Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia odzyskania ręki

Paweł Głowacki
Dostawka. Gdyby żył, Roland Barthes skończyłby w listopadzie sto lat. Zmarł w roku 1980. Sama krągłość jubileuszu usprawiedliwia przypomnienie kolosalnej przygody Barthes’a, lecz czy naprawdę trzeba czekać na krągłość, na aż tak dostojne usprawiedliwienie? Nie trzeba. Wystarczy czytać. Nie to, „co”, a głównie „jak” krytycy piszą o teatrze, książce, obrazie, rzeźbie, filmie lub płycie. Tyle wystarcza, by dzień w dzień wracać do Barthes’a – i dziwić się.

Kolosalna jego przygoda... Właśnie dlatego że kolosalna była, na dwóch biednych stroniczkach mogę ją tylko „udziecinnić”, „spłaszczyć”. Tak, lecz lepiej nie milczeć. Niech więc wystarczy, że przygoda Barthes’a to na planecie nauki o literaturze przygoda przejścia. Od robota w laboratorium uniwersyteckim pochylonego jak grupa identycznych robotów nad milimetrowym papierem do człowieka w swym pokoju pochylonego nad mleczną kartką, kiedy środek nocy i żywego ducha wokół.

Od ekierek, linijek, liczydeł, wzorów, równań, definicji, probówek, mikroskopów i reszty naukowego instrumentarium do pióra, łowiącego smakowite słowa w szarościach nad bielą.

Od kończyny z metalowych kości, śrub w miejscu stawów i gumy zamiast skóry, kończyny chłodnej, obojętnej, nic nieczującej – bo niby jakim cudem – do ludzkiej ręki, tej jednej, nie do podrobienia, nie do pomylenia z inną. Od suchej dyrektywy: „Mnie tutaj, wobec dzieła sztuki, w ogóle nie ma, są tylko obiektywne kryteria naukowe” – do szeptu: „Ja tutaj jestem, ja i tylko ja, i cały jestem, od stóp do głowy, kompletny”. Od procederu beznamiętnego ogłaszania światu odkrytych Tez, Idei, Sensów i Zasad Budowy do samotnego błąkania się po przepaściach dzieła.

Od pewności do niepewności. Od unieruchamiania dzieła w klatce jedynie słusznego wykresu do ukazywania ruchu jego elementów, ukazywania zawsze bez pretensji, że ma się rację świętą. Słowem, od beznamiętnego konstruowania sopla referatu do pisania z całym dobrodziejstwem własnego ciała.

We „Wstępie do analizy strukturalnej opowiadania” Barthes ma udającą rękę kończynę robota. Opowiadania świata całego wciska w jedną, ostateczną matrycę. Amen. Ale coś nie daje mu spokoju. Układa legendarną księgę „S/Z”. Dzieli nowelkę Balzaca „Sarrasine” na drobiny i ukazuje pajęczynę w każdej z nich, pajęczynę dygoczących sensów, smaków, temperatur, nastrojów. I już nie ma amen.

Jest portret nieusuwalnego ruchu planktonu „Sarrasine”. Niepokój maleje, lecz nie znika. Wreszcie – pisze! Tak, pisze! W jednym z artykułów zagaduje naukowców, krytyków, recenzentów oraz ludzi zwykłych: „Czy nie zdarzyło się wam, czytając książkę, nieustannie przerywać lekturę, nie z powodu braku zainteresowania, lecz – przeciwnie – z powodu natłoku idej, pobudzeń, ekscytacji? Jednym słowem: czy nie zdarzyło wam się czytać, podnosząc głowę znad książki?”.

Po czym pisze „Przyjemność tekstu”, a w niej – choćby to. „W opowiadaniu smakuje mi zatem nie sama treść i nawet nie jego struktura, ale ślady paznokciem, jakie zostawiam na powierzchni: tu przebiegam, tu przeskakuję, tu podnoszę głowę, tu zapadam się w otchłań”. Odzyskuje paznokieć. Odzyskuje rękę. Odzyskuje resztę siebie.

„Nakazać naszemu ciału, by pracowało w odpowiedzi na wezwanie znaków dochodzących z tekstu”. Oto jest Barthes’a odpowiedź na pytanie: „Co to znaczy czytać?”. A co z resztą? Choćby z teatrem i z ciałami teatralnych recenzentów? Parafrazując słowa Michała Pawła Markowskiego o przygodzie Barthes’a, zapytam: czyż to nie zdumiewające, że profesorowie, tworząc poważne teorie oglądania teatru i pisania o teatrze, zapominają o tym, bez czego tak oglądanie teatru, jak pisanie o teatrze w ogóle nie jest możliwe?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski