Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Humor może być odtrutką na zbyt duże ego

Rozmawiał Paweł Gzyl
Vespa najpewniej pojawi się w Krakowie w klubie Piękny Pies
Vespa najpewniej pojawi się w Krakowie w klubie Piękny Pies Fot. Archiwum zespołu
Rozmowa z gitarzystą Maciejem Jotem, z zespołu VESPA, o jego nowej płycie „Diamenty i jedwabie”. Czekają na Was ciepłe brzmienia retro!

- Rok temu Vespa obchodziła dwudziestolecie działalności. To szmat czasu jak na zespół muzyczny. Jakie były nastroje?

- Nigdy nie przywiązywaliśmy wagi do jubileuszy. Jedyny, jaki obchodziliśmy, to była... pierwsza rocznica istnienia. Spotkaliśmy się wtedy na piwo. (śmiech) Od tamtej pory staramy się bardziej patrzeć w przyszłość niż w przeszłość. Stąd nie robiliśmy żadnych podsumowań. Być może też dlatego, że jak policzył jeden z naszych fanów, przez Vespę przewinęło się do tej pory prawie 30 osób. Któż miałby więc ten jubileusz obchodzić?

- Jak to się stało, że mimo ciągłych zmian składu i tego, że nie udało Wam się przebić do mainstreamu, przetrwaliście aż dwie dekady?

- Takie jest ska. Na polskie dusze oddziałuje dobrze, bo ludzie na koncertach skaczą i śpiewają, ale nie zyskało nigdy takiej popularności, jak reggae. Zespołów grających ska jest w Polsce zdecydowanie mniej, nie mają też swoich festiwali, dlatego może trudniej jest się im przebić. Jednak naszym celem nigdy nie było zrobienie wielkiej kariery. Gramy z pasji do tej muzyki - i cieszymy się, że robimy to, co kochamy. W promowaniu siebie zawsze byliśmy cieńcy - przyznaję. (śmiech)

- Od początku nagrywacie dla niezależnych wytwórni - najpierw QQRQ, potem Jimmy Jazz, teraz Lou & Rocked Boys. Nie próbowaliście zwrócić na siebie uwagi majorsów?

- Ostatnie trzy płyty rozsyłaliśmy tu i tam. Ale to tak nie działa. Tam nie siedzi jakiś łowca talentów i nie przesłuchuje trzystu demówek, które akurat trafiły na jego biurko w tym tygodniu, by nagle wrzasnąć: „O Boże! Co za perełka! Włożymy w to cały nasz szmal! To będzie wielkie!”. Jeśli przyjrzysz się uważnie temu, co wydają majorsi, to nawet, gdy jest to jakiś debiutujący zespół, i tak stoi za nim jakiś znany muzyk. Zresztą nie wiem - może to teoria spiskowa dziejów? (śmiech)

- Przed nagraniem nowej płyty opuściła Was długoletnia wokalistka Alicja. Co się stało?

- Miała już dosyć. Była z nami aż piętnaście lat - a przecież nie jeździmy po pięciogwiazdkowych hotelach i nie latami czarterem między miastami. I tak swoje zrobiła, spędzając szmat czasu w męskim towarzystwie w przeróżnych hostelach czy akademikach. Dla dziewczyny to właściwie bohaterski wyczyn. W końcu jednak było tego dla niej za wiele. Chciała się zająć innymi rzeczami - i zrezygnowała.

- Jak znaleźliście jej następczynię Lenę?

- Poszukiwania zaczęły się po roku dwa lata od wydania poprzedniego albumu. Przed naszym mikrofonem przewinęły się dwie dziewczyny. Nie było jednak łatwo - bo musiały opanować stary repertuar i zacząć pracować nad nowym. Przykładały się i świetnie śpiewały, ale nie do końca nam pasowały. Bo w zespole nie tylko muzycznie, ale też pod względem charakterów wszystko musi się zgadzać. W końcu trafiliśmy na Lenę. Tym razem okazało się, że ma świetny charakter - a dopiero potem wyszło, że znakomicie śpiewa. Kiedy się znalazła, wszystko ruszyło z kopyta. Teraz mamy skład, w którym wszyscy się lubią i chcą się ze sobą spotykać.

- Alicja była bardziej zadziorna i dynamiczna, a Lena - jest bardziej kobieca i śpiewa melodyjniej. Zgodzisz się?

- Ala wyrastała mocno ze środowiska ska. Lena przychodzi też z alternatywnej sceny, ale z zupełnie innej strony. Dzięki temu zespół jeszcze bardziej skręcił w stronę innych gatunków: swingu, country czy americany.

- Dzięki temu nowa płyta jest bardzo różnorodna. Dlaczego postanowiliście aż tak mocno poszerzyć brzmienie?

- To stało się naturalnie. Ska ma taki urok, że da się łączyć z innymi gatunkami bez problemu niczym woda. (śmiech) Poza pierwszą płytą, nigdy więc nie zamykaliśmy się na inne style. Na każdym albumie pojawiały się inne dźwięki. W końcu tendencja ta doszła w pełni do głosu. Tym bardziej, że jest w Polsce już teraz kilka zespołów, które grają świetnie ska w czystej formie, my już więc nie odczuwamy poczucia misji popularyzowania tej muzyki. Mogliśmy pójść w inną stronę. Pozostajemy jednak w konwencji retro - bo to nam w duszy gra.

- No właśnie: nawet szata graficzna i Wasze sceniczne stroje są temu podporządkowane. Co Was fascynuje w tak oldskulowych klimatach?

- Wyrazisty styl. Kiedyś była większa dbałość o estetykę niż dzisiaj. Dlatego zarówno muzyka, jak i samochody czy ubrania były bardziej charakterystyczne. I dlatego wszystkie produkty sprzed 50 czy nawet 70 lat bronią się do dzisiaj. Są dalej piękne i cieszą nasze oko czy ucho.

- Czy Wasze piosenki są pastiszami czy też tworzycie tę muzykę retro na poważnie?

- Nigdy nie lubiłem zespołów, które traktowały się siebie ze śmiertelną powagą. Można robić muzykę na poważnie, ale trzeba mieć do siebie dystans. Dlatego nie używam wobec nikogo z nas słowa „artysta”. Jasne - wkładamy w to, co robimy całe swoje serca i pasję. Jeśli komuś to się podoba - cieszy nas to bardzo. Humor jednak musi być, bo to odtrutka na zbyt duże ego, które czasem w każdym przecież dochodzi do głosu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski