Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hokej umiłował na całe życie

Andrzej Stanowski
Eugeniusza Lewackiego w minionym sezonie można było zobaczyć na meczach Cracovii
Eugeniusza Lewackiego w minionym sezonie można było zobaczyć na meczach Cracovii fot. archiwum prywatne
Sylwetka. - Na igrzyska do St. Moritz pojechaliśmy z własnym prowiantem - wspomina Eugeniusz Lewacki, najstarszy były hokeista w Polsce.

Ma 90 lat, jest najstarszym z żyjących byłych polskich hokeistów. Brał udział w dwóch igrzyskach zimowych w 1948 i 1952 roku, w mistrzostwach świata w 1955 roku, wywalczył brązowy medal akademickich mistrzostw świata w 1956 roku, ma w dorobku sześć medali mistrzostw Polski, w tym jeden złoty z KTH Krynica.

Eugeniusz Lewacki urodził się w Krakowie. - Rodzice byli rodowitymi krakusami, mama pochodziła z Dębnik, ojciec z Czarnej Wsi. Mama pracowała w fabryce cygar na Dolnych Młynach, miała też kawiarnię na Starowiślnej. Podupadła na zdrowiu i lekarz zalecił wyjazd z Krakowa gdzieś w __góry. Tata, który był malarzem, znalazł pracę w Krynicy, tam rodzice wybudowali mały dom. Do wojny mieszkaliśmy trochę w Krynicy, trochę w Krakowie - wspomina pan Eugeniusz.

Siedząc na kolanach ojca patrzył na wicemistrzów

W tamtych czasach Krynica hokejem słynęła. W 1931 roku zorganizowano tutaj mistrzostwa świata i Europy. Miasto miało jak na owe czasy piękne lodowisko, na mistrzostwa rozbudowano trybuny do tysiąca miejsc, zainstalowano oświetlenie, zegar.

- Miałem wtedy pięć lat, pamiętam, że ojciec zabierał mnie na mecze, siedziałem na jego kolanach. Tyle pamiętam z __mistrzostw, które zakończyły się dużym sukcesem naszego hokeja, bo nasza reprezentacja została wicemistrzem Europy - mówi Lewacki.

Tak te mistrzostwa w latach 60-tych opisywał dziennikarz sportowy ze Szwajcarii Vico Rigassi: „Mistrzostwa w Krynicy wspominam jako najprzyjemniejszą imprezę, na której byłem. Reprezentowałem wtedy „Sport” wydawany w Zurychu oraz wiele pism włoskich. Pamiętam pierwsze wrażenia. Jechałem pociągiem z drużyną Kanady z Niemiec i czekaliśmy na połączenie kolejowe w Tarnowie. W restauracji podali nam wspaniałą czerwoną zupę (barszcz), której smaku nie zapomnę. A kiedy wysiedliśmy w Krynicy myśleliśmy że jesteśmy krasnoludkami mieszkającymi w cudownym bajkowym miasteczku. Wszystko było barwne, wszystko lśniło, a wszyscy ludzie byli tacy mili i uprzejmi, że trudno będzie kiedykolwiek spotkać im podobnych.”

Pan Eugeniusz, jak każdy chłopak z Krynicy, trafił na lodowisko.

- Zacząłem grać w hokeja w 5. klasie, rozgrywaliśmy mecze między klasami, zapisałem się do klubu KTH. Wtedy w Krynicy były dwa mocne kluby, obok KTH, drugi to Jaworzyna. W czasie okupacji w Krynicy było w miarę spokojnie, Niemcy przymykali oko na nasze treningi, mieliśmy nawet nieoficjalnie drużynę - mówi Lewacki.

Powojenne medale

Zaraz po wojnie ruszyły rozgrywki ligowe, rozegrano je już w 1946 roku.

- Mieliśmy wtedy w KTH bardzo mocny zespół, który cztery razy sięgnęła po medale mistrzostw Polski, w 1950 roku byliśmy mistrzem Polski, potem trzykrotnie wicemistrzem. Na nasze mecze przychodziły tłumy kibiców - mówi pan Eugeniusz.

Popisowym atakiem KTH było trio: Stefan Csorich, Marian Jeżak i Lewacki.

- Świetnie uzupełnialiśmy się na lodzie, Csorich, który grał jeszcze przed wojną w Jaworzynie, był mózgiem naszego ataku, wszystko widział na lodzie. Jeżak był szybki, przebojowy, ja potrafiłem się dobrze ustawiać pod bramką, wiele goli zdobywałem z dobitek. Dlatego koledzy nazywali mnie królem dobitek. Przez osiem lat graliśmy razem w __reprezentacji Polski - mówi Lewacki.

Hokej w tamtych latach był zupełnie inny niż obecnie. - Najczęściej graliśmy na dwóch obrońców i sześciu napastników. Obrońcy prawie w ogóle nie wyjeżdżali ze swojej tercji, my napastnicy mieliśmy więcej pracy, bo staraliśmy się przeszkadzać napastnikom rywali. Gra była znacznie wolniejsza, na lodzie było dużo wolnego miejsca, dlatego często zdarzały się rajdy przez całe lodowisko zakończone strzeleniem gola. Dzisiaj hokej jest inny, szybki, dynamiczny, na lodzie obserwujemy nieustanną walkę. Podziwiam przygotowanie atletyczne obecnych hokeistów, ale jak oni trenują! My szliśmy na trening po pracy, raz, czasem dwa razy w tygodniu. Nigdy nie ćwiczyłem na siłowni, ja miałem wrodzoną moc. Za moich czasów nie mieliśmy trenera, zajęcia prowadził Stefan Csorich - wspomina Lewacki.

Potem był dwuletni epizod w Gwardii Bydgoszcz, z którą zdobył dwa srebrne medale mistrzostw Polski.

- W latach 50-tych nie dostawało się z klubu żadnych pieniędzy, nawet za zdobycie mistrzostwa Polski nie dostaliśmy choćby drobnej nagrody. Każdy utrzymywał się z pracy, ja byłem piekarzem i w Krynicy, pamiętamto dobrze, zarabiałem 504 złote. Przeniosłem się do Gwardii, to był klub milicyjny, zaoferowano mi lepsze warunki finansowe. Dostałem etat instruktora za 1700 złotych, bezpłatne mieszkanie, na miejscu była stołówka. Ale po dwóch latach wróciłem do KTH, bo w Krynicy poprawiły się warunki. Przed wyjazdem do Bydgoszczy miałem propozycję gry w __Cracovii, ale luźną, mało konkretną - mówi Lewacki.

Gwardia dawała więcej

Po wojnie nasza reprezentacja z trudem zbierała się do grania, brakowało pieniędzy, sprzętu, kontaktów międzynarodowych.

- Jeździliśmy tylko na wschód, pamiętam graliśmy dwa mecze w Moskwie, gdzie oczywiście dostaliśmy łupnia. Czasem były wyjazdy do NRD, ale już do Czechosłowacji nigdy nie jeździliśmy. W Berlinie kazano nam po mieście chodzić parami, by ktoś nie „urwał się” na __Zachód - wspomina Lewacki.

Z powodu braku funduszy do 1954 roku nasza reprezentacja nie brała udziału w mistrzostwach świata. Ale na turniejach olimpijskich w St. Moritz w 1948 roku i w 1952 roku w Oslo byliśmy obecni.

Handel słoniną

- _Na igrzyska do Szwajcarii wyjechaliśmy już na początku stycznia pociągiem przez Czechosłowację, Niemcy. Pojechaliśmy z własnym prowiantem, zabiliśmy dwa wieprzki, przerobiliśmy je na wędliny i słoninę. W Czechosłowacji była wtedy straszna bieda, daliby wszystkie pieniądze za mięso, szczególnie słonina miała wysoką cenę.
Był więc handelek, mieliśmy pieniądze na podróż. Rozegraliśmy też w Czechosłowacji trzy towarzyskie mecze, dzięki temu mogliśmy opłacić hotele. Graliśmy przed turniejem olimpijskim kilka spotkań w Szwajcarii, też po to, by zarobić pieniądze na nasze utrzymanie. W uroczystości otwarcia igrzysk my hokeiści nie braliśmy udziału. Po prostu nie mieliśmy strojów, każdy był inaczej ubrany. Otwarcie oglądaliśmy więc z trybun. Tylko nasi narciarze byli jako tako ubrani. Inaczej było na igrzyskach w Oslo w 1952 roku, uszyto nam kurtki, byliśmy na otwarciu.Mocno kibicowałem naszemu skoczkowi Stanisławowi Marusarzowi, byłem na konkursie skoków w Holmenkollen, widziałem króla Norwegii - _wspomina pan Eugeniusz.

Nasza reprezentacja w St. Moritz i w Oslo spisała się bardzo dobrze, w obu turniejach zajęła szóste miejsce.

- To były i tak wyniki ponad miarę. Nie byliśmy w stanie rywalizować z Kanadyjczykami i Amerykanami, choć z tymi drugimi stoczyliśmy wyrównaną walkę w Oslo, przegrywając tylko 3:5. Zamorscy hokeiści imponowali mi jazdą, techniką kija. Ale z europejskimi zespołami potrafiliśmy wygrywać, w St. Moritz pokonaliśmy Austrię i Włochy. Na turnieju w Oslo odnieśliśmy bardzo wartościowe zwycięstwa nad Finlandią i Norwegią, pamiętam, w tym drugim meczu miałem dobry dzień, zdobyłem trzy bramki. Dzisiaj tylko można pomarzyć o __takich wynikach - mówi Lewacki.

Pan Eugeniusz grał w hokeja do 1960 roku, potem, bo miał papiery trenerskie, prowadził młode zespoły w KTH. Po zakończeniu kariery jeździł jako taksówkarz w Krynicy z numerem 1. Potem przeniósł się do Szczawnicy, od kilkunastu lat mieszka w Krakowie, na Azorach.

- Przez całą karierę sportową omijały mnie kontuzje, nie miałem żadnych złamań, urazów mięśniowych, raz tylko kolega przyłożył mi trzonkiem kija pod __oko, wyskoczyła „śliwka” - śmieje się Lewacki.

Chodzi na każdy mecz

Eugeniusza Lewackiego można spotkać niemal na każdym spotkaniu hokeistów Comarch Cracovii.

- Hokej jest dla mnie nadal dyscypliną numer 1. To najpiękniejszy, najszybszy sport zespołowy na świecie. Bardzo podobały mi się ostatnie play -offy, zaimponowała mi Cracovia, która walecznością, sercem wyszarpała złote medale, bo GKS Tychy miał mocniejszą ekipę. Przez Cracovię w ostatnich latach przewinęło się wielu bardzo dobrych hokeistów, zawsze imponował mi Leszek Laszkiewicz, olbrzymi wkład w ostatnie medale ma bramkarz Rafał Radziszewski. W ubiegłym roku byłem na wszystkich meczach mistrzostw świata w Tauron Arenie. Hala zrobiła na mnie wielkie wrażenie.
Cieszę się, że teraz Liga Mistrzów zawita do
Krakowa, dobrze byłoby, by mecze odbywały się właśnie w najpiękniejszej hali miasta. Miło mi, że działacze hokejowi nie zapominają o mnie, dostaję zaproszenia na __różne imprezy -
opowiada Lewacki, który odznaczony został Złotym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski