońcą Ojczyzny, wzorem godnym naśladowania.
Krzysztof Szymański
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?