Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hipotezy Nałęcza

Redakcja
Przewodniczący komisji sugeruje, że Rywin mógł mieć wspólnika wśród ludzi premiera

Po pierwszym dniu przesłuchań Leszka Millera

Po pierwszym dniu przesłuchań Leszka Millera

Przewodniczący komisji sugeruje, że Rywin mógł mieć wspólnika wśród ludzi premiera

   (INF. WŁ.) - Premier dużo mówił, ale nic wnoszącego do sprawy nie powiedział - uważają posłowie po pierwszym dniu zeznań Leszka Millera przed komisją śledcza badającą aferę Rywina. Tomasz Nałęcz przypuszcza, że Lew Rywin mógł mieć wspólnika wśród ludzi premiera. Szef komisji poświęcił całą sobotę na badanie tej hipotezy.
   Leszek Miller przez ponad dwie godziny odczytywał z kartek oświadczenie. Premier streścił historię nowelizacji Ustawy o radiofonii i telewizji. Wspominał również o konfrontacji Lwa Rywina z Adamem Michnikiem w Kancelarii Premiera oraz o tym, co się działo później. Opowiadał szczegółowo o wszystkich ważnych spotkaniach, które odbył po tym, gdy dowiedział się o całej aferze. Pominął tylko jeden wątek - wizytę u Jerzego Urbana. Próbował natomiast dezawuować zeznania złożone przez redaktora naczelnego "Nie".

Wiało nudą

   - Zamierzam konsekwentnie stosować w czasie przesłuchania przed komisją zasadę, aby mówić o tym, co wiem, a nie o tym, co mi się wydaje, że wiem. Aby mówić o tym, co się wydarzyło, a nie o tym, co mogło się wydarzyć w jakichś teoretycznych wariantach zdarzeń. Pragnę w ten sposób wykluczyć powtórzenie się sytuacji, w której, jak to zeznał z rozbrajającą szczerością jeden ze świadków, można powiedzieć przed komisją więcej niż się wie - podkreślał Miller. W trakcie sześciogodzinnego przesłuchania jeszcze kilka razy w ironiczny sposób odnosił się do zeznań Urbana.
   Premier przedstawił posłom również dokładna "prasówkę". Przytaczał cytaty z artykułów z zagranicznej prasy na temat nowelizacji Ustawy o radiofonii i telewizji.
   - Coś tu wieje nudą - podsumował Jan Maria Rokita, który znużony długim oświadczeniem premiera wstał ze swojego miejsca i zaczął przechadzać się po sali i rozmawiać z dziennikarzami.

Czy Rywin miał wspólnika?

   Tomasz Nałęcz przedstawił w sobotę pierwszą hipotezę związaną z aferą Rywina. Według niego, producent filmowy mógł mieć wspólnika w gronie współpracowników premiera. To dzięki niemu Rywin mógł jako pierwszy dowiedzieć się, że rząd planuje zliberalizować kontrowersyjne zapisy w nowelizowanej Ustawie o radiofonii i telewizji. - Poszedł do Agory i zablefował, postanowił wziąć łapówkę za coś, co już było przesądzone, ale co jeszcze dla świata zewnętrznego było tajemnicą. To by znakomicie objaśniało pojęcie blefu używanego przez samego Lwa Rywina - snuł przypuszczenia Nałęcz. A gdy sprawa wymknęła się spod kontroli i wybuchła afera, wspólnik Rywina mógł mu powiedzieć, że szef rządu nie zamierza zawiadamiać o sprawie prokuratury i traktuje całą historię jako wymysł szaleńca.
   Przedstawiając tę tezę, Nałęcz powoływał się na zeznania Urbana, który przed komisją opowiadał, że gdy 24 lipca (dwa dni po konfrontacji u premiera) spotkał się z Rywinem, ten był przestraszony tylko tym, że Adam Michnik zamierza nagłośnić fakt złożenia korupcyjnej propozycji. - Nie bał się pańskiej reakcji - szef komisji zwrócił się do premiera. - Lew Rywin zachowuje się 24 lipca jak osoba, która już jest przez kogoś poinformowana, że pan nie zamierza podjąć żadnych kroków wyjaśniających, że pan to składa ewentualnie na "Gazetę Wyborczą". Gdyby pan zachował tę tajemnicę dla siebie, to Lew Rywin - rzeczywiście, tu Jerzy Urban ma rację - obawiałby się tak samo działań represyjnych pod jego adresem ze strony Michnika, jak ze strony pana. Ktoś musiał Lwa Rywina uprzedzić, że pan sytuację bagatelizuje - dowodził Nałęcz
   Premier zaprzeczył. - Ja się dalej z nikim nie dzieliłem tą informacją. Niektórzy mają mi za złe, że nie poinformowałem swoich współpracowników - oświadczył Leszek Miller. Chwilę potem po raz kolejny usiłował podważać wiarygodność zeznań Urbana. - Szczerze powiem, że wydaje mi się, iż Jerzy Urban troszkę sobie zadrwił z komisji. Człowiek, który w zeznaniach mówi o przypuszczeniach, hipotezach i jednocześnie cały czas twierdzi, że to są nie fakty, tylko przypuszczenia, dowolnie je zresztą przedstawia, interpretuje, potem mówi, że: powiedziałem więcej niż wiedziałem, a w ogóle to mam słabą pamięć. Ja sobie nie mogę pozwolić na takie traktowanie szanownej komisji - dodał
   - Panie premierze, nie uwierzyłbym Jerzemu Urbanowi, bo mam taką zasadę, że nie wierzę żadnemu świadkowi, jeśli nie ma innych dowodów potwierdzających jego zeznania. Na rzecz Jerzego Urbana przemawia notatka sporządzona dla prezydenta - odparował Nałęcz. Szef komisji przypomniał, że Rywin wręczył (podczas turnieju tenisowego Idea Prokom Open - red.) 28 lipca notatkę ze swoją wersją wyjaśnień całej afery. Według Nałęcza, pierwotnie dokument (datowany na 25 lipca - a więc trzy dni przed wręczeniem go prezydentowi - red.) był przeznaczony dla premiera. - Gdyby notatka miała być dla prezydenta, to powstała za wcześnie. W stanie wzburzenia, w jakim był Rywin, nie pisałby notatki trzy dni wcześniej. Takie teksty pisze się na ogół w ostatniej chwili - podkreślał Nałęcz.

Notatka dla prezydenta czy premiera?

   Według jego hipotezy, ta notatka miała być wręczona Leszkowi Millerowi. Rywin chciał objaśnić tę sytuację. Jednak ktoś go uprzedził, że nie ma sensu tego robić, ponieważ premier żadnych działań nie zamierza podejmować. - I o tyle w konfrontacji z tym faktem, że pan notatki nie otrzymał, a dostał ją prezydent, Jerzy Urban ma rację. Ktoś musiał poinformować Lwa Rywina o tym, że pan sprawę bagatelizuje, nie nadaje jej na razie biegu, że jeśli chodzi o pana, to przynajmniej jest kilkanaście dni, kilka czy kilkanaście tygodni, tu coś jeszcze można wykombinować - dowodził szef komisji.
   Sprawa notatki wracała jak bumerang. "W związku z wątpliwościami dotyczącymi moich intencji związanych z rozmowami z Wandą Rapaczyński, Adamem Michnikiem przedstawiam moją wersję wydarzeń. Na początku lipca zostałem poproszony przez Andrzeja Zarębskiego o aktywne włączenie się w lobbing na rzecz poprawek w projekcie nowelizacji ustawy o telewizji. W wyniku tego spotkania zostałem zaproszony do Ministerstwa Kultury już w obecności nowego ministra na szerokie spotkanie z przedstawicielami nadawców. Podczas tego spotkania Wanda Rapaczyński zwróciła się do mnie z prośbą rozeznania warunków brzegowych rządu w tej sprawie. W tej rozmowie poruszyłem również sprawę mojej kandydatury na prezesa nowego Polsatu. Sprawa ta już była wcześniej poruszana z Michnikiem. Po konsultację zwróciłem się do Roberta Kwiatkowskiego. Około 15 lipca Robert Kwiatkowski spotkał się ze mną i udzielił mi odpowiedzi, iż sprawa kompromisu jest na dobrej drodze, moja obecność w nowym Polsacie nie wzbudza sprzeciwu, byłoby dobrze zadbać o przychylność Agory dla premiera i rządu. Z tymi informacjami udałem się na spotkanie z Wandą Rapaczyński" - napisał Rywin 25 lipca.

Rola prezesa

   Zdaniem Nałęcza, można wywnioskować z tego dokumentu, że Lew Rywin został wysłany do Adama Michnika przez Roberta Kwiatkowskiego. Co więcej, to Robert Kwiatkowski sformułował 3 z 4 warunków, które przedstawił Lew Rywin redaktorowi "Gazety Wyborczej".
   - Nie znane mi są relacje między Lwem Rywinem i panem Kwiatkowskim. Trudno mi powiedzieć, jak te relacje się kształtowały, czy były nacechowane niechęcią czy życzliwością. Nie znam po prostu odpowiedzi na te pytania.
   Zdaniem premiera, prezes TVP rzeczywiście mógł znać wszystkie ustalenia dotyczące liberalizacji przepisów, ponieważ był jedną ze stron, która brała udział w konsultacjach.
   Nałęcz usiłował również dociekać, dlaczego premier spotkał się z Kwiatkowskim dopiero w drugiej połowie sierpnia. Zwłaszcza że prezes TVP dzwonił do niego 13 sierpnia aż czterokrotnie. Szef rządu wyjaśniał, że nie mógł wcześniej porozmawiać z Kwiatkowskim, ponieważ najpierw wyjechał na urlop, a potem zaangażował się w przygotowania do sierpniowej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Premier twierdził również, że nie wie, czemu prezes TVP tak natrętnie do niego wydzwaniał. - Może chodziło po prostu o umówienie się właśnie, które miało miejsce w drugiej połowie sierpnia. Może chodziło o przygotowania związane z wizytą Jego Świątobliwości. Nie przypuszczam, żebym przez telefon rozmawiał o sprawie Rywina czy o tej kwestii, o którą pan mnie pyta. Wykluczam taką możliwość - oświadczył Miller.
   Przesłuchanie zakończyło się sporem miedzy posłami komisji, kto ma przepytywać premiera w poniedziałek. Wszystko wskazuje na to, że dziś pytania Leszkowi Millerowi będą zadawali dwaj krakowscy posłowie Zbigniew Ziobro i Jan Rokita.
PAWEŁ RADUŁA

Powiedzieli po przesłuchaniu premiera

   Prof. EDMUND WNUK-LIPIŃSKI, socjolog z Instytutu Studiów Politycznych PAN: - Z jednej strony - przesłuchanie premiera nie wniosło praktycznie nic nowego do sprawy. Z drugiej - zakończyło się porażką szefa rządu, ponieważ swoimi zeznaniami nie zmienił swojego obrazu człowieka uwikłanego w aferę Rywina. Jeżeli nadal Miller będzie tak mało przekonywający przed komisją śledczą, to musi się spodziewać, że i tak dramatycznie niskie notowania jego samego oraz rządu będą jeszcze niższe. Trzeba jednak pamiętać, że to nie koniec przesłuchania. Liczę na to, że premier pod naciskiem pytań przede wszystkim Jana Rokity oraz Zbigniewa Ziobry nie będzie raczył nas w gruncie rzeczy nudnymi dywagacjami.
   Leszek Miller, zeznając przed sejmową komisją śledczą, walczy równocześnie o poparcie w szeregach SLD. Sojusz bowiem coraz wyraźniej dzieli się na dwie grupy. Jedną tworzą zwolennicy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, drugą - "beton" partyjny, którego reprezentantami są m.in. Włodzimierz Czarzasty, Lech Nikolski, Robert Kwiatkowski czy Aleksandra Jakubowska.
   Jeżeli premier nie zmieni taktyki podczas przesłuchań, tzn. nie powie nic nowego, będzie unikał trudnych pytań, zasłaniał się niepamięcią, szedł w "zaparte", to zrazi do siebie definitywnie zwolenników prezydenta, umocni się natomiast jego wizerunek w grupie twardogłowych.
   KAZIMIERZ CHRZANOWSKI, lider małopolskiego SLD: - Zeznania premiera Leszka Millera były interesujące, rzuciły pełniejszy obraz zarówno na całość sprawy, jak i na wiele wątków w aferze Rywina. Szef rządu ujawnił przede wszystkim mechanizm, jaki wytworzył się podczas powstawania Ustawy o radiofonii i telewizji. Choć cała afera nie została jeszcze zamknięta, to - moim zdaniem - wszystko wskazuje na to, że stał za nią sam Rywin, który poszedł na całość, czyli chciał od Agory wyłudzić pieniądze dla siebie.
   LESZEK ZIELIŃSKI, poseł PSL: - Pierwszą rundę, czyli sobotnie przesłuchanie, wygrał premier, gdyż był do niej dobrze przygotowany, swoje zeznania powiązał w logiczny ciąg zdarzeń. Druga runda będzie z pewnością dla Leszka Millera znacznie trudniejsza i jej wynik jest dużą zagadką. Na pewno członkowie komisji przypuszczą silny atak, a premier będzie musiał wykazać, że z aferą nie jest związany.
   PROF. ZYTA GILOWSKA (PO): - Jestem bardzo rozczarowana wystąpieniem Leszka Millera. Wbrew swym wcześniejszym zapowiedziom, premier nie przekazał nam żadnej istotnej informacji. Nie dowiedziałam się z tych zeznań niczego nowego, choć podobno szef rządu miał coś do powiedzenia.
   Dr JAN GALATA, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego: - Premier walczy o być albo nie być na szczytach polityki. Nie mam wątpliwości, że temu celowi podporządkowana była taktyka przyjęta przez Millera podczas przesłuchiwania go przed komisją śledczą. Moim zdaniem, wybrał dobry wariant, ale piekło dopiero czeka premiera, myślę tutaj głównie o pytaniach ze strony Jana Rokity, który może ostatecznie pogrążyć szefa rządu, co w praktyce oznaczałoby jego dymisję, a wraz nim automatycznie całego gabinetu. Taki scenariusz mógłby obrócić się na korzyść Sojuszu, gdyż każdy nowy rząd uzyskuje na starcie spory kredyt zaufania. Nowy gabinet SLD-owski też mógłby liczyć na większe poparcie niż ma Sojusz obecnie i wykorzystując to, SLD zdecydowałoby się na jak najszybsze wybory. Gdybym był politykiem opozycji, to dmuchałbym i chuchał, aby Leszek Miller nadal stał na czele rządu.
   MAREK KUCHCIŃSKI (PiS): - Premier nie przekonał mnie, że nie ma nic wspólnego z aferą Rywina. Raczej swym gładkim i okrągłym wystąpieniem utwierdził mnie w przeświadczeniu, iż nie mówi posłom wszystkiego, czyli ma coś na sumieniu. Widać było natomiast, że jest bardzo dobrze przygotowany do rozmowy z komisją - sztab ludzi pomagał mu przed zeznaniami. Poza tym nie padły na razie żadne trudne pytania. Mam jednak nadzieję, że posłowie Ziobro i Rokita rzucą światło na prawdomówność premiera i jego udział w całej aferze.
   MACIEJ GIERTYCH (LPR): - Z wypowiedzi Leszka Millera na razie nie wynika w zasadzie nic nowego. Czyżby komisja nie chciała drążyć wiedzy tego świadka? Spodziewałem się też, że być może w wystąpieniu Millera pojawią się akcenty uderzające w Agorę, podważające wiarygodność zeznań jej przedstawicieli dotyczących afery Rywina, ale niczego takiego nie było. Być może się w tej sprawie dogadali. Sądzę też, że premier ma jeszcze coś w zanadrzu.
   ANDRZEJ GOSZCZYŃSKI (dyrektor Obserwatorium Wolności Mediów): - Trudno mieć zdanie o wadze zeznań premiera, skoro nadal nie wiemy, co tak naprawdę się stało w tzw. aferze Rywina. Przeciętny widz nie wie ponadto, czy śledztwo komisji postępuje, czy podąża w dobrym kierunku. Słuchałem niedawno wypowiedzi posła Nałęcza, który twierdził, że prace komisji zmierzają ku końcowi. Ale gdy dziennikarz zapytał, czy to znaczy, że dowiemy się, kto stoi za aferą Rywina, szef komisji zaczął się plątać. To źle wróży rezultatom śledztwa. Komisji towarzyszy pewien kredyt zaufania społecznego, więc jeśli okaże się, że jej prace to dużo zawracania głowy bez efektów, w świadomości społecznej pozostanie bardzo negatywny odbiór takich działań. Zresztą dla części prawników samo działanie komisji równolegle z prokuraturą jest dyskusyjne, bo komisja utrudnia prokuraturze życie.
(K.W., EŁ)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski