Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Histeria

Redakcja
Historia jest kopalnią zaskakujących, a przy okazji fascynujących tematów. Zastanówmy się na przykład, w jaki sposób wynaleziono wibrator. Okaże się, że jego pojawienie się nie było wcale takie oczywiste. A pokazuje to w sposób niepozbawiony uroku amerykańska reżyserka Tanya Wexler w "Histerii – romantycznej historii wibratora”.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Na ten film przyciągnęła mnie wcale nie opowieść o tytułowym przedmiocie, lecz popularność, jaką film cieszył się w Krakowie. "Histeria” przez długi czas znajdowała się w czołówce hitów krakowskich kin studyjnych, które to zestawienie publikujemy co czwartek w magazynie "Magnes”. Coś więc w tym obrazie musiało być niezwykłego!

Tanya Wexler przenosi nas w czasy końca wieku XIX, do purytańskiej, wiktoriańskiej Anglii, gdzie kultura zdominowała naturę. Surowe zasady społeczne, którymi kierowało się ówczesne mieszczaństwo, narzucały kobietom sztywny rygor zachowań. Nieszczęśliwe panie, rzadko odczuwające ciepło miłości fizycznej i psychicznej, zapadały na rozpoczynające tytuł filmu schorzenie. Histerię leczono, jak się dowiadujemy z ekranu, w sposób co najmniej zaskakujący, przyjemny dla pacjentek, a zarazem wyczerpujący dla pełnych poświęcenia lekarzy. Jaki? Tego jednak nie zdradzę, by nie psuć rozrywki. Dodam jedynie, że głównym bohaterem jest Mortimer Granville, lekarz, a zarazem wynalazca wibratora.

Reżyserka podeszła do tematu nie z kronikarskim, a raczej popkulturowym pomysłem. Wiktoriańska Anglia jest dla niej pretekstem do zaglądnięcia w umysły, zastanowienia się nad ich kondycją, a także społeczną rewolucją, która nadeszła wraz z emancypacją kobiet. Słowo "romantyczna” umieszczone w podtytule jest jak najbardziej zasadne. Nie chodzi tu bowiem o historyczne odmalowanie histerycznych, jak się okazuje, czasów, ale o historię na poły romansową, przepełnioną uczuciami damsko-męskimi. Amerykanka ucieka od poważnego tonu, który przygniótłby tę historię niepotrzebnym balastem. Opowiada z przymrużeniem oka, w sposób ciepły, pełen humoru, choć niepozbawiony refleksji. To pewnie zjednało filmowi wielu fanów. Seans mija szybko i bezboleśnie, nie licząc skurczu mięśni brzucha – ale to ze śmiechu wyłącznie.

A w tej antypruderyjnej (nie mylić proszę z bezpruderyjnej) historii jest i ważny morał. Przede wszystkim o tym, jak technologia, na tamte czasy nowoczesna, pomaga człowiekowi w rozwiązaniu najbardziej istotnych problemów psychiczno- -seksualnych. Oglądałem niedawno frapujący reportaż o tym, jak do seksu podchodzą Japończycy. Okazuje się, że tam cybernetyzacja zagląda coraz śmielej do łóżka. Naukowcy próbują nawet skonstruować robota-kochankę. Wygląda na to, że może nas czekać nowa rewolucja seksualna, w której ludzie i maszyny będą się uzupełniać w sferze intymnej.

Ciekawe, czy komputery pomogą nam wkrótce w takim stopniu, w jakim leczono za pomocą prototypu wibratora. A z drugiej strony mamy przypowieść o tym, że nic tak nie zapewnia szczęścia kobiecie, jak poczucie, że jest kochana. Co polecam wszystkim panom dobrze zapamiętać.


Fot. Hagi

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski