MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Hostessa na sprzedaŻ

Redakcja
Dopiero w Toskanii powiedziano jej wprost: "Masz być dziewczyną do towarzystwa". - Byłam traktowana jak towar. Miałam zezwalać na obmacywanie, przytulanie, na pocałunki. Składano mi niedwuznaczne propozycje. Koszmarne wspomnienia zostaną pewnie do końca życia - mówi dzisiaj. Na wyjazd do pracy Aneta dała się skusić trzy lata temu. Była wówczas studentką pierwszego roku. Pochodzi z małego miasteczka, w domu się nie przelewało. Chciała zarobić w czasie wakacji. Odpowiedziała na ogłoszenie o organizowaniu castingu przez jedną z krakowskich agencji pośrednictwa pracy.

Ewa Kopcik

Uśmiechnięta dziewczyna promująca produkty w hipermarketach - tak kojarzyła się jej praca hostessy. Kiedy w Internecie trafiła na ogłoszenie: "Hostessy do Włoch", nie zastanawiała się długo. Zarobisz kilkakrotnie więcej niż w Polsce, a przy okazji zwiedzisz świat i nauczysz się języka - przekonywała samą siebie. Praca miała być legalna.

- Praca miała być w klubie z restauracją, a moim zadaniem, jako hostessy, było reprezentowanie lokalu wobec gości, czyli rozmowa z klientami i zachęcenie ich do zakupu drinków serwowanych w restauracji. Miałam zatańczyć, jeśli klient mnie o to poprosi, ewentualnie rozdawać ulotki przed wejściem do lokalu. W kontrakcie nie było mowy o świadczeniu jakichkolwiek usług o charakterze erotycznym - opowiada.
Według umowy, miała pracować 6 dni w tygodniu, od godz. 22 do 4.30. Gwarantowano jej miesięczne wynagrodzenie - 1040 euro netto. Do tego miały dojść prowizje od obrotów klubu, czyli 0,5 euro za każdego zamawianego przez klienta drinka i 5 proc. od zapłaconego przez niego rachunku w restauracji. Włoski pracodawca miał jej zagwarantować zakwaterowanie. Krakowska agencja - opiekę rezydenta. Przed wyjazdem przeszła jednodniowe szkolenie w Warszawie - z zakresu "asertywności i stylizacji".
Do Florencji pojechała busem, na własny koszt, razem z dziewczynami, które poznała w czasie castingu w Krakowie. Odebrała je Polka, która przedstawiła się jako rezydentka agencji. Od razu przeprowadziła selekcję. Dziewczyny, które jej się nie spodobały, pojechały dalej, na Sardynię. Aneta trafiła do night clubu pod Florencją.
- To był klub dla mężczyzn, gdzie średnia wieku oscylowała w granicach 60-70 lat. Dziewczyny siedziały na kanapach, a klient je wybierał - jak towar, wskazując palcem barmanowi. Gdy siadało się z nim przy stoliku, pierwszym gestem było zazwyczaj objęcie za ramię, choć niektórzy od razu chcieli, żeby usiąść im na kolanach. Co klient robi po wypiciu kilku drinków, można sobie wyobrazić - wspomina Aneta.
Za każde pół godziny spędzone z dziewczyną klient płacił ok. 20 euro. Z tą samą częstotliwością przy stoliku pojawiał się kelner, serwując drinki dla gościa i dziewczyny. Jeśli klient już nie zamawiał, oznaczało to, że przestaje płacić za jej towarzystwo. Wtedy wracała na kanapę i czekała na kolejnego gościa. Każde pół godziny w jego towarzystwie liczone było jako jedna konsumpcja. W ciągu dwóch tygodni musiała "wyrobić" ich 60. W przeciwnym razie nie dostawała wynagrodzenia, które jej gwarantowano w "umowie o współpracy" podpisanej w Polsce.
W Internecie można znaleźć podobne historie kobiet, które zdecydowały się na pracę w charakterze hostess we Włoszech, Grecji, Hiszpanii lub Japonii. Oto fragment listu jednej z dziewczyn, która - podobnie jak Aneta - skusiła się na pracę we Włoszech: "Dziewczyna, którą wybrał jakiś klient, musi się starać, żeby ten klient przy niej został, dlatego jej zadaniem jest podejście do niego i czułe przywitanie się z nim podczas jego następnej wizyty w klubie. (…) Klient również może zabrać dziewczynę z lokalu na kolację, na przejażdżkę po mieście czy wycieczkę nad morze. Jeśli taki wypad odbywa się w godzinach pracy dziewczyny, to płaci właścicielowi lokalu 250 euro za jej ťwypożyczenieŤ. W czasie takich wypadów dzieją się różne rzeczy, niekoniecznie miłe dla dziewczyn. Zazwyczaj jest tak, że im dłużej dziewczyna spotyka się z klientem, tym więcej on od niej chce. Dochodzi do tego, że klient zaczyna się dobierać do niej wbrew jej woli, chce ją zaciągnąć do łóżka itd. itp. Dziewczyny są traktowane jak rzeczy, którymi się handluje. Zdarza się, że do lokalu wchodzą przypadkowi turyści i są przekonani, że trafili do burdelu".
Werbowaniem młodych kobiet do pracy we Włoszech krakowska policja zainteresowała się wiosną ubiegłego roku. Do tej pory zarzuty oszustwa, czerpania korzyści majątkowych z handlu ludźmi i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej postawiono 12 osobom. Do pierwszych aresztowań doszło dokładnie rok temu. Zarzuty przedstawiono wtedy m.in. małżeństwu spod Warszawy, właścicielce krakowskiej agencji pośrednictwa pracy oraz Włochowi. Później do grona podejrzanych dołączyli mieszkańcy Kielc i Legnicy, żona aresztowanego wcześniej Włocha i kobieta uważana za księgową gangu. Kilkanaście dni temu wpadł 23-letni mężczyzna, który - według policji - był naganiaczem i wyszukiwał kandydatki do pracy we włoskich klubach w małych miejscowościach na południu Polski.
- Musiały być atrakcyjne i młode. Najczęściej werbowano dziewczyny w wieku od 18 do 23 lat, bez doświadczenia życiowego, takie, którymi łatwo manipulować. Większość z nich to studentki. Już na wstępie były oszukiwane, zapewniano je, że wyjeżdżają do legalnej pracy w charakterze hostess, będą promować alkohol w dyskotekach, restauracjach i pubach. Taki kontrakt podpisywały w Polsce, kolejny miały podpisać we Włoszech. Faktycznie nie zawierano tam z nimi żadnym umów. Trafiały nie do restauracji i pubów, tylko do nocnych klubów, w większości nielegalnych, w którym spotykali się starsi panowie - mówi policjant z krakowskiego CBŚ.
- Szacujemy, że w ten sposób do włoskich lokali trafiło ok. 300 Polek. Kilkadziesiąt z nich złożyło już zeznania obciążające przestępców. Były zatrudniane jako "panie do towarzystwa", a ich swoboda była ograniczana przez włoskich "impresariów". Nie mogły łatwo zrezygnować z takiej pracy, gdyż groziły im kary finansowe - ok. 5 tys. zł - za odstąpienie od umów zawartych w Polsce. Nie mając pieniędzy na powrót do kraju i spłacenie kar za odstąpienie od umowy, musiały "odpracowywać" zobowiązania - dodaje mł. insp. Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji.
Zazwyczaj pierwsze 2-3 dni nie wyglądały tragicznie. Powoli przyzwyczajano je do obowiązków. Mówiono: masz witać gości, uśmiechać się, pić drinka. Później stawiano już sprawę otwarcie. Dziewczyna dowiadywała się, że musi zapewnić co najmniej 5 "konsumpcji" w ciągu nocy, czyli zadowolić kilku klientów. Jeśli nie wyrabiała normy, wyrzucano ją z klubu i z mieszkania. Zostawała bez środków do życia. Większość dziewczyn (policja szacuje, że ok. 90 proc.) nie znała języka włoskiego. Słabo też znały angielski. Niektóre nie wiedziały nawet, w jakiej części Italii się znajdują, gdzie jest najbliższy polski konsulat. Na posterunek policji żadna się nie zgłosiła. Bały się, że za nielegalną pracę grożą im konsekwencje.
- Często jechały do Włoch bez żadnych pieniędzy. Na podróż zapożyczały się u rodziny lub u właścicieli agencji. Jeśli nie przepracowały dwóch tygodni, właściciel klubu nie wypłacał im ani grosza, wystawiał natomiast rachunek za pokój, w którym mieszkały. Nie mając za co wracać do kraju, najczęściej godziły się więc na dalszą pracę. Albo wracały do tego samego klubu, albo rezydent przenosił je do innego, mamiąc obietnicami, że w nowym miejscu jest lepiej i że wkrótce się przyzwyczają. Tam nie było przemocy fizycznej, był przymus ekonomiczny i psychiczny. Jeśli dziewczyna przetrwała dwa tygodnie, dostawała pieniądze, które wystarczały zaledwie na bilet do Polski - mówi oficer CBŚ.
Z ustaleń śledztwa wynika, że właściciele polskich agencji, którzy pośredniczyli w tym handlu dziewczynami, mogli zarobić nawet kilkaset tysięcy ero. Za każdy dzień przepracowany przez "hostessę" w klubie otrzymywali od właściciela 10 euro.

Zawody wysokiego ryzyka

Praca hostessy, modelki lub tancerki za granicą to zawody wysokiego ryzyka - ostrzega fundacja La Strada w swym poradniku (dostępnym na stronie internetowej www.strada.org.pl). Najlepiej z niej zrezygnować. Jeśli nie możesz lub nie chcesz, przed wyjazdem koniecznie sprawdź, czy firma, która proponuje wyjazd, jest uczciwa. Przed wyjazdem ubezpiecz się od nieszczęśliwych wypadków i leczenia za granicą. Zostaw bliskim adres, pod którym będziesz, zostaw im także kserokopie dokumentów, które zabierasz ze sobą. Staraj się nie jechać sama. Wyjazd z kimś, kogo dobrze znasz, zmniejsza ryzyko. Ustal z bliskimi, jak często będziesz do nich dzwonić. Pamiętaj także, aby wziąć ze sobą adres i numer telefonu konsulatu polskiego w kraju, gdzie będziesz. Weź także słownik i minirozmówki, jeśli nie znasz dobrze języka. Umowę, którą podpiszesz, przeczytaj kilka razy. Najlepiej, jeśli dostaniesz ją wcześniej i skonsultujesz z prawnikiem. Dobrze jest skontaktować się z osobami, które już pracują w miejscu, w którym będziesz. Dowiesz się od nich, jakie są warunki i czy naprawdę warto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski