Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Idą wybory. Leczmy się!

Redakcja
SŁUŻBA ZDROWIA. Pacjenci z Małopolski nie muszą obawiać się odwołania planowanych zabiegów i większych kolejek. Szpitale idą na całość i nie chcą ograniczać chorym dostępu do leczenia. Liczą, że przed wyborami samorządowymi pomogą im politycy...

Zadłużone placówki przyjmują chorych - i zadłużają się jeszcze bardziej, licząc na zwrot pieniędzy za nadwykonania. Przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi oczekują podjęcia "dobrych" decyzji.

Do sierpnia szpitale wydały na leczenie więcej pieniędzy, niż NFZ przyznał im na cały ten rok. Równocześnie nie mogą doczekać się zapłaty za zabiegi wykonane w roku ubiegłym ponad limit narzucony przez fundusz. Szpitale w innych regionach kraju wstrzymują planowe przyjęcia, nie chcąc wpadać w kolejne długi. Efekt? Pacjenci na termin w tym roku nie mają co liczyć. Tak jest np. w Tarnobrzegu czy w Mielcu.

Inaczej jest w Małopolsce.

Tu szpitale, których sytuacja finansowa jest podobna, nie zamierzają ograniczać dostępności do leczenia. Uważają, że dalsze wydłużanie terminów badań diagnostycznych i zabiegów oznaczałoby zagrożenie dla chorych.

Dr Anna Prokop-Staszecka, dyrektorka Szpitala im. Jana Pawła II w Krakowie, uważa, że wstrzymywanie przyjęć pacjentów to nakręcanie niebezpiecznej spirali. - Jeśli w tym roku wykonamy mniejszą liczbę zabiegów, w kolejnym otrzymamy odpowiednio mniejszy kontrakt, bo NFZ dojdzie do wniosku, że tylko tylu pacjentów chce się u nas leczyć. Będziemy zatem zmuszeni ustawiać chorych w jeszcze dłuższych kolejkach. To błędne koło! - przekonuje pani dyrektor. Szpital na drodze sądowej domaga się zwrotu ok. 3 mln zł za ubiegłoroczne nadwykonania.

Żadnych ograniczeń nie zamierza stosować także Artur Puszko, dyrektor szpitala w Nowym Sączu. - Jesteśmy jedynym szpitalem na tym terenie. Dokąd mamy odsyłać pacjentów? Argumentacja funduszu, że powinniśmy zmieścić się w ustalonym przez niego limicie, jest absurdalna, bo ludzie nie chorują według prognoz ustalanych przez urzędników. NFZ musi zrozumieć, że ja nie chodzę po ulicach i nie namawiam ludzi, by do nas przychodzili - denerwuje się Artur Puszko.

Decyzję o nieodsyłaniu pacjentów podjęto tutaj pomimo kiepskich prognoz finansowych: z 5,5 mln zł, wydanych w minionym roku ponad limit, NFZ chce zwrócić zaledwie milion - i to pod warunkiem, że szpital odstąpi od egzekwowania pozostałych kwot.

Dyrekcja uznała, że zgody na to być nie może i dlatego spór o zapłatę za nadwykonania z 2009 roku rozstrzygnie sąd. Termin decyzji Temidy jest nieznany, a pojawiają się kolejne długi: niedoszacowany tegoroczny kontrakt sprawił, że od stycznia do sierpnia szpital przekroczył limit o kolejne 5 mln zł.

Również Szpital im. Józefa Dietla w Krakowie nie widzi możliwości wyznaczania chorym odległych terminów. Szefowie placówek zakładają, że przed wyborami samorządowymi i parlamentarnymi rząd pójdzie na rękę pacjentom i zakładom opieki zdrowotnej.

Co na to właściciele szpitali? Urząd Marszałkowski sekunduje działaniom dyrektorów. - Mają nasze błogosławieństwo, bo dalszego ograniczania dostępności do leczenia zaakceptować nie sposób - podkreśla w rozmowie z "DP" Wojciech Kozak, członek zarządu województwa

Szpitale liczą na przedwyborczą łaskawość polityków

Dyrektorzy małopolskich placówek, pomimo rosnącego zadłużenia, nie odsyłają pacjentów z kwitkiem. Wierzą w rozsądek polityków, który przełoży się na dobro chorego - i zasobność szpitalnych kas.
Dr Andrzej Kosiniak-Kamysz, dyrektor Specjalistycznego Szpitala im. Józefa Dietla w Krakowie, nie widzi możliwości ustawiania chorych w kolejkach. - Niemal wszyscy nasi pacjenci wymagają natychmiastowej pomocy. Kto będzie odpowiadał, jeśli coś im się stanie? - pyta retorycznie. Jedynie pacjenci reumatologii i rehabilitacji muszą liczyć się z odległymi, nawet kilkunastomiesięcznymi terminami - z wyjątkiem tych, których stan zdrowia na to nie pozwala.

Sytuacja placówki - do niedawna jednej z nielicznych bez złotówki zadłużenia - jest coraz trudniejsza. W ubiegłym roku szpital wypracował ponad 3 mln zł nadwykonań i do dzisiaj nie otrzymał zapłaty. Dyrekcja już dawno wystawiła faktury do NFZ - i nadal liczy na zwrot wydanych pieniędzy.

Czy otrzyma całą kwotę? Dyrektor wierzy, że zdołał przekonać urzędników, iż większość zabiegów wykonano w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. A za te NFZ zapłacić musi. Niezależnie od ubiegłorocznych zaległości, do sierpnia tego roku lecznica wydała już o 3 mln zł ponad przyznany przez fundusz limit.

Urząd Marszałkowski sekunduje działaniom dyrektorów podległych im placówek. - Mają nasze błogosławieństwo, bo dalszego ograniczania dostępności do leczenia zaakceptować nie sposób - podkreśla w rozmowie z "DP" Wojciech Kozak, członek zarządu województwa. Zaznacza, że w obecnej sytuacji placówki na wsparcie z kasy województwa liczyć nie mogą, ale - w jego ocenie - jest duża szansa na to, że sąd rozstrzygnie spór z NFZ na korzyść szpitali. Za niedopuszczalną uważa sytuację, w której wysokospecjalistyczny, bardzo drogi sprzęt diagnostyczny jest wykorzystywany tylko w 30 proc. możliwości technicznych tylko dlatego, że płatnik nie znajduje na jego obsługę pieniędzy.

Również pacjenci Szpitala Uniwersyteckiego, podległego władzom CM UJ, nie muszą obawiać się odwoływania zabiegów. Co więcej: nadal mają szanse na uzyskanie terminu w tym roku. Będzie tak przynajmniej do połowy września: do tego czasu bowiem NFZ ma dać ostateczną odpowiedź w kwestii zapłaty za ubiegłoroczne nadwykonania. W minionym roku placówka zapłaciła za leczenie o 14 mln zł więcej, niż otrzymała z funduszu. NFZ uznał jednak, że zabiegi ratujące życie pochłonęły 6 mln zł - i tylko te pieniądze jest gotów szpitalowi zwrócić. Ale dyrekcja placówki nie ustępuje: w lipcu wykazała funduszowi, że wydanie pozostałych 8 mln zł było bezwzględnie konieczne. Do połowy przyszłego miesiąca ma zapaść decyzja NFZ. Warto dodać, że do sierpnia tego roku szpital wydał o 12 mln zł więcej, niż wydzielił mu NFZ na 2010 rok.

Także szpital w Brzesku nie wstrzymuje na razie zabiegów. - Ponownie zweryfikowaliśmy wszystkie wykonane w minionym roku usługi i wykazaliśmy, że na leczenie przypadków nagłych wydaliśmy znacznie więcej. Jeśli fundusz nie wyrówna brakujących kwot, pójdziemy do sądu - dyr. Józefa Szczurek podjęła już decyzję w tej sprawie.
W trudnej sytuacji są także lecznice miejskie. Szpital im. St. Żeromskiego - leczący w trybie stacjonarnym ok. 30 tys. pacjentów rocznie - już od października ub. roku walczy o zapłatę 11 mln zł nadwykonań z 2009 roku. Sprawa trafiła do sądu, który zaproponował ugodę; w jej efekcie fundusz skłonny był zapłacić... 300 tys zł. Na to zgody być nie mogło i Rada Społeczna szpitala wystąpiła do prezydenta Krakowa o interwencję; w efekcie 300 tys. zł urosło do 1,5 mln zł, ale to i tak stanowczo za mało. Pomimo to pacjenci - z wyjątkiem najbardziej deficytowych branż medycznych, takich jak operacje zaćmy czy wszczepianie endoprotez - mogą tutaj liczyć na terminy w roku bieżącym.

Zarówno sąd, jak niemal wszystkie małopolskie placówki medyczne oraz ich organy założycielskie czekają na ostateczny rozdział 201,8 mln zł nadwyżki, która - z tytułu wzrostu gospodarczego - wpłynęła do kasy małopolskiego oddziału NFZ. Szpitale otrzymają 92,6 mln zł z tej puli. Na ubiegłoroczne nadwykonania przeznaczono zaledwie 33 mln zł, czyli 30 proc. sumy wszystkich ponadlimitowych usług. Pozostałą kwotę NFZ przeznaczył na zakup dodatkowych usług.

Co oznaczają dodatkowe pieniądze dla pacjenta? Jak zauważa Ilona Pawlicka, dyrektor Szpitala Okulistycznego w Witkowicach, decyzja funduszu sprawia, że miesięcznie zaćma zostanie usunięta 3 dodatkowym osobom. Dziś na zabieg ten czeka 2773 pacjentów (!), a terminy wyznaczane są na drugą połowę przyszłego roku.

Płatnik, czyli NFZ niewiele ma do powiedzenia: - Trwają negocjacje ze szpitalami. Jesteśmy w toku rozmów - usłyszeliśmy w małopolskim oddziale funduszu.

Dorota Stec-Fus

KOMENTARZ

Małopolskie szpitale zadłużają się coraz bardziej, licząc na korzystne dla siebie rozstrzygnięcia Temidy. Uważają też, że w zapowiadanych przez rząd ustawach, reformujących służbę zdrowia, muszą znaleźć się zapisy, które systemowo rozwiążą problem finansowania lecznictwa zamkniętego. Jak zapowiada minister Michał Boni, projekty ustaw mają trafić pod obrady Sejmu na przełomie września i października. Dyrektorzy są też przekonani, że w okresie kampanii przedwyborczej politycy zrobią wszystko, by przekonać pacjentów i pracowników służby zdrowia do oddania głosu na partię rządzącą.

Dorota Stec-Fus

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski