Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hugo i jego wynalazek 3D

Redakcja
Martin Scorsese, pierwszy rzeźnik kina gangsterskiego, autor "Taksówkarza” i "Chłopców z ferajny”, nakręcił film familijny! I jeszcze dostał 11 nominacji do Oscara. To wygląda, jak żart ze skeczu Monty Pythona. Ale jest autentycznym faktem.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Wielki filmowiec wziął na warsztat nowelę Briana Selznicka "The Invention of Hugo Cabret”. Scorsese zawsze kochał kino. I dawał temu wyraz w swoich filmach. Najlepszym tego przykładem jest nakręcony w 2004 roku "Aviator” – opowieść o Howardzie Hughesie, pionierze kinematografii i lotnictwa. W najnowszej produkcji autotematyzm znów wychodzi na plan pierwszy. Scorsese jednym z głównych bohaterów uczynił Georgesa Meliesa, francuskiego iluzjonistę i filmowca, absolutnego wizjonera (w tej roli Ben Kingsley). Człowieka, który dostrzegł w kinie ładunek wizualny, a zarazem pole, na którym może eksplodować niczym nieskrępowana wyobraźnia. Jego filmy wybiegały daleko poza granicę ówczesnej imaginacji, czego przykładem jest słynna "Podróż na księżyc” (1902), której odnowioną kopię mogliśmy obejrzeć w czasie festiwalu Etiuda&Anima w Krakowie.

Biografię Meliesa wypełniają jednak cienie. Stał się najpierw wielką gwiazdą, by w latach 20. popaść w tarapaty finansowe. Wtedy zniszczył większość dorobku, porzucił film i zajął się prowadzeniem sklepiku ze słodyczami oraz zabawkami. W latach 30. został ponownie odkryty, zmarł w 1938 roku w przytułku dla twórców filmowych.

"Hugo i jego wynalazek” można odczytać na wielu poziomach. Najmłodsza widownia będzie z zapartym tchem śledzić przygody tytułowego sieroty, który żyje na pograniczu jawy i snu, zajmując się nakręcaniem zegarów i konserwacją urządzeń na wielkim dworcu kolejowym (motyw mechanizmu przenika zresztą cały scenariusz). Starsza publiczność wychwyci natomiast metaforę, którą kryje opowieść o Meliesie. Jego biografia to przykład artystycznej sinusoidy. Twórca, nawet wybitny, musi być gotowy na przeżycie najbardziej trudnych i skrajnych emocji. Potrafią one zarówno wynieść na szczyt, jak i sprowadzić do depresji. Sądzę, że w tej konstatacji kryje się także wiele autobiograficznych wątków dla Scorsesego. On również wznosił się i upadał, bardzo długo walczył o uznanie Akademii przyznającej Oscary. W 2001 roku miał aż 10 nominacji za "Gangi Nowego Jorku” i nie dostał ani jednej nagrody! Oscara nie otrzymały ani "Taksówkarz”, ani "Wściekły byk”, ani "Ostatnie kuszenie Chrystusa”, ani Chłopcy z ferajny”, ani "Aviator” – a więc autorskie projekty. Złotą statuetkę przyniosła dopiero "Infiltracja” (2007), film znakomity, będący jednak przeróbką hongkońskich "Infernal Affairs”.

Najnowszy film jest hołdem złożonym wielkim filmowcom. Mamy tu spotkanie dwóch wspaniałych osobowości. Z jednej strony obraz wspomina Meliesa, który był pionierem efektów specjalnych i kina rozbudzającego wyobraźnię. Z drugiej Scorsese po raz pierwszy sięgnął po technologię trójwymiarową, która napędza kino od premiery "Avatara”. Efekty stworzone na potrzeby "Hugo i jego wynalazku” są zresztą doskonałe, twórca w pełni czuje ich siłę i potrafi ją perfekcyjnie wykorzystać. Kino nie odchodzi na boczny tor. Było, jest i będzie zawsze napędzane wyobraźnią wielkich twórców. Takich jak Melies. I takich jak Scorsese.


Fot. UiP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski