Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historyczny przekręt

Redakcja
Tak na dobrą sprawę okolice Krakowa odkrył przed blisko dwustu laty Ambroży Grabowski. Z ogromnej drukowanej i rękopiśmiennej spuścizny tego księgarza, archeologa, archiwisty, znawcy dziejów Polski i Krakowa najbardziej interesujący jest wznawiany aż sześciokrotnie przewodnik po Krakowie i jego najbliższych okolicach.

Jego pierwsze wydanie pod tytułem "Historyczny opis miasta Krakowa i jego okolic" ukazało się w roku 1822, nakładem i drukiem Józefa Mateckiego. W dziesiątym rozdziale swego przewodnika Grabowski omówił okolice miasta, zaliczając do nich Łobzów, Wzgórze bł. Bronisławy, Bielany, Tyniec, Lanckoronę, Balice, Mników, Krzeszowice, Alwernię, Czerną, Dębnik, Tenczyn, Ojców, Grodzisko, Pieskową Skałę i wreszcie Wieliczkę. Wynika z tego, że właśnie te miejscowości cieszyły się największym wzięciem wśród krakowian i przyjezdnych gości. Zgodnie z duchem epoki romantyzmu obfitowały one w malownicze ruiny, legendy. Grabowski narzucił chwilę oddechu "na łonie natury", kreując turystykę podmiejską.

Wielką zasługą naszego polihistora było odkrycie Mnikowa, dającego ówczesnemu turyście wyłącznie uroki krajobrazowe. Przyjemność miejsca tego - powiada Grabowski - powiększa mały strumyk, dolinę tę przebiegający z szelestem, która będąc niejako miniaturą czarujących okolic Ojcowa i Pieskowej skały, wprzód niż tamte widziana będąc, oko miłośnika pięknych widoków doskonale upieścić może.

Grabowski rzeczywiście zaraził mieszkańców Krakowa Doliną Mnikowską, niebawem popularnym celem wycieczek poza miasto. W roku 1848 ukazał się anonimowy niewielki tomik poezji pt. "Dźwięki minionych lat". W stopce jako miejsce wydania figuruje Paryż. To kamuflaż przed wszystkowiedzącą cenzurą. Tomik ten opublikowany został w Krakowie w tajnej oficynie Pod Sową zaś jego autorem był Gustaw Ehrenberg, poeta i dziennikarz w jednej osobie, członek tajnego stowarzyszenia Ludu Polskiego. Pomieścił w tym tomiku wiersz "Dolina Mnikowska pod Krakowem", a w nim m.in. te dwie zwrotki:

Jadą więc, jadą wygodnym koczem

i przyjeżdżają w południe,

przez chwilę patrzą, pochwalą, a potem

mówią, że na wsi jest nudnie.

Więc przywiezione wypiwszy piwo,

wracają znów do miasta.

Ach, nie dla takich, śliczna dolino,

twe łono trawą porasta.

Fascynował Mników prawnuka Grabowskiego, profesora Karola Estreichera, jun., który w roku 1938 tak pisał w swoim znakomitym przewodniku po Krakowie: Mników (16 km na zachód, dojazd autobusem do Morawicy (...). Piękny, szeroki wąwóz wśród skał z grotami, w których odkryto liczne ślady przedhistorycznego człowieka. Urocze położenie ściąga tu miłośników przyrody.

Do Mnikowa wędrował od roku 1952 ks. dr Karol Wojtyła z krakowską akademicką młodzieżą. Wyruszał ze Zwierzyńca, na którym w roku 2008 przy kościele św. Małgorzaty stanął jego pomnik upamiętniający pierwsze spotkanie - 27 kwietnia 1952 z młodzieżą i jego wycieczkę do Doliny Mnikowskiej (pomnik ten jest dziełem Czesława Dźwigaja, a ufundował go ks. infułat Jerzy Bryła).

Mników zasłynął w drugiej połowie XIX stulecia z jednego z większych przekrętów historyczno-archeologicznych. Otóż w Dolinie Mnikowskiej znajduje się aż dziesięć jaskiń, zamieszkanych przez człowieka pierwotnego.
To tutaj doszło do najgłośniejszego fałszerstwa w dziejach polskiej archeologii. Bohaterem stał się Gotfryd Ossowski, jeden z najbardziej znanych naszych archeologów. On to w roku 1880 rozpoczął badania jaskiń w Dolinie Mnikowskiej. Przy tym najął robotników i wyznaczył dla nich nagrody za wykopanie ciekawych zabytków. Miejscowi chłopi mogli zatem zarobić. I to nieźle. Na efekty ich działalności czekano niedługo. Robotnicy znajdowali coraz więcej kościanych rzeźb. Były wśród nich figurki ludzi, ptaszków i zwierząt. Ossowski określił czas ich powstania na okres neolitu. Niebawem po odkryciach Ossowskiego pojawiły się wśród krakowskich uczonych głosy podważające autentyczność tych znalezisk. Pierwszym krytykiem okazał się krakowski uczony archeolog i historyk sztuki Józef Łepkowski. Głośno mówił i pisał, że owe prehistoryczne figurki wykonali miejscowi chłopi. Rozgorzała wielka dyskusja.

W prasie francuskiej ukazał się artykuł pt. "Fałszerstwa z jaskiń polskich". Na łamach tego artykułu orzeczono: Rysunki na rozmaitych wisiorkach przypominały motywy ornamentalne powszechne u tegoczesnego ludu polskiego. Uczeni francuscy uznali za falsyfikaty wykopaliska z Mnikowa. W obronie wiarygodności badań Ossowskiego wystąpił zdecydowanie "Dziennik Poznański": Zdawałoby się - czytamy - że praca taka powinna wzbudzić dumę w każdym Polaku i natchnąć go uczuciem szczerej radości połączonej z chęcią wspierania tychże prac, tym bardziej, gdy one i w obcym dla nas świecie obudziły najwyższy interes. (...) Ale jednocześnie znaleźli się ludzie, którzy dogadając chęci lekkomyślnego dowcipkowania lub zbrodniczej zawiści poczę1i pół żartem, pół serio puszczać w świat pogłoski, że wyroby strugali niedawno chłopcy wiejscy.

Z końcem roku 1884 Akademia Umiejętności w Krakowie powołała komisję do zbadania autentyczności wykopalisk z Mnikowa. Po wielu posiedzeniach jej członkowie uznali autentyczność figurek kościanych, choć wielu specjalistów miało odrębne zdanie. Raport tej komisji zawierał osobliwą konkluzję, że fałszerstwa archeologiczne są w Polsce niemożliwe. Sprawa mnikowskich wykopalisk na wiele lat ucichła. Dopiero po zakończeniu pierwszej wojny światowej - w roku 1929 - krakowscy archeolodzy: Jan Fitzke, Gabriel Leńczyk oraz Tadeusz Reyman postanowili raz na zawsze rozwiać otoczkę, która towarzyszyła wykopaliskom w Mnikowie. Poszukali żyjących robotników, którzy pracowali w roku 1880 dla Gotfryda Ossowskiego. To oni pod przysięgą stwierdzili, że poza kościanymi szydłami i dłutami pozostałe znaleziska zostały spreparowane przez miejscowych chłopów. Opisali też, jak rzeźbili figurki w odnalezionych kościach, odkrywanych w jaskiniach mnikowskich. Dowody owej mistyfikacji znajdują się do dzisiaj w Muzeum Archeologicznym w Krakowie. Wykopaliska z Doliny Mnikowskiej stały się największym przekrętem historyczno-archeologicznym w Polsce.
Muzea przechowują wiele fałszywek, a ich pokazywanie publiczności nie jest złym pomysłem. Londyńska National Gallery urządziła w lecie tegoż roku wystawę fałszywek. Ukazano technikę i spryt fałszerzy. Wiele z pokazanych tam dzieł zostało nabyte jako oryginały. Pokazywanie fałszywek jest nader pouczające dla historii sztuki, podobnie archeologii. Nabywane w dobrej wierze jako oryginały, nieraz przez lata fascynowały zwiedzających i dopiero współczesna technika pozwoliła ustalić z całą rzetelnością i odróżnić od siebie autentyk od falsyfikatu. National Gallery w Londynie wystawiła w tym roku czterdzieści najsłynniejszych falsyfikatów ze swoich przebogatych zbiorów. Zagadki dzieł sztuki zawsze fascynowały, ekscytując zupełnie nowymi możliwościami w ocenie autentyczności zabytków. Także i polskie muzea posiadają wiele falsów, które można by pokazać zwiedzającym na okolicznościowej wystawie. Wszak Londyn dał wyzwanie, oczekując na wsparcie innych muzeów. Podejrzenie padające na dzieła sztuki to wspaniała przygoda nie tylko dla muzealników, lecz także dla koneserów sztuki. Mistyfikacjom czas dać odpór. Habent sua fata... - zabytki też mają swoją historię.

Michał Rożek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski