Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Huśtawka życia

Redakcja
W jednej z ostatnich scen filmu Doroty Kędzierzawskiej "Pora umierać", Aniela - Danuta Szaflarska, powoli sadowi się na huśtawce. Starej i biednej huśtawce, która kiedyś bez wątpienia była młoda i piękna. Jak jej właścicielka. Staruszka zaczyna się huśtać. Wolno, wolno, coraz szybciej. W końcu wzlatuje bardzo wysoko, prawie do nieba. Widzi wszystko to, co było w jej życiu dobre lub ciekawe. Jakieś pół minuty zazdrości sprzed trzydziestu lat, dwie godziny miłosnego lęku, czterdzieści cztery minuty strachu o syna. Aniela dryfuje coraz wyżej. Frunie do nieba znakomitego kina.

"Pora umierać" Doroty Kędzierzawskiej jest także filmem o Domu

Tegoroczny festiwal w Gdyni niczym specjalnym nie różnił się od wcześniejszych edycji. Kilka dobrych filmów, kilka beznadziejnych, plus cała, nieskończenie długa, szara strefa. Polska przeciętność podana saute, bez żadnych dodatków. Słonych lub pikantnych. Ale relacje prasowe po festiwalu były, oczywiście, słodkie. Nieco przesłodzone. Czytałem - wiele razy - że tegoroczny festiwal udał się jak nigdy dotąd. Że w ogóle wszyscy jesteśmy bardzo udani. Tak, jesteśmy piękni, udani i mądrzy. Tylko dlaczego tak nieudolnie kłamiemy? Kogo chcemy oszukać - siebie czy widzów? Nie nabiorą się tak łatwo.
Zapomnijmy jednak na chwilę o nieszczęsnej Gdyni. Liczbę mnogą tych wszystkich podrabianych "sztuczek" i źle sprzęgających się "korowodów" koniecznie chciałbym zastąpić liczbą pojedynczą i pochylić się nad jedynym, moim zdaniem, pokazanym na festiwalu filmem, o którym z pełną odpowiedzialnością mogę napisać, że był znakomity: "Porą umierać" Doroty Kędzierzawskiej. Od piątku w krakowskich kinach.

\\\*

Dorota Kędzierzawska ma swój styl. Do nikogo nie jest podobna, z nikim się nie ściga. Od lat robi swoje małe, kameralne kino - filmy o niekochanych dzieciach, samotnych matkach, pryszczatych outsiderach, które mają swoją wierną i liczną widownię na całym świecie. Międzynarodowy fan-club Kędzierzawskiej jest elitarny, warto zawalczyć o członkostwo w klubie, do którego należą już m.in. Ridley Scott, Kevin Reynolds czy Michael Nyman. W Polsce Kędzierzawska fanów ma jakby trochę mniej, za to na pewno więcej wrogów. Ale w przypadku tej reżyserki lokalne dąsy mają znaczenie zdecydowanie drugorzędne. "Pora umierać" właśnie rozpoczęła długi, niezależny festiwalowy żywot. Najpierw wielominutowa owacja na wielkim festiwalu w Toronto, potem zachwyty prasy po pokazie filmu w koreańskim Pusan (jeden z największych filmowych festiwali w Azji), entuzjastyczne recenzje w "Screenie" i w "Hollywood Reporter". A to dopiero początek.
"Pora umierać" jest filmem, który przypomina powrót do dzieciństwa. Każdego dzieciństwa. Kiedy nasz dom rodzinny wydawał się ogromny, ogrody były wyłącznie tajemnicze, a babcia - koniecznie dobra babcia - miała siwe włosy i częstowała nas anyżowymi landrynkami. Naprawdę wierzymy w ten mit, chcemy wierzyć, nawet jeżeli nie wszystkie szczegóły w stu procentach się zgadzają. Tytuł filmu jest, oczywiście, przewrotny. "Pora umierać" to film o sile życia. O woli walki z życiem, mierzeniu się z przeciwnościami losu. Bohaterką jest Aniela, staruszka mieszkająca samotnie w pięknym, mocno zrujnowanym domu, klasycznym "świdermajerze" na linii otwockiej. Właśnie umarła ostatnia lokatorka, Aniela liczy więc na to, że dom znowu ożyje, wprowadzi się doń z powrotem jej syn (pięknie zagrał tę rólkę Krzysztof Globisz), synowa (znowu miły krakowski akcent - Marta Waldera) oraz trochę pyskata i zarozumiała wnuczka. Tymczasem syn Anieli ma zupełnie inne plany…

\\\*

Dawno nie widziałem w kinie tak pięknie pokazanej starości. Starości mądrej, ale jednocześnie dowcipnej. Aniela w niczym nie przypomina dobrej babci z dobranocek. Nie robi na drutach i nie słucha Radia Maryja. Moherowy berecik schowała głęboko na dno szafy, jest zbyt ciekawa ludzi i świata, żeby wierzyć w jakiekolwiek dogmaty. Przy okazji jest także gadatliwa i złośliwa. Nawet kiedy brakuje jej konkretnego rozmówcy (a brakuje często): rozmawia z pieskiem. Dokucza psinie, a następnie ją przeprasza.
Filmowa Aniela czuje, że być może rzeczywiście powoli "pora umierać", ale nie godzi się na marazm. Nawet wobec ostatecznej perspektywy. Mądrą babcię w filmie Kędzierzawskiej zagrała Danuta Szaflarska. To ważny punkt odniesienia, bo - obok imponującej metryki (pierwszą rolę filmową Szaflarska zagrała w pamiętnych "Zakazanych piosenkach" z 1946 roku, miała już wtedy po trzydziestce) - w ślad za takim pomysłem obsadowym idą nie tylko cudne figielki w oczach aktorki, ale także jej charakterystyczny głos, inteligencja, wielkie poczucie humoru. Oraz charyzma. Kiedy na festiwalu w Gdyni, w trakcie finałowej pożal się boże "gali" pani Danuta Szaflarska odbierała w pełni zasłużoną aktorską nagrodę, nagle na sali zapachniało lepszym światem. Kulturą, wdziękiem, stylem.
Aniela jest piękna: jak Danuta Szaflarska, wielka dama polskiego teatru i kina, dla której występ w "Porze umierać" był pierwszą główną rolą filmową od czasów niezapomnianego "Skarbu" Buczkowskiego. Bez Szaflarskiej nie byłoby tego szczególnego filmu, w którym to właśnie aktor kreśli na ekranie swój wyrazisty, jedyny w swoim rodzaju, autograf. Szaflarska nie ukrywa zmarszczek, nie retuszuje metryki. Nie musi. W wielkich zbliżeniach (wirtuozowskie, czarno-białe zdjęcia Arthura Reinhardta) twarz Anieli staje się twarzą Szaflarskiej. Twarzą odbijającą setki wybitnych ról w teatrze, dziesiątki niezpomnianych filmowych epizodów, pamięć triumfów i niepamięć porażek.

\\\*

"Pora umierać" jest także filmem o Domu. Pisanym koniecznie z wielkiej litery. Domu, czyli miejscu, w którym się rodzimy. Czasami także umieramy. Kędzierzawska przejmująco mówi o micie dzieciństwa - micie, który jest trwalszy od prawdy. To niemal literackie marzenie o opiekuńczej idylli, w której zamiast prozaicznych mebelków z Ikei, najnowszego modelu komputera i iPoda, na komodzie stał ołowiany żołnierzyk, a na ręcznie haftowanym (ściegiem richelieu) obrusie leżały leciutko pomarszczone jabłka, trzy smętne kruche ciasteczka oraz piękne, chociaż od dawna niestrojone pianino. Tęsknimy za tym światem - za jakąś szydełkową kotarą w kuchni, spoza której roztaczał się widok na wielki i wspaniały ogród. Tajemniczy ogród naszego dzieciństwa. Był naprawdę wspaniały - jak w filmie.
ŁUKASZ MACIEJEWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski