Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

... i przemocy

Redakcja
Na osobach, chcących dostać się na koncert, nieźle zarobili kierowcy busów. W Nowej Hucie zabierali oni wysiadających z tramwajów i autobusów, przekonując ich, że jadą na sam Pobiednik; za kurs żądali 2 zł. Tymczasem wysadzali ich w leżącym na obrzeżach Nowej Huty Pleszowie, skąd na lotnisko można było dotrzeć tylko specjalnym autobusem MPK. Oczywiście po wykupieniu biletu - za 4 zł. Obowiązywać miał on w dwie strony. Kto nie nabył biletu, na koncert musiał iść na piechotę, około pięciu kilometrów.

Po Inwazji Mocy - 50 zdemolowanych autobusów, 8 tramwajów...

 (INF. WŁ.) 50 zdemolowanych autobusów i 8 tramwajów, pobicia i kradzieże, zadeptane pola uprawne i sterty śmieci - to efekt sobotniej Inwazji Mocy. Niestety, nie wszyscy z około 400-500 tys. uczestników koncertu potrafili się dobrze bawić.
 Dla niektórych uczestników maratonu muzycznego inwazja - lecz w tym przypadku alkoholowa - rozpoczęła się jeszcze przed samą imprezą. Już idąc na lotnisko, można było spotkać mocno nietrzeźwych ludzi.
 Młodzież ściągała stopniowo. Największe tłumy pojawiły się przed występem Budki Suflera - około godz. 20.00.
 Ci, którzy przychodząc na Inwazję, byli jeszcze trzeźwi, mogli sobie bez trudu "poprawić humor", bowiem na lotnisku piwo lało się strumieniami. W licznych budkach "sok chmielowy" był oficjalnie sprzedawany. Jednak co zapobiegliwsi przybyli zaopatrzeni we własne zapasy. Pokotem leżeli ci, którzy skonsumowali za dużo.
 O ile alkoholu było aż nadto, o tyle brakowało... toalet. Było tylko kilkanaście kabin - na kilkaset tysięcy ludzi! Genialny pomysł miał człowiek, który zainstalował na lotnisku prywatną toaletę i inkasował po 50 gr od osoby. Kolejki były kilkusetmetrowe. Tym, którzy nie chcieli bądź nie mogli stać w ogonkach, pozostawało buszowanie w zbożu...
 Rozgwieżdżone niebo, gwiazdy na estradzie, muzyka na full, alkohol - wszystko to przyczyniało się do powstawania niesamowitej atmosfery, którą pogłębiały iście egipskie ciemności. Niestety, organizatorzy nie zatroszczyli się o odpowiednie oświetlenie, zarówno więc przechadzający się po lotnisku, jak i usiłujący wracać do domu brnęli w ciemnościach. Za jedyne źródła światła służyły odblaskowe ozdoby - aureole i rogi, które nosiły głównie dzieci.
 Zdziwienie wychodzących z koncertu budziły załadowane ciżbą ludzką autobusy jadące... w stronę Pobiednika. - To są samochody, które już odwiozły część widowni do Pleszowa. Kiedy wracają po następnych fanów, ci do nich wskakują. Wolą przejechać się z powrotem kilometr niż iść jeszcze cztery - tłumaczył jeden z pracowników MPK. - To po co ich wpuszczacie? Musiałam kupić bilet w dwie strony, a teraz będę wracać na piechotę - denerwowała się kilkunastoletnia dziewczyna. - Co my poradzimy, że was tylu tu jest! - prawie krzyczał pracownik MPK. - Tak trudno było to przewidzieć? Wiadomo przecież było, że z powrotem nie zabierze się nawet jedna dziesiąta osób, które musiały zapłacić za bilety - denerwowali się młodzi ludzie. - To nie fair - twierdzili. Inni powracający używali określeń dużo mniej parlamentarnych.
 - Kierowcy nie mogli nic zrobić. Młodzież siłą otwierała drzwi autobusów - tłumaczyła wczoraj rzeczniczka MPK. - Chuligani poturbowali kilku naszych pracowników. Jeden z inspektorów nadzoru ruchu z ciętą raną nogi został przewieziony do szpitala, z którego po założeniu opatrunku wyszedł - odawała.
 Dwupasmową drogą Pobiednik - Pleszów wracały tłumy widzów. Próbowały się przez nie bezskutecznie przedrzeć autobusy. W efekcie jechały wolniej niż szli, często zygzakiem, powracający z koncertu. Odcinek lotnisko - Pleszów przejeżdżały w półtorej godziny. Idący piechotą robili to trzy razy szybciej. Obok szosy pod mostem skrył się policyjny samochód. Był prawie niewidoczny. - Niech pan uważa, stoją z radarem - krzyknął długowłosy chłopak do kierowcy ślimaczącego się autobusu, po czym przyspieszył kroku i go wyprzedził.
 Kiedy dojazd na lotnisko stał się niemożliwy, autobusy wracające z Pobiednika kierowane były bezpośrednio do centrum. Z Pleszowa do miasta cały czas kursowało 40 podstawionych przez MPK wozów oraz dodatkowe tramwaje. Każdy zapchany do granic możliwości. Powracający z koncertu zdemolowali 50 autobusów i 8 tramwajów. - Powybijane szyby, pocięte i powyrywane siedzenia, połamane wycieraczki, porozbijane reflektory, wybite szyby... - wylicza Filomena Serwin, rzeczniczka krakowskiego MPK. - Wstępnie straty oceniamy na sto kilkadziesiąt tysięcy złotych. Sprowadziliśmy specjalne grupy remontowe, które całą niedzielę naprawiały tabor - mówiła Filomena Serwin. Rzeczniczka MPK nie potrafiła jeszcze powiedzieć, czy zysk ze sprzedaży specjalnych biletów jest większy niż wartość zniszczeń, innymi słowy, czy MPK pomimo strat nie zarobiło na imprezie. - Jeszcze nie podliczyliśmy liczby sprzedanych biletów. Proszę pamiętać, że tego dnia i nocy niemal całe przedsiębiorstwo było postawione na nogi. Nikt nie pracował za darmo - przypominała Filomena Serwin.
 Pełne ręce roboty miała też policja - interwencje zdarzały się nieomal co chwilę. Najpoważniejszym wypadkiem było dźgnięcie nożem 19-latka. Jego życiu nie zagraża jednak niebezpieczeństwo.

KRZYSZTOF MAĆKOWSKI, DOMINIKA ĆOSIĆ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski