Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hiszpan z Teneryfy nurkuje w kulturalnym życiu Krakowa

Monika Jagiełło
Angel Perdomo w Krakowie usłyszał echa wspomnień o dawnych czasach. I został
Angel Perdomo w Krakowie usłyszał echa wspomnień o dawnych czasach. I został Fot. Andrzej Banaś
– Myślę, że artysta powinien schować się w metaforycznej szafie i ćwiczyć. Tak długo, aż człowieka z szafy usłyszy ktoś z zewnątrz, kto zechce do niej podejść i powiedzieć: „chodź, bo cię chcę” – mówi malarz Angel Perdomo. Kraków wydał mu się do tego dobrym miejscem.

Nie pijam kawy, wezmę herbatę, moja droga. Lubię tosty wysmażone z jednej strony. Słychać to po moim akcencie, gdy tak sobie mówię: jestem Anglikiem w Nowym Jorku – śpiewał Sting przed laty. Każdy obieżyświat i emigrant mógłby pewnie ułożyć własny „dekalog drobnych różnic”, które sprawiają, że miejscowi wyłowią go myśląc „ciekawe, skąd jest?”.

Kiedy przypominam Angelowi Perdomo tekst tej piosenki, lekko się uśmiecha i przytakuje. Malarz pochodzący miasta San Cristobal de La Laguna na Teneryfie, hiszpańskiej wyspie na Oceanie Atlantyckim, od trzech lat mieszka w Polsce. Jakie spostrzeżenia zawarłby w tekście pod tytułem „Hiszpan w Krakowie”? – Na pewno napisałbym o klimacie – zaczyna. – Nadal nie jestem w stanie rozumowo podejść do tego, że kiedy pada śnieg ślizgam się bezradnie po chodniku. W pewnym sensie wciąż nie umiem sobie tego wyjaśnić . To jest moja egzotyka_ – _odpowiada. W śniegu dla obywateli ciepłego południa kryje się jakaś magia.

Pierwszej zimy w Polsce Angel odwiedził Bieszczady i Białystok, dwa śnieżne miejsca na mapie Polski. Dla Kanaryjczyka było to zupełnie nowe przeżycie. Pomyślał wtedy, że wszystko, co widział było dla niego zupełną nowością. Zdaje sobie sprawę, że Polakom egzotyka kojarzy się z jego rodzinnymi stronami – słońcem i palmami, którymi z reguły ilustruje się Teneryfę w katalogach biur turystycznych. Dla niego prawdziwą egzotyką były jednak zaspy śnieżne i ostry mróz. O ten prawdziwy „chrzest bojowy” zadbała wybranka Angela, Polka. Poznali się w Hiszpanii. To ona wyszła z założenia, że nie ma co zwlekać i trzeba go przygotować na to, jak wygląda zima.

– Ona jest jednym z najważniejszych powodów, dla których wybraliśmy Polskę. A wypad w Bieszczady był piękną szkołą przetrwania – uśmiecha się.

Na przeprowadzkę do Polski zdecydował się po studiach. – To moment, w którym trzeba stworzyć sobie życiową rutynę. Strach przed zmianami w życiu był więc podwójny – wyjaśnia.

– W szczególności, kiedy chcesz się zajmować sztuką zawodowo? – pytam.

– Tak, ale mam szczęście, bo jako malarz i rysownik wierzę, że mówię językiem uniwersalnym – odpowiada. Dla Angela to mowa w jakimś sensie sekretna. Treści są niewerbalne, prowokujące do rozmowy ze samym sobą. Po to, żeby odnaleźć różne interpretacje tego, co widzi. – Kiedy tworzę, odnajduję sens dla siebie. Nie są to jednak konkretne przesłania – próbuje wyjaśnić.

Najpierw szukał miejsca we Wrocławiu, ale się nie odnalazł. Wybór padł na Kraków.

W Krakowie znalazł równowagę. Jak mówi, historia sztuki, którą studiował, tutaj się zmaterializowała. Poza tym, czuje się tu bezpiecznie. Dla młodego Hiszpana Kraków jest mieszanką miasta i wioski.

– Mogę zanurkować w kulturalnym życiu Krakowa, a za nieodległą chwilę zgubić się gdzieś w lesie, jeśli mam ochotę. Architektura miejska jest jak echo niosące wspomnienie o dawnych czasach. To ważne, bo malując, chcę poczuć miejsce, w którym jestem i stworzyć własny nastrój – tłumaczy cicho. W rodzinnej miejscowości z przyrodą miał „kontakt absolutny”. W Krakowie może ciągle poznawać nowe miejsca, tylko bez monotonii małej miejscowości. Chociaż zauważa, że na ulicach Krakowa coraz częściej i głośniej słychać hiszpański, nie szuka kontaktu. Mówi, że „ma jednak naturę samotnika”. Jak sam uważa, jego przypadek opisuje metafora, której użył kiedyś jeden z najwybitniejszych pianistów jazzowych Bill Evans. – Podobnie jak on „zamknąłem się w szafie”, odciąłem na czas ćwiczeń. Aż do momentu, gdy będę na tyle dobry, że grę człowieka z szafy usłyszy ktoś na zewnątrz, kto zechce do niej podejść i powiedzieć: „chodź, bo cię chcę”. To jedyna myśl, jaka mi przyświeca i której jestem wierny – podkreśla. Kiedy pytam, kto pierwszy zapukał w drzwi szafy, Angel zaznacza, że te drzwi wciąż uchylają się i zamykają. Czasem żałuje, że wyszedł, a czasem jest wdzięczny, że ktoś go z niej wyrwał.

– Musisz przecież zostawić jakiś ślad, pokazać, że w tej szafie siedzisz. Tworząc nie myślisz o tym, co jest na zewnątrz. Ale jeśli stracisz kontakt ze światem, to jak i komu chcesz pokazać to, co stworzyłeś? – pyta.

Pierwszą ważną recenzją były dla niego emocje, które towarzyszyły jego pierwszej wystawie, „Muzy i poeta” na kanaryjskiej wyspie El Hierro. Jej widzami i recenzentami byli ludzie na co dzień niemający ze sztuką kontaktu.

– Niechcący sami się stali twórcami. Wtedy poczułem, że sztuka ma siłę. Zobaczyłem, jak moje obrazy działają na ludzi i jak sprawiają, że w ich głowach tworzą się sceny, sytuacje. Jeśli ktoś zapytałby mnie o najpiękniejszą recenzję życia, to pewnie wskazałbym wśród nich właśnie te, które usłyszałem na mojej pierwszej wystawie – mówi. Podczas innej, prosił zwiedzających o zapisywanie uczuć, które pojawiły się podczas oglądania obrazów. Wiele z tych zapisków ma do dziś.

W Krakowie pojawiły się kolejne dobre wspomnienia, jak przy okazji wystawy w Centrum Solvay i w Instytucie Cervantesa. Prace młodego Hiszpana będziemy mogli też oglądać pod koniec miesiąca w Galerii Pod Baranami na Rynku Głównym w ramach Cracow Gallery Weekend KRAKERS 2015. Wystawa nosi tytuł „Zapalne szepty”. Co on oznacza?

– To w pewnym sensie metafora. Dzieła przekazują impulsy. Może nie rozumiemy, co za sobą niosą, ale czujemy, że coś się w nas zapala dzięki nim. Artysta i jego dzieło tylko szepcze. To wystarczy, żeby w środku coś się zapaliło – mówi z przekonaniem,

Czego brak mu w Krakowie, co miał w rodzinnych stronach? Mówi się, że Europę dzielą kulturalne granice, jak powitanie w postaci uścisku dłoni zamiast pocałunku. Jeśli ktoś poda Ci rękę, zamiast nadstawić policzek do całusa, możesz być pewien, że opuściłeś ciepłe południe.

– Czy te pocałunki na powitanie faktycznie dają jakieś poczucie bliskości? To raczej powierzchowność i utarty zwyczaj... Ja nie tęsknię jako obcokrajowiec. Tęsknię jako człowiek. To melancholia związana z miejscami, przeszłością i niewinnością – mówi. W końcu musi jednak przyznać, że oczywiście, trochę tęskni za morzem i słońcem. I że nauka polskiego to łamacz języka. Choć bardzo mu się podoba.

– „Wyjście”, „wejście”... Naprawdę, nie jest łatwo się w tym połapać! – mówi na koniec Hiszpan w Krakowie.

***

Angel Perdomo artysta urodzony na Teneryfie (Wyspy Kanaryjskie, Hiszpania). Jak wyjaśnia, głównym impulsem jego twórczości jest eksplorowanie percepcji i projekcji rzeczywistości. Obecnie mieszka w Krakowie, gdzie kontynuuje swoją pracę i karierę artystyczną. W Instytucie Cervantesa (ul. Kanonicza 12) na przełomie kwietnia i maja poprowadzi zajęcia z rysunku i jego historii. Od 26 kwietnia do 13 maja w Pałacu Pod Baranami przy Rynku Głównym 27 będziemy mogli oglądać wystawę Perdomo „Zapalne szepty”. Złożą się na nią cykl obrazów zatytułowany „Dom złotników” i „Sanatorium” oraz prace rysunkowe. Wernisaż o godz. 19. Wystawa odbywa się w ramach Cracow Gallery Weekend KRAKERS.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski