Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia Szalowej pisana pasjami

Halina Gajda
Halina Gajda
Przygoda z teatrem zaczęła się ponad wiek temu. I nic na szczęście nie wskazuje na to, by kiedyś miała się skończyć. W weekend była prapremiera „Obmowy”, kolejnego ze spektakli.
Przygoda z teatrem zaczęła się ponad wiek temu. I nic na szczęście nie wskazuje na to, by kiedyś miała się skończyć. W weekend była prapremiera „Obmowy”, kolejnego ze spektakli. Halina Gajda
Kilkunastu mieszkańców zaangażowało się w przygotowanie książki o swojej wsi. To nie podręcznik, ale pełne humoru, ciepła i refleksji opowieści o życiu szalowian współczesnych i tych sprzed lat.

Szalowskie Stowarzyszenie Miłośników Teatru zaparło się - co się nie da, jak się da - zakasało rękawy i zebrało historię wsi. Nie, nie taką naukową, pełną dat i sążnistych, nudnych opisów, ale żywą. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu.

- Chcieliśmy poopowiadać o wsi, o ludziach, o codzienności ostatnich dwustu lat. Tak samo, jak opowiada się przy kominku lub dobrej kawie - przekonuje we wstępie Tomasz Wojtas, szalowianin.

Wyszło rewelacyjne. Bo jest i na poważnie - choćby w przypadku historii parafii, ale i z poczuciem humoru, czego przykładem jest opowieść Franciszka Szury o jego karierze w tamtejszej orkiestrze.

Konfitura od Rylskich, a siłą wsi są kobiety

Gdy padło hasło „książka o naszej wsi”, w odpowiedzi nie było jęknięcia i jednocześnie pytania: po co, ale zbiorowe przeszukiwanie strychów, domowych archiwów, zapomnianych albumów, zapodzianych gdzieś dokumentów.

- Byłoby z tego pięć takich książek - mówi ze śmiechem Stanisław Gawlik, kierownik tamtejszego ośrodka kultury. - Wystarczy powiedzieć, że nasz teatr ma 106 lat. Ileż to wspomnień, zdjęć, pamiątek - dodaje.

Maria Myśliwiec, członkini koła gospodyń zmobilizowana przez pomysłodawców, szukała… w pamięci. Opowiastek ma tyle, że sama mogłaby napisać książkę.

- Ot choćby o tym, gdy mnie, wtedy małą dziewczynkę i mojego tatę, na niedzielne podwieczorki zapraszali do swojego dwory Rylscy - opowiada. - Do dzisiaj pamiętam smak pączków, takich wielkich, puchatych. I żadną miarą nie potrafię ich odtworzyć - dodaje z uśmiechem.

Oprócz pączków, były jeszcze konfitury.

- W domu dżemy, powidła. A tam - takie rarytasy, jak nam dzieciom się wtedy wydawało - dodaje.

Siłą wsi są kobiety. Nie trzeba im dwa razy powtarzać, nie trzeba chodzić i prosić.

- Powiem, że czasem do obierania ziemniaków na kilka osób, stawia się ich tyle, jakby co najmniej o pułk wojska chodziło - mówi jeszcze ze śmiechem.

Pasjonaci grają już prawie trzysta lat!

Moc sprawczą piękniejszej części wsi potwierdza Franciszek Szura. - Co raz słychać, że gdzieś koło upada, ledwo działa, a u nas trzymają się mocno - mówi z zadowoleniem. - Nawet jak już się wydaje, że nic z tego, że starzy nie dają już rady, to pojawia się grupa młodych, skocznych i wszystko wraca na swoje tory - dodaje.

Sam, na rzecz społeczności działa od kilku dekad. - W orkiestrze grałem. Tylko 47 lat - kokietuje. - Miało być do pięćdziesiątki, ale zębów już na tyle nie ma, więc i grać nie ma jak - śmieje się.

Jest kolejnym pokoleniem w orkiestrze. Przed nim muzykowali ojciec, stryj. Bo - jak mówi - było tak, że, jak jeden zaczął, to drugi nie chciał być gorszy i też się zapisywał. Najstarsze zachowane orkiestrowe nuty pochodzą z 1760 roku.

- Jak ja zaciągałem się do orkiestry, to o żadnych szkołach muzycznych nie było mowy - wspomina. - Kapelmistrz uczył nas dwie zimy. Przez pierwszą uczyliśmy się teorii, przez drugą - praktyki - opowiada.

Zaczynało ich ponad 40, po miesiącach nauki zostało sześciu muzyków. Niby garstka, ale za to jakich! Z pasją, zaangażowaniem i chęcią do dalszej nauki. - Jak się człowiek wciągnął, to chciał coraz trudniejsze kawałki grać - wspomina Franciszek Szura. - I znów się okazuje, że szalowiaki, to ludzie z zacięciem - orkiestr wokół było wiele. Ile do tej pory przetrzymało? Kilka. A my gramy już prawie trzysta lat - dodaje gromko.

Grali jeszcze za cesarza Franciszka Józefa

Nie można oczywiście zapomnieć o teatrze. 106 lat tradycji to też świadectwo ludzkiej pasji. I tego, że ludziom się chce: spotykać, uczyć ról, szukać strojów. W tym samym czasie można by przecież obejrzeć serial. - Szalowiaki są zawzięte w dobry sposób: jak coś zaczynają, to kończą. W teatrze są rodziny od trzech-czterech pokoleń - opowiada.

Franciszek Szura o teatralnej grupie mówi tak samo ciepło, jak o orkiestrze. - Toć to oni grali jeszcze za austriackich czasów - mówi z dumą. - Korzenie ten nasz teatr ma głębsze niż wolna Polska - podkreśla.

Kto się jeszcze o tym nie przekonał, niech 5 marca pojedzie do Szalowej na premierę kolejnej sztuki. Tam po prostu warto być.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Historia Szalowej pisana pasjami - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski