Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hernani - piłkarz i przedsiębiorca

Jacek Żukowski
Hernani cieszy się życiem rodzinnym w podkrakowskich Michałowicach
Hernani cieszy się życiem rodzinnym w podkrakowskich Michałowicach Fot. Anna Kaczmarz
Sylwetka. W polskiej ekstraklasie rozegrał 220 meczów w barwach Górnika Zabrze, Korony Kielce i Pogoni Szczecin. W piłkę nie grał od dwóch lat, ale w końcówce rundy wiosennej nieoczekiwanie dał się namówić na występy w Kalwariance Kalwaria Zebrzydowska.

Mieszka w podkrakowskich Michałowicach wraz z żoną Anną i dziećmi: Erickiem i Sarą. Do klubu z powiatu wadowickiego miał więc stosunkowo blisko, zwłaszcza, że przyjeżdżał tylko na mecze rozgrywane u siebie. Pomógł Kalwariance utrzymać się w lidze okręgowej.

- Arek Radomski, z którym pracuję w Akademii Piłkarskiej Profi Zielonki, zna się z prezesem Kalwarianki i prosił mnie, bym pomógł temu klubowi w walce o utrzymanie - mówi Hernani. - Spodziewałem się, że poziom będzie wyższy. A jednak młodzi zawodnicy 20-21-letni mają podstawowe kłopoty choćby z przyjęciem piłki. Uważam, że za mało trenują, bo tylko dwa-trzy razy w tygodniu, a potem brakuje powtarzalności. Ja, obrońca, grałem w środku pola na 55-60 procent swoich możliwości. Byliśmy umówieni z prezesem do końca sezonu. Nie wiem, co będzie dalej. Trenuję według własnych zasad, a nie chciałbym ich zmieniać. Zawsze uciekam przed kibicami, mam na to sposób, nie chcę odpowiadać na pytania, co będzie ze mną, czy zostanę. Lubię natomiast dzieci, jak przychodzą po autografy, to nigdy nie odmówię.

Ślub w tropikach

Do Polski trafił za sprawą Marka Koźmińskiego, dzisiaj wiceprezesa PZPN. Żonę poznał w 2004 roku. Grał w Zabrzu, a bywał w afrykańskiej restauracji w hotelu Fortuna w Krakowie. Przyszła żona pracowała tam jako kelnerka. Zna język portugalski i jako tłumaczka pojechała z Górnikiem na zgrupowanie do Kołobrzegu. Wtedy w Zabrzu było kilku piłkarzy z Brazylii. Ślub wzięli w 2010 r. w Polsce, a drugi rok później w Brazylii.

- Cywilny był w Polsce, kościelny, przy temperaturze 37 stopni Celsjusza, w grudniu w Brazylii - opowiada Hernani. - U nas wesele przebiega inaczej, nie trwa to tak długo jak w Polsce. Jest kolacja i impreza. My mieliśmy wynajęty Aquapark dla stu osób. Wszystko odbywało się w mieście Antonio Carlos, na południu Brazylii, blisko Oceanu Atlantyckiego.

6-letni syn poszedł w ślady ojca i trenuje piłkę nożną. W akademii, gdzie Hernani jest trenerem. - Bardzo lubię pracować z dziećmi - mówi były zawodnik z ekstraklasy. - Miałem kłopot z tym, co będzie, gdy zobaczą czarnoskórego. Teraz jednak mówią mi: „wujek”.

Prawdziwy Polak

Hernani nie wyobraża sobie już życia poza Polską. Ma zamiar osiąść tu na stałe. Szuka z żoną fajnego miejsca na budowę domu, a na razie mieszka z teściami. Ma też mieszkanie w Krakowie, przy ul. Wrocławskiej, ale woli większy spokój, za miastem. Świetnie mówi po polsku, w końcu jest w naszym kraju już 13 lat.

- Lubię dużo czytać - mówi. - W ogóle lubię się uczyć języków. W Zabrzu mieliśmy zajęcia z polskiego, ale to nic nie dało. Najwięcej nauczyłem się od dzieci, na ulicy. Bardziej to było dla mnie zrozumiale. Czytałem słownik, oglądałem bajki. Zacząłem przeglądać gazety. Polski język jest bardzo trudny, ale po pół roku już łapałem podstawy. Po roku już sam rejestrowałem samochód.

Hernani znalazł sobie ciekawe zajęcia po zakończeniu kariery w ekstraklasie. Pracuje jako dyrektor firmy, która sprowadza piłkarzy na testy. Siedzibę ma w Dzierżoniowie, a przyciąga zawodników z Brazylii, Korei Południowej.- W 2011 roku, gdy kończył mi się kontrakt z Koroną, podjąłem decyzję, że chcę tu zostać na stałe. Mam wiele zajęć. Prowadzę sklep sportowy w Brazylii, w Zielonkach jestem trenerem, pełnię funkcję dyrektora, a przyszłość na pewno wiążę ze sportem.

Niedoszły reprezentant

Gdy jeszcze nie miał polskiego obywatelstwa, za kadencji trenera Pawła Janasa pojawił się temat jego gry w reprezentacji Polski.

- Było blisko, ale był problem z moim stosunkiem do służby wojskowej - opowiada. - Miałem kłopoty. W Brazylii piłkarze, którzy chcą grać zawodowo, muszą się zwalniać z wojska. Wtedy dostają dokument, że nie umieją czytać, ani pisać, a takie „papiery” załatwiają kluby. Nie miałem dokumentu o uregulowanej służbie wojskowej i to było przyczyną tego, że nie mogłem starać się o obywatelstwo. Po latach pomógł mi Czarek Kucharski i udało się. Trener Janas ze mną nie rozmawiał, ale wiedziałem o zainteresowaniu z jego strony od zarządu Korony. Trener Franciszek Smuda też się mną interesował, ale temat szybko upadł.

Miał dość poświęceń

Mógłby jeszcze grać w piłkę na wysokim poziomie, ale dwa lata temu coś się w nim wypaliło. Gdy był w Szczecinie, pomagał bratu i siostrze, którzy zostali w ojczyźnie. Życie nie odpłaciło mu za dobre serce.

- Jak się jest daleko, to się nie pilnuje wielu spraw, zacząłem mieć problemy z bratem - mówi z goryczą w głosie. - Wtedy zrozumiałem, że po co się męczyć i pomagać, jak ta osoba cię oszuka. Miałem dość wszystkiego. Brat nie szanował tego, co dostawał. To mnie zniechęciło. Zerwałem kontakty, zmieniłem telefon, odciąłem się.

Propozycji nie brakowało, półtora roku temu na powrót namawiała go Korona. Finansowo była to atrakcyjna oferta.

- Powiedziałem, że nie chodzi o kasę - mówi Hernani. - Mam szacunek dla klubu, kibiców. Bardzo mnie chcieli, ale uznałem, że temat jest zamknięty. W Kielcach zmienił się trener, miał inny sposób widzenia piłki. Trener Leszek Ojrzyński to bardzo dobra osoba, ale sposób, w jaki prowadził treningi, mi nie odpowiadał. U niego gra była na pograniczu faulu. Mam szacunek do rywala, po drugiej stronie też jest człowiek, nie chcę nikomu robić krzywdy.

Trudne początki

Początki w Kielcach nie były dobre dla Hernaniego. Spotkał się z incydentami rasistowskimi.

- Gdy przyjechałem na parking pod klub, by podpisać umowę, dostałem telefon od żony, która powiedziała, że ktoś ostrzegał, bym nie podpisywał kontraktu - wspomina. - Wtedy był też temat Wisły Kraków, ale zdecydowałem się na Kielce. Powiedziałem sobie: będzie, co będzie! Podczas meczu z Cracovią niektórzy zaczęli na mnie krzyczeć, ale to mnie nie zniechęciło, byłem jednym z najlepszych na boisku, trafiłem do jedenastki kolejki. Kibice, którzy byli przeciwko mnie, przekonali się, że nie warto. Wiem, że były awantury w centrum miasta, protest dzień wcześniej. Nic nie wskórali. Reszta kibiców ich zagłuszyła. Potem nie miałem już problemów. Gdyby było inaczej, nie spędziłbym tam 6,5 roku. Drużyna pięła się z III do II, wreszcie do I ligi. Lepiej iść do klubu, gdzie cię szanują, traktują wyjątkowo, niż do takiego, w którym będzie się jednym z wielu. Z czasem miałem propozycje nawet z Legii, a Jagiellonia i Lech też o mnie pytały. Nie chciałem się jednak ruszać z Kielc.

Potrafi wymyślić dom

Hernani wymyka się z opisu tuzinkowego piłkarza. To postać interesująca, człowiek o wielu talentach.- Zaprojektowałem dom dla rodziców w moim rodzinnym mieście - opowiada. - Czytałem dużo fachowych książek, a choć nie skończyłem architektury, zawsze miałem do tego dryg. Dom zrobiono według tych planów, wszystko było niemal idealne, architekci coś tam poprawili i zaakceptowali. Mogę powiedzieć, że projektowanie to moje hobby. Mojej cioci też wyrysowałem dom. Udało się. Podpatruję pewne rozwiązania u innych i potem wdrażam. Swój przyszły dom też chcę wymyślić. Mam go już w głowie. Taka wyobraźnia pomagała mi grać w piłkę. Przydawała się też przy podpisywaniu kontraktów. Prezes coś proponował, ja miałem różne scenariusze, warianty.

Chciał go West Ham

Był na testach w West Ham United. Nie udało mu się jednak zakotwiczyć w Anglii.

- Do dzisiaj nie wiem, dlaczego tak się stało - opowiada zawodnik. - Bardzo się rozczarowałem. Dostałem propozycję, by pojechać na testy na 5 dni. Drugi trener Korony miał kontakty w Anglii. Bardzo dobrze wyglądałem, bo byłem po okresie przygotowawczym. Chciano mnie zobaczyć na obozie, pojechaliśmy do Szwajcarii, na 7 dni. W pierwszym sparingu byłem jedynym zawodnikiem, który zagrał cały mecz. W kolejnym meczu usiadłem jednak na ławce. Dostałem telefon, że załatwią mi testy w Crystal Palace. Nie rozumiałem, o co chodzi. Wróciliśmy do Londynu i wtedy powiedziano mi, że nie podpiszemy kontraktu ze względu na sprawy pozaboiskowe. Byłem zdziwiony. Nie piję, nie imprezuję. Wróciłem do Polski i nadal nie było żadnej informacji. W West Ham grał Portugalczyk Luis Boa Morte. Zadzwoniłem do niego, by wypytał się, co i jak. Powiedział mi: słuchaj 1,5 mln funtów za ciebie to za dużo! A na faksie z Korony była kwota 500 tys. funtów... Od tej pory unikam menedżerów.

Nadzieja w synu

Na mecze nie chodzi, ogląda je tylko w telewizji. - Poziom polskiej ekstraklasy obniżył się - ocenia. - Kilka lat temu było więcej dobrych piłkarzy w naszej lidze. W Kielcach na mecze chodziło regularnie po 10 tysięcy ludzi, teraz 3-4, na lepszy mecz 7-8.

Hernani ma porównanie bo jest wychowankiem wielkiego klubu - Gremio Porto Alegre. Zagrał jeden mecz w pierwszym zespole, gdy miał 16 lat.

- Gremio to potęga, nie ma z czym porównać w Polsce - mówi z zachwytem. - Sama baza treningowa to 10 boisk. W ogóle przebić się do juniorskich zespołów było bardzo ciężko. Najpierw trafia się do drużyny złożonej z samych testowanych. Jak gra się dobrze, to idzie się do trampkarzy. Gdy się uda, zostajesz w klubie i masz wszystko. W Gremio spotkałem Ronaldinho. My, juniorzy graliśmy kiedyś wewnętrzną grę z pierwszą drużyną.

W wielkim klubie nie przebił się, ale jest zadowolony z życia. Oddaje się swojej pasji.

- Cieszy mnie praca z dziećmi - mówi. - Na zajęcia z seniorami nie zdecydowałbym się nigdy. Najlepiej pracować z grupą 6-10-latków, bo jeszcze słuchają człowieka. Syn jest pełen zapału. Ma 6 lat, a już widać, że ma dobrą technikę. Czy skorzysta na tym jakiś polski klub? Nie, Erick wyjedzie za granicę.

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski